[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawdopodobnie tak łatwo jak zamkniętego w skorupie żółwia.
Machinalnie sięgnąłem do lewego nadgarstka i przesunąłem palcami po srebrnej
bransolecie w kształcie węża. Cały czas czułem jej ucisk, ale nie można było jej ani
zdjąć, ani rozluznić. Kiedy dotykałem zimnego metalu, przez chwilę zdawało mi się, że
wąż drgnął.
-Mamy się więc bić jak hołota? - Varrad się skrzywił. - Szkoda, że nie chcesz,
byśmy walczyli pałkami albo kijami.
-Cóż, zastanów się - powiedziałem. - Dziś w nocy znowu przelecę się nad twoją
armią. Może to pomoże ci w podjęciu decyzji.
-Zresztą, co za różnica w jaki sposób cię zabiję?
- Wzruszył ramionami. - Niech będzie po twojemu.
Mam nadzieję, że pamiętasz choć część sztychów, których cię wyuczyłem?
Czy naprawdę był aż tak dobry, by uczyć Lanne Lloch l Annah zasad szermierki?
Zapewne dowiem się tego dopiero wtedy, kiedy staniemy naprzeciw siebie na ubitej
ziemi. I zapewne będzie wtedy zbyt pózno na wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków.
-Gdzie i kiedy? - zapytałem, ignorując jego pytanie.
-W tej pięknej dolinie pomiędzy Kowadłami - odparł i uśmiechnął się lekko. -
Pamiętasz ją, Lanne?
Dopóki nie zadał pytania, nie pamiętałem. Lecz, kiedy usłyszałem słowo
 Kowadła", wyrósł mi przed oczami obraz dwóch płaskich wzgórz, pomiędzy którymi
wił się strumień. Mała dolinka leżała tuż przy rozlewisku, tam gdzie woda przeciskała
się wśród wielkich, wygładzonych w ciągu wieków głazów. Przypomniałem sobie
pewien dzień, kiedy siedzieliśmy na trawie, piliśmy wino i ogryzaliśmy z mięsa
soczyste kapłony, a nasze konie pasły się tuż obok. Był to dzień upalny i parny, pełen
planów na przyszłość, pełen rubasznego śmiechu Varrada, dzień, który zakończył się
noclegiem w zroszonej rosą trawie i długim, chwiejnym powrotem do zamku Kordelii o
poranku. Tak, pamiętałem tę dolinę, i powiedziałem o tym Varradowi.
-Wszystko może wrócić, Lanne - rzekł ciepłym głosem - myślisz, że nie boleję
nad śmiercią naszej przyjazni? Powiedz tylko słowo, a będziemy tam pić i jeść, zamiast
krzyżować ostrza.
-A nóż w plecy wbijesz mi, kiedy już zjemy, czy wcześniej? - Zaśmiałem się,
choć jego słowa zabolały bardziej, niż chciałbym przyznać przed samym sobą.
Milczał przez kilka chwil.
-Cóż... Nikt nie powie, że nie pragnąłem zgody. - Tym razem nie był to już głos
przyjaciela, lecz dyplomaty. - Zjaw się pojutrze o świcie. Będą mi towarzyszyć dwaj
generałowie oraz kilkoro sług...
-Kilkoro? - zapytałem.
-Powiedzmy: sześciu - odparł. - A tobie?
-Będę ja i mój smok - rzekłem, ale w tym momencie pomyślałem, że może, kiedy
będę umierał, chciałbym mieć przy sobie życzliwą ludzką istotę. - I jeden żołnierz.
Pamiętaj, Varradzie, że z grzbietu smoka dostrzegę, czy nie szykujesz zasadzki -
dodałem.  Jeśli zobaczę kogoś więcej, zabiję was wszystkich.
-Niech i tak będzie - zgodził się. - A jakie ja mam gwarancje, że twój smok nie
zaatakuje nas, kiedy umrzesz?
-To się nie stanie - powiedziałem, ale sam nie wiedziałem, czy mówię o ataku
smoka, czy o swojej śmierci - masz moje słowo. I pamiętaj, że jeśli użyjesz przeciw
mnie magii, smok również was wszystkich zabije.
-Masz mnie za idiotę? - zapytał bez gniewu w głosie. - Nie chcę mieć do
czynienia z twoim potworem.
Chcę zakończyć sprawę uczciwie i szybko.
-A więc do zobaczenia pojutrze - odsunąłem się od lustra - mój ty uczciwy
człowieku.
-Lanne! - Usłyszawszy wołanie, odwróciłem się. - Przykro mi, że to się kończy
właśnie w taki sposób.
Byłem pewien, że w jego głosie słyszę naprawdę szczery żal.
-Mnie też, przyjacielu - powiedziałem - mnie też.
ostanowiłem opowiedzieć Kordelii o tej rozmowie. Kiedy wszedłem do
komnaty, czesała włosy. Była ubrana w białą, prostą suknię. Spojrzała na
Pmnie z uśmiechem.
-Słyszałam, że miałeś gościa, Lanne. Czego chciał?
-Wybaczenia - odparłem natychmiast, gdyż spodziewałem się tego pytania.
-A co przyniósł w czarnym pudełku inkrustowanym srebrem?
-Gratuluję, widzę, że odrobiłaś lekcje.
Popatrzyła na mnie, nie rozumiejąc.
-Nic nie uniknie twemu spojrzeniu  wyjaśniłem grzecznie.
-A odpowiedz na moje pytanie? Kto to był?
-Mistrz Hamrod - odrzekłem, nie widziałem bowiem sensu w ukrywaniu przed
nią tej informacji.
-Któż taki? - Zmrużyła oczy.
-Nie znasz własnych poddanych, Kordelio?
-Tego imienia jakoś nigdy nie słyszałam. - Przyglądała mi się podejrzliwie.
-Pojutrze będę się pojedynkował z Varradem - obwieściłem, nie mając chęci
kontynuować poprzedniego wątku - w dolinie między Kowadłami.
-Będziesz się pojedynkował z Varradem - powtórzyła. - Czyś oszalał?!
-Nie - wzruszyłem ramionami - to uczciwe rozwiązanie.
-Biorąc pod uwagę, że jest najlepszym szermierzem, jakiego znałam, to tak:
uczciwe. Dla niego. Co ty knujesz, Lanne? Chcesz go wciągnąć w pułapkę i zabić?
Nie można powiedzieć, by wierzyła w moje zdolności. Nie można też
powiedzieć, by jej uznanie dla umiejętności Varrada mogło być dla mnie pocieszeniem.
-Zamierzam się z nim bić - odparłem - nie jestem zdrajcą.
-Nie? - zapytała z ledwo dającym się słyszeć szyderstwem w głosie. - Skoro tak
mówisz.
-Dlaczego Varrad ma mnie zabić? - Poczułem, jak ogarnia mnie wściekłość. -
Dlaczego sądzisz, że to on zwycięży?
Spojrzała na mnie tak, jakby widziała mnie po raz pierwszy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.