[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opróżniając kilka butelek alkoholu. Specht stawia nas na baczność i pokrótce wyjaśnia powody swej decyzji:
- Panowie, otrzymałem wiadomość z dywizji, że tej nocy ma zapaść ważna decyzja. W celu zachowania
najwyższej sprawności bojowej naszych załóg zdecydowałem się zabronić zwyczajowych zabaw
sylwestrowych. Tę ostatnią godzinę starego roku spędzimy razem w tym miejscu, a zaraz po północy
natychmiast udamy siÄ™ na spoczynek.
Mówił swym typowym, dzwięcznym, rozkazującym głosem. To, co każdy z nas wówczas myślał,
zachowaliśmy dla siebie.
Punktualnie o północy z dywizji przychodzi doniosła wiadomość. Specht otrzymuje nominację na
majora!
Jest kompletnie zaskoczony. Oczekiwał jakiegoś specjalnego zadania bojowego dla dywizjonu. Wśród
głośnych wiwatów natychmiast każe wszystkim pilotom się rozejść. Minutę pózniej w kasynie nie ma już
nikogo.
6
1 stycznia 1944
Moi ludzie są śpiący i skacowani, gdy zjawiają się w rejonie rozśrodkowania. Słyszałem, jak głośno
śpiewając, wracali z miasta tuż nad ranem. Mnie też głowa pęka. Możemy tylko mieć nadzieję, że w tym
jedynym dniu jankesi nie nadlecÄ….
Tak oto chwiejnie rozpoczÄ…Å‚ siÄ™ rok 1944.
4 stycznia 1944
Przez ostatni tydzień mieliśmy spokój z Fortecami. Dzisiaj ich zgrupowania znów pojawiały się w
sektorze Dora-Dora.
O 10.02 dywizjon startuje w pierwszÄ… misjÄ™ tego roku. W czasie uderzenia na silnÄ… formacjÄ™ Fortec
wlatujemy w ogieÅ„ wÅ‚asnej obrony przeciwlotniczej nad Münsterem.
Gdy się zbliżam, by zaatakować jedną z kilku lecących oddzielnie grup, mój samolot zostaje trafiony.
Ogon natychmiast robi się ciężki. Ryk silnika przechodzi w wysokie zawodzenie, potem w chropawy
pisk, aż wreszcie wszystko ucicha. Jeden z pocisków przeciwlotniczych odstrzelił śmigło oraz pokrywę
silnika wraz z jego przednią częścią. Wszystko, co mogę zrobić, to starać się zachować panowanie nad
samolotem.
W następnej chwili spada na mnie lotem nurkowym Thunderbolt i strzela w skrzydło, które staje w
płomieniach. Nie ma jednak drugiej okazji, aby mnie zaatakować, gdyż wcześniej Wenneckers zakończył
jego karierę serią z karabinów.
Z najwyższym wysiłkiem udaje mi się w ogóle utrzymać drążek. Muszę wyskoczyć, zanim dosięgną mnie
płomienie. Odłączyć kopułę, odpiąć pas bezpieczeństwa - dobrze już znam standardową procedurę.
Zanim jednak zdążyłem się przygotować, zostaję wyszarpnięty z fotela przez strumień zaśmigłowy. Wiszę
w powietrzu. Spadochron zahaczył się o luk bagażowy, który jakimś cudem się otworzył. Tkwię tak z prawą
nogą na zewnątrz, a lewą wciąż w środku kabiny.
Samolot leci praktycznie grzbietem do dołu i coraz szybciej zmierza w kierunku ziemi. Nie mogę się
poruszyć. Ogromna siła strumienia zaśmigłowego przykleja mnie do tylnej części kadłuba. Rzuca lewą nogą,
którą przebieram w powietrzu, i niemal ją ukręca. Krzyczę z bólu. Pęd powietrza uderza mnie po policzkach i
zatyka nos. Ciśnienie jest tak duże, że prawie nie mogę oddychać. Płomienie liżą moje ciało.
Samolot zaczyna się obracać, po czym przechodzi w prawie pionowy korkociąg. Ogromne ciśnienie
pędu powietrza sprawia, że nie mogę nawet poruszyć ramionami. Jeśli nie uda mi się jakoś oderwać od
samolotu, to już koniec!
Cholera! Muszę się oderwać.,. oderwać... oderwać...
Spadam jakieś 3000 - 3600 metrów. Ostatnim, tytanicznym wysiłkiem, który sprawia, że zaczyna lecieć
mi krew z nosa, udaje mi się zaczepić prawą stopę o drążek. Pcham go mocno na bok. Samolot robi pół
beczki, waha się, staje na ogonie i tracąc prędkość, zdaje się przez moment wisieć w powietrzu - i wtedy się
odczepiam! Przez ułamek sekundy szybuję w powietrzu obok kadłuba. Czuję potężne uderzenie w plecy, tak
jakby coś chciało przerąbać mnie na pół. Wtedy zostaję zupełnie ogłuszony drugim uderzeniem w głowę.
Nie mam pojęcia, co się dzieje potem.
Gdy odzyskuję przytomność, lecę w chmurach z otwartym spadochronem. Linka wyzwalająca jest
wciąż na swoim miejscu, więc spadochron musiał się sam otworzyć. Usilnie próbuję złapać
oddech, lecz nie jestem w stanie. Gdy chcę krzyknąć, z gardła wydobywa mi się jedynie jęk agonii.
Nagle pojawia się ziemia. Pułap chmur wynosi ledwie 180 metrów. Spadochron kołysze się mocno z
boku na bok. Niemal w poziomie przelatuję nisko nad dachem jakiegoś domu, by runąć ciężko na zmarzniętą
ziemiÄ™ w ogrodzie.
Wtedy znowu tracę przytomność. Następne, co pamiętam, to wnętrze ambulansu.
W szpitalu w Münsterze zostajÄ™ przebadany i przeÅ›wietlony. Diagnoza: pÄ™kniÄ™cie czaszki, pÄ™kniÄ™cie
kręgów lędzwiowych, znaczne stłuczenia barków i prawej strony miednicy, rana miejscowa pod prawym
biodrem, silne wstrząśnienie mózgu i chwilowy paraliż prawej strony ciała spowodowany przesunięciem
kręgów.
Ciągle wymiotuję. Dyżurni zanoszą mnie do sali z dużym oknem i układają na świeżo przygotowanym
łóżku pod ścianą. Czuję straszliwy ból. Chciałbym móc zasnąć.
A dziś miał być ostatni dzień mojego urlopu z Lilo i małą Ingrid...
Dopiero wieczorem znowu mogę w miarę sensownie myśleć.
W łóżku obok leży porucznik z lotnictwa bombowego. Przedstawiamy się sobie. Stracił prawą nogę i
lewą stopę. Bezpośrednie trafienie ogniem przeciwlotniczym w Rosji.
30 stycznia 1944
Od czasu, gdy zostałem ranny, minęło dwadzieścia sześć dni. Nie mogłem znieść zamknięcia w tym
ogromnym szpitalu z jego wiecznym zapachem środków odkażających i poprosiłem o przeniesienie na salę
pourazową izby chorych w bazie w Wunsdorfie. Tu mogę przynajmniej znowu być ze swoim pododdziałem.
Każdego ranka zanoszono mnie do rejonu rozśrodkowania, gdzie do wieczora siedziałem zawinięty w
grube koce na leżaku.
Tamte dni musiały przyprawić o siwiznę lekarza wojskowego dywizjonu. Wbrew jego surowym
zakazom wciąż wstawałem
i próbowałem chodzić. Początkowo moje sparaliżowane kończyny sprawiały mnóstwo kłopotów. Ale pózniej
z dnia na dzień było coraz lepiej. Z czasem przyzwyczaiłem się do niekończącego się bólu głowy.
Ranek przyniósł rozkaz przeniesienia do Holandii. Mamy zostać dyslokowani w Arnhem i stamtąd
prowadzić działania przeciwko ciężkim bombowcom. Wspierając się na kulach, kuśtykam do mojego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
opróżniając kilka butelek alkoholu. Specht stawia nas na baczność i pokrótce wyjaśnia powody swej decyzji:
- Panowie, otrzymałem wiadomość z dywizji, że tej nocy ma zapaść ważna decyzja. W celu zachowania
najwyższej sprawności bojowej naszych załóg zdecydowałem się zabronić zwyczajowych zabaw
sylwestrowych. Tę ostatnią godzinę starego roku spędzimy razem w tym miejscu, a zaraz po północy
natychmiast udamy siÄ™ na spoczynek.
Mówił swym typowym, dzwięcznym, rozkazującym głosem. To, co każdy z nas wówczas myślał,
zachowaliśmy dla siebie.
Punktualnie o północy z dywizji przychodzi doniosła wiadomość. Specht otrzymuje nominację na
majora!
Jest kompletnie zaskoczony. Oczekiwał jakiegoś specjalnego zadania bojowego dla dywizjonu. Wśród
głośnych wiwatów natychmiast każe wszystkim pilotom się rozejść. Minutę pózniej w kasynie nie ma już
nikogo.
6
1 stycznia 1944
Moi ludzie są śpiący i skacowani, gdy zjawiają się w rejonie rozśrodkowania. Słyszałem, jak głośno
śpiewając, wracali z miasta tuż nad ranem. Mnie też głowa pęka. Możemy tylko mieć nadzieję, że w tym
jedynym dniu jankesi nie nadlecÄ….
Tak oto chwiejnie rozpoczÄ…Å‚ siÄ™ rok 1944.
4 stycznia 1944
Przez ostatni tydzień mieliśmy spokój z Fortecami. Dzisiaj ich zgrupowania znów pojawiały się w
sektorze Dora-Dora.
O 10.02 dywizjon startuje w pierwszÄ… misjÄ™ tego roku. W czasie uderzenia na silnÄ… formacjÄ™ Fortec
wlatujemy w ogieÅ„ wÅ‚asnej obrony przeciwlotniczej nad Münsterem.
Gdy się zbliżam, by zaatakować jedną z kilku lecących oddzielnie grup, mój samolot zostaje trafiony.
Ogon natychmiast robi się ciężki. Ryk silnika przechodzi w wysokie zawodzenie, potem w chropawy
pisk, aż wreszcie wszystko ucicha. Jeden z pocisków przeciwlotniczych odstrzelił śmigło oraz pokrywę
silnika wraz z jego przednią częścią. Wszystko, co mogę zrobić, to starać się zachować panowanie nad
samolotem.
W następnej chwili spada na mnie lotem nurkowym Thunderbolt i strzela w skrzydło, które staje w
płomieniach. Nie ma jednak drugiej okazji, aby mnie zaatakować, gdyż wcześniej Wenneckers zakończył
jego karierę serią z karabinów.
Z najwyższym wysiłkiem udaje mi się w ogóle utrzymać drążek. Muszę wyskoczyć, zanim dosięgną mnie
płomienie. Odłączyć kopułę, odpiąć pas bezpieczeństwa - dobrze już znam standardową procedurę.
Zanim jednak zdążyłem się przygotować, zostaję wyszarpnięty z fotela przez strumień zaśmigłowy. Wiszę
w powietrzu. Spadochron zahaczył się o luk bagażowy, który jakimś cudem się otworzył. Tkwię tak z prawą
nogą na zewnątrz, a lewą wciąż w środku kabiny.
Samolot leci praktycznie grzbietem do dołu i coraz szybciej zmierza w kierunku ziemi. Nie mogę się
poruszyć. Ogromna siła strumienia zaśmigłowego przykleja mnie do tylnej części kadłuba. Rzuca lewą nogą,
którą przebieram w powietrzu, i niemal ją ukręca. Krzyczę z bólu. Pęd powietrza uderza mnie po policzkach i
zatyka nos. Ciśnienie jest tak duże, że prawie nie mogę oddychać. Płomienie liżą moje ciało.
Samolot zaczyna się obracać, po czym przechodzi w prawie pionowy korkociąg. Ogromne ciśnienie
pędu powietrza sprawia, że nie mogę nawet poruszyć ramionami. Jeśli nie uda mi się jakoś oderwać od
samolotu, to już koniec!
Cholera! Muszę się oderwać.,. oderwać... oderwać...
Spadam jakieś 3000 - 3600 metrów. Ostatnim, tytanicznym wysiłkiem, który sprawia, że zaczyna lecieć
mi krew z nosa, udaje mi się zaczepić prawą stopę o drążek. Pcham go mocno na bok. Samolot robi pół
beczki, waha się, staje na ogonie i tracąc prędkość, zdaje się przez moment wisieć w powietrzu - i wtedy się
odczepiam! Przez ułamek sekundy szybuję w powietrzu obok kadłuba. Czuję potężne uderzenie w plecy, tak
jakby coś chciało przerąbać mnie na pół. Wtedy zostaję zupełnie ogłuszony drugim uderzeniem w głowę.
Nie mam pojęcia, co się dzieje potem.
Gdy odzyskuję przytomność, lecę w chmurach z otwartym spadochronem. Linka wyzwalająca jest
wciąż na swoim miejscu, więc spadochron musiał się sam otworzyć. Usilnie próbuję złapać
oddech, lecz nie jestem w stanie. Gdy chcę krzyknąć, z gardła wydobywa mi się jedynie jęk agonii.
Nagle pojawia się ziemia. Pułap chmur wynosi ledwie 180 metrów. Spadochron kołysze się mocno z
boku na bok. Niemal w poziomie przelatuję nisko nad dachem jakiegoś domu, by runąć ciężko na zmarzniętą
ziemiÄ™ w ogrodzie.
Wtedy znowu tracę przytomność. Następne, co pamiętam, to wnętrze ambulansu.
W szpitalu w Münsterze zostajÄ™ przebadany i przeÅ›wietlony. Diagnoza: pÄ™kniÄ™cie czaszki, pÄ™kniÄ™cie
kręgów lędzwiowych, znaczne stłuczenia barków i prawej strony miednicy, rana miejscowa pod prawym
biodrem, silne wstrząśnienie mózgu i chwilowy paraliż prawej strony ciała spowodowany przesunięciem
kręgów.
Ciągle wymiotuję. Dyżurni zanoszą mnie do sali z dużym oknem i układają na świeżo przygotowanym
łóżku pod ścianą. Czuję straszliwy ból. Chciałbym móc zasnąć.
A dziś miał być ostatni dzień mojego urlopu z Lilo i małą Ingrid...
Dopiero wieczorem znowu mogę w miarę sensownie myśleć.
W łóżku obok leży porucznik z lotnictwa bombowego. Przedstawiamy się sobie. Stracił prawą nogę i
lewą stopę. Bezpośrednie trafienie ogniem przeciwlotniczym w Rosji.
30 stycznia 1944
Od czasu, gdy zostałem ranny, minęło dwadzieścia sześć dni. Nie mogłem znieść zamknięcia w tym
ogromnym szpitalu z jego wiecznym zapachem środków odkażających i poprosiłem o przeniesienie na salę
pourazową izby chorych w bazie w Wunsdorfie. Tu mogę przynajmniej znowu być ze swoim pododdziałem.
Każdego ranka zanoszono mnie do rejonu rozśrodkowania, gdzie do wieczora siedziałem zawinięty w
grube koce na leżaku.
Tamte dni musiały przyprawić o siwiznę lekarza wojskowego dywizjonu. Wbrew jego surowym
zakazom wciąż wstawałem
i próbowałem chodzić. Początkowo moje sparaliżowane kończyny sprawiały mnóstwo kłopotów. Ale pózniej
z dnia na dzień było coraz lepiej. Z czasem przyzwyczaiłem się do niekończącego się bólu głowy.
Ranek przyniósł rozkaz przeniesienia do Holandii. Mamy zostać dyslokowani w Arnhem i stamtąd
prowadzić działania przeciwko ciężkim bombowcom. Wspierając się na kulach, kuśtykam do mojego [ Pobierz całość w formacie PDF ]