[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i głośne siorbanie żuru z kiełbasą. Smród potu i szczęk broni pod stołami.
Idalgo oparł się o ścianę i zmrużył oczy. Udawał, że drzemie. Widział
przemytnika pochylonego w stronę swoich kompanów i opowiadającego
półgłosem historie o wyczynach łapacza. Kiwali skołtunionymi łbami
i zerkali ciekawie na Idalga. Przesunął wzrok na obmacujących dziewki
strażników. Byli zbyt zajęci własną chucią, żeby cokolwiek knuć. Dopiero
teraz łapacz poczuł spojrzenie mnicha siedzącego w kącie zajazdu. Nie był
sam, towarzyszyło mu trzech tak samo zakapturzonych mnichów. Idalgo
uświadomił sobie, że tylko oni zachowywali się podejrzanie cicho
i spokojnie. Pochyleni nad stołem raz po raz podnosili kufle do ust
i popijali swoje wino. Czasami ręka któregoś z nich wyciągała się
i chwytała jeden z placków leżących na głębokim półmisku.
Aapacz nie lubił ludzi ukrywających twarze. W czasie walki nie można
było śledzić ich oczu. Przypominało to poruszanie się w ciemnościach.
Sam nie zauważył, kiedy zapadł w lekką drzemkę. Nie słyszał przekleństw
cyrulika i jęków obu opatrywanych żołnierzy. Z jego gardła wydobyło się
głośne chrapanie.
Obudził go krzyk dziewczyny. Otworzył oczy i zobaczył zbiegającą po
schodach dziewkę służącą w zajezdzie. Była wystraszona i blada.
Rozdygotana przylgnęła całym ciałem do karczmarza.
 Czary!  krzyczała piskliwym głosem.  Czary! Dzieciak ma
czerwone oczy! Jak jakiś mutant... Leży tam i zamiast spać, gapi się
w sufit. Kto to słyszał, żeby dzieciak po kąpieli nie spał i nie płakał?
Wyrzuć ich, panie karczmarzu, wyrzuć, bo licha jakiego naniosą...
 Stul gębę, durna!  odsunął ją od siebie karczmarz i łypnął
podejrzliwie na łapacza.  Znasz prawo... W Kreporze mutanty karane są
śmiercią przez ścięcie. Tak samo ci, którzy to robactwo przywlekli...
W zajezdzie zrobiło się cicho. Strażnicy przestali obmacywać dziewki
i poprawili broń. Idalgo spojrzał na opatrzonych żołnierzy Syriusa i plecy
cyrulika zataczającego się do drzwi. Nie drgnął nawet i nie otworzył
szerzej oczu.
 Kto gadał, że dziecko to mutant?  wycedził przez zęby.  Mutanty
i dla mnie ścierwem podszyte. A dziecko dopiero z brzucha wylazło
i prawa swoje ma... Zapytaj dziewek, które rodziły. Osesek czasami
straszny jak po stosie... Skóra czerwona, łeb wyłysiały, a gęba nie ma
czym chleba ugryzć. Zaciągnij lepiej swoją dziewkę za kuchnię
i wychędoż. Jak zajdzie, to i przywyknie...
Atmosfera w zajezdzie lekko opadła. Znów rozległy się śmiechy
i postukiwanie kuflami. Strażnicy machnęli rękami i jeszcze mocniej
zaczęli ugniatać piersi i pośladki dziewek. Karczmarz pokazał
dziewczynie, że ma się wynosić. Z płaczem złapała gruby kożuch,
narzuciła na siebie i wybiegła z zajazdu. Jeden z mnichów podniósł się
również i cicho wymknął na zewnątrz. Idalgo zdążył jednak dostrzec, że
na jego stopach nie było sandałów, lecz twarde żołnierskie buty.
Rozpoznał także zarys miecza pod luznym habitem. Wtedy poczuł blisko
swojej twarzy mdły oddech przemytnika.
 Legenda mówi, że dziecko będzie miało czerwone oczy...  Głos
przemytnika był przytłumiony i ostrożny.
 Czy i ciebie mam wyswatać, żebyś czarów w powietrzu nie niuchał?
 warknął pod nosem łapacz.  Znam legendę... Gadają o niej od Pandabu
po Sagdenię. Ile to już lat? Sto, a może i więcej... Idz, obacz sam, to kwasy
wygonisz...
Przemytnik odsunął się do tyłu, spojrzał na swoich pijanych kompanów
i osunął się ciężko na blat stołu. Wypite wino wzięło go w swoje
posiadanie. Aapacz podniósł się i skierował do wyjścia. Karczmarz, który
mieszał właśnie żur, podniósł na niego spojrzenie. Zauważył jednak, że
obserwuje go Maqui, i speszony, szybko zaczął coś mówić do obsługującej
stoły dziewki. Idalgo rzucił półgłosem do Maquiego:
 Zdatniście do walki?
 Rany płytkie...  odpowiedział Maqui.  Krwią tylko podeszły.
Walczyć możemy, panie...
 Widzi mi się, że sznur nam tu kręcą na szyję  syknął łapacz. 
Rozejrzę się, a wy miejcie oko...
Nie zdążył dać kroku, ponieważ drzwi zajazdu otworzyły się z hukiem
i do środka wbiegło kilkunastu mnichów w kapturach. Ci, którzy siedzieli
w kącie, poderwali się na nogi i w ciągu kilku sekund wycięli
biesiadników siedzących przy najbliższych stołach. Dopiero teraz goście
zajazdu rzucili się do obrony. Szybkość, z jaką zamienili jedzenie żuru
i popijanie wina na walkę, świadczyła o ich doświadczeniu. Walka, zdrada
i napady były dla nich codziennością. Teraz też potraktowali atak jak
kolejny rozdział swego życia. Napastnicy w kapturach napotkali godnych
przeciwników. Zanim się zorientowali, trzy odcięte głowy potoczyły się na
podłogę. Jedna z nich wyturlała się z kaptura i znieruchomiała pod nogami
Idalga. Wystarczył jeden rzut oka, aby stwierdzić, że nie była to głowa
człowieka. Poza owalem i rozmiarem wszystko w niej było inne.
Przypominała wydłużony pysk olbrzymiego szczura.
 Mutant!  ryknął z całej siły łapacz, wyciągnął miecz i jak szalony
rzucił się w wir walczących.  To te parszywe mutanty!
Niektórzy z walczących zorientowali się, że biją się z przeciwnikiem
szybkim i podstępnym. Kiedy ludzie i mutanty zbliżali się w walce i głowa
uderzała o głowę, wówczas następowało błyskawiczne kłapnięcie
szczurzymi zębami i tryskała krew z rozdartej tętnicy. Niekiedy miecze
zderzały się w powietrzu, zamierały na moment, szukając sposobności do
dzgnięcia, gdy nagle spod spodu pojawiała się szybka jak mrugnięcie oka
ręka z ostrymi pazurami i rozszarpywała skórę na piersi aż do kości.
Mutanty dopiero po chwili zorientowały się, że zle wybrały cel ataku.
Właściwie był to wybór najgorszy z możliwych. Towarzystwo
awanturników, złodziei, dezerterów i dziwek nie szanowało życia i łatwo
wpadało w szał. Tak było i tym razem. Do tego dochodzili nieliczni
w zajezdzie arystokraci. Honor nie pozwalał im poddawać się ani uciekać.
Walczyli do końca. Zajadłość, z jaką zaatakowani uderzyli na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.