[ Pobierz całość w formacie PDF ]
istniała grozba, że ktoś zakłóci im samotność. Zacisnęła
pięści.
77
S
R
- Umieram z głodu - powiedziała. Ale to Nicka
pragnęła o wiele bardziej niż kolacji. Może uda jej się
okiełznać hormony, zanim zrobi coś nierozsądnego, na
przykład, zaciągnie go na dół i zrobi dobry użytek z
dywanu przed kominkiem.
- Dobrze.
Czyżby bezwiednie wypowiedziała swoje myśli na
głos?
- Co: dobrze?
- Dobrze. Rozpakuj się, a ja przygotuję kolację.
- Nick, nie jestem lalką, a poza tym uwielbiam go-
tować. Mogę pomóc przygotować wszystko, co ze-
chcesz.
Nick wpakował ręce do kieszeni szortów, jakby
chciał je zmusić do bezruchu.
- Wiesz co, Michelle? Naprawdę powinnaś czasami
pomyśleć nad tym, co proponujesz. Bo któregoś dnia
w końcu przyjmę twoją ofertę.
- Może któregoś dnia ci na to pozwolę. - Michelle
nie mogła uwierzyć, że to powiedziała.
- Obiecanki-cacanki - mruknął, uśmiechając się.
Starając się wyglądać poważnie, wyprostowała mu
kołnierzyk koszuli i poklepała go po piersi.
- Ustalmy jedną rzecz, doktorze Kempner. Ja za-
wsze dotrzymuję słowa.
Ciało Nicka było bardziej rozgrzane niż palnik pod
patelnią. Do diabła, chciałby mieć silniejszą wolę.
78
S
R
Szkoda, że od tak dawna nie był z żadną kobietą.
Tyle że wszystkie, które poznał po rozwodzie, a przed
Michelle, właściwie nic dla niego nie znaczyły. Dopie-
ro Michelle naprawdę zapragnął. Popełnił tyle błędów
z Bridget, a pierwszym i najpoważniejszym z całej ich
serii było poślubienie jej. Wydawało mu się wówczas,
że postępuje właściwie. Jego kariera rozwijała się po-
myślnie, więc dlaczego małżeństwo też nie miałoby
być udane?
I nawet na swój sposób kochał Bridget. Tyle że nie
znał jej dobrze. Cudownie im było razem w łóżku i li-
czył, że ta zgodność rozciągnie się również na pozostałe
sprawy. Jednak nie było żadnej zgodności. Niestety, oboje
zdali sobie sprawę z tego, gdy było już za pózno.
- O czym tak rozmyślasz?
Nick odwrócił się od kuchenki. Michelle właśnie
siadała na krześle w kształcie dębowej beczki. Prze-
brała się w za duży podkoszulek, odsłaniający jedno
ramię, i w obcięte dżinsy, włosy zebrała w węzeł na
czubku głowy, miała bose stopy ze starannie pomalo-
wanymi na czerwono paznokciami.
- O tym, co będziemy robić jutro - odparł, myśląc
jednocześnie, że nawet stopy Michelle są seksowne.
- A co zaplanowałeś na resztę tygodnia?
Niebezpieczne pytanie. Planował zachować dystans,
ale gdy tak ją teraz widział, siedzącą w jego kuchni
i wyglądającą jak najwspanialsza męska fantazja, oba-
wiał się, że jego dobre chęci długo nie przetrwają.
79
S
R
Odwrócił się do kuchenki, tyłem do zmysłowego,
namiętnego uśmiechu Michelle.
- Pomyślałem, że jutro rano popłyniemy łódką.
Możemy na niej zjeść lunch. Lubisz łowić ryby?
- Nigdy nie łowiłam, więc nie wiem.
- Twój ojciec nie zabierał cię na ryby?
- Och, bardzo chciał, ale mama nie pozwalała.
- Dlaczego?
- Przeważnie z powodu Brooke. Przez jej alergię
nie spędzaliśmy dużo czasu na dworze. A nie byłoby
wobec niej uczciwe, gdybym ja pływała z ojcem łódką,
a ona zostawała w domu.
Sprawy zaczynały się wyjaśniać. Nic dziwnego, że
tak jej się podobała huśtawka. Najwyrazniej, powodo-
wana silnym poczuciem lojalności, w dzieciństwie
rzadko miała okazję bawić się jak normalne dziecko.
Podziwiał Michelle za to, ale też zastanawiał się, czy
bardzo z tego powodu cierpiała.
- I brakowało ci zabawy na dworze, prawda?
- Brooke i ja dobrze sobie radziłyśmy. Miałyśmy
bujną wyobraznię, więc wcale mi tego nie brakowało -
powiedziała, ale wyczuł w jej tonie lekkie wahanie.
Zgadywał, że rodzice za wcześnie obarczyli Mi-
chelle rolą opiekunki. Dlatego właśnie tak dobrze ro-
zumiała dzieci. Musiała za szybko dorosnąć. I na pew-
no nadal będzie się troszczyła o całą rodzinę, zwłasz-
cza teraz, gdy Brooke spodziewa się dziecka.
Ocknął się z zamyślenia, gdy sobie uświadomił, że
80
S
R
Michelle stoi tuż za nim, próbując zajrzeć mu przez ramię,
by zobaczyć, co gotuje. Gdy jej się to nie udało, objęła go
od tyłu w pasie, przywarła piersiami do jego pleców i wyj-
rzała z boku. Zaczął się pocić.
- Mam nadzieję, że lubisz kurczaki - powiedział, na-
stawiając wyłącznik czasowy, bo nie miał pewności, czy w
takiej sytuacji może polegać na własnym wyczuciu czasu.
- Lubię. Zwłaszcza że staram się nie jadać czer-
wonego mięsa.
- A ja na jutro zaplanowałem steki!
- Od czasu do czasu mogę złamać reguły - szepnęła.
Głos miała ochrypły, zadyszany.
Nickowi też zabrakło powietrza, jakby zapadły mu się
płuca. Ale za to do życia budziła się gwałtownie inna
część jego ciała.
- Doskonale. Więc na jutrzejszą kolację mamy steki
- powiedział odwracając się. Stwierdził, że Michelle
nie poruszyła się nawet o cal, a może przysunęła się jesz-
cze bliżej do niego. Objął ją w pasie, chcąc od siebie od-
sunąć. Ale umysł go nie posłuchał. A może to było ciało?
Tym bardziej, że Michelle zarzuciła mu ręce na szyję, i na-
stępny ruch wykonał kierowany już tylko czystym instynk-
tem. Gdy ją całował, gdzieś w zakamarku umysłu czaiła się
myśl, że nie powinien. Ale nic nie mógł na to poradzić.
Czuł, jak Michelle przywiera do niego biodrami. Nie prze-
rywając pocałunku, wyciągnął jej podkoszulek z szor-
81
S
R
tów, położył rękę na jej gołych plecach, potem powoli
zaczął ją przesuwać do przodu, w kierunku piersi. Na-
gle Michelle drgnęła, i to mu w jednej chwili przy-
wróciło świadomość tego, co robi.
Przypomniał sobie, dlaczego tu przyjechali. Przy-
jechali, bo Michelle jest wyczerpana i potrzebuje od-
poczynku.
Opuścił ręce i przerwał pocałunek. Od samego po-
czątku właśnie to powinien był zrobić.
- Jeżeli nie przestaniemy, przypalę kolację.
- Masz rację. - Głos miała zadyszany i wyglądała
rozkosznie, z nabrzmiałymi od pocałunku ustami i za-
mglonymi pożądaniem oczami. Ale mimo to nie wy-
dawała się szczęśliwa, a przecież to właśnie Nick
chciał zobaczyć: tę czystą radość, jaka malowała się na
jej twarzy, gdy się huśtała na huśtawce Kelsey.
- Może powinniśmy ustalić pewne reguły, zanim
sprawy wymkną nam się z rąk - zaproponował.
Michelle sztywno usiadła przy stole.
- Nie wyglądasz mi na człowieka, który kieruje się
surowymi regułami.
- Robię to, gdy muszę - odparł niemal ze złością. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
istniała grozba, że ktoś zakłóci im samotność. Zacisnęła
pięści.
77
S
R
- Umieram z głodu - powiedziała. Ale to Nicka
pragnęła o wiele bardziej niż kolacji. Może uda jej się
okiełznać hormony, zanim zrobi coś nierozsądnego, na
przykład, zaciągnie go na dół i zrobi dobry użytek z
dywanu przed kominkiem.
- Dobrze.
Czyżby bezwiednie wypowiedziała swoje myśli na
głos?
- Co: dobrze?
- Dobrze. Rozpakuj się, a ja przygotuję kolację.
- Nick, nie jestem lalką, a poza tym uwielbiam go-
tować. Mogę pomóc przygotować wszystko, co ze-
chcesz.
Nick wpakował ręce do kieszeni szortów, jakby
chciał je zmusić do bezruchu.
- Wiesz co, Michelle? Naprawdę powinnaś czasami
pomyśleć nad tym, co proponujesz. Bo któregoś dnia
w końcu przyjmę twoją ofertę.
- Może któregoś dnia ci na to pozwolę. - Michelle
nie mogła uwierzyć, że to powiedziała.
- Obiecanki-cacanki - mruknął, uśmiechając się.
Starając się wyglądać poważnie, wyprostowała mu
kołnierzyk koszuli i poklepała go po piersi.
- Ustalmy jedną rzecz, doktorze Kempner. Ja za-
wsze dotrzymuję słowa.
Ciało Nicka było bardziej rozgrzane niż palnik pod
patelnią. Do diabła, chciałby mieć silniejszą wolę.
78
S
R
Szkoda, że od tak dawna nie był z żadną kobietą.
Tyle że wszystkie, które poznał po rozwodzie, a przed
Michelle, właściwie nic dla niego nie znaczyły. Dopie-
ro Michelle naprawdę zapragnął. Popełnił tyle błędów
z Bridget, a pierwszym i najpoważniejszym z całej ich
serii było poślubienie jej. Wydawało mu się wówczas,
że postępuje właściwie. Jego kariera rozwijała się po-
myślnie, więc dlaczego małżeństwo też nie miałoby
być udane?
I nawet na swój sposób kochał Bridget. Tyle że nie
znał jej dobrze. Cudownie im było razem w łóżku i li-
czył, że ta zgodność rozciągnie się również na pozostałe
sprawy. Jednak nie było żadnej zgodności. Niestety, oboje
zdali sobie sprawę z tego, gdy było już za pózno.
- O czym tak rozmyślasz?
Nick odwrócił się od kuchenki. Michelle właśnie
siadała na krześle w kształcie dębowej beczki. Prze-
brała się w za duży podkoszulek, odsłaniający jedno
ramię, i w obcięte dżinsy, włosy zebrała w węzeł na
czubku głowy, miała bose stopy ze starannie pomalo-
wanymi na czerwono paznokciami.
- O tym, co będziemy robić jutro - odparł, myśląc
jednocześnie, że nawet stopy Michelle są seksowne.
- A co zaplanowałeś na resztę tygodnia?
Niebezpieczne pytanie. Planował zachować dystans,
ale gdy tak ją teraz widział, siedzącą w jego kuchni
i wyglądającą jak najwspanialsza męska fantazja, oba-
wiał się, że jego dobre chęci długo nie przetrwają.
79
S
R
Odwrócił się do kuchenki, tyłem do zmysłowego,
namiętnego uśmiechu Michelle.
- Pomyślałem, że jutro rano popłyniemy łódką.
Możemy na niej zjeść lunch. Lubisz łowić ryby?
- Nigdy nie łowiłam, więc nie wiem.
- Twój ojciec nie zabierał cię na ryby?
- Och, bardzo chciał, ale mama nie pozwalała.
- Dlaczego?
- Przeważnie z powodu Brooke. Przez jej alergię
nie spędzaliśmy dużo czasu na dworze. A nie byłoby
wobec niej uczciwe, gdybym ja pływała z ojcem łódką,
a ona zostawała w domu.
Sprawy zaczynały się wyjaśniać. Nic dziwnego, że
tak jej się podobała huśtawka. Najwyrazniej, powodo-
wana silnym poczuciem lojalności, w dzieciństwie
rzadko miała okazję bawić się jak normalne dziecko.
Podziwiał Michelle za to, ale też zastanawiał się, czy
bardzo z tego powodu cierpiała.
- I brakowało ci zabawy na dworze, prawda?
- Brooke i ja dobrze sobie radziłyśmy. Miałyśmy
bujną wyobraznię, więc wcale mi tego nie brakowało -
powiedziała, ale wyczuł w jej tonie lekkie wahanie.
Zgadywał, że rodzice za wcześnie obarczyli Mi-
chelle rolą opiekunki. Dlatego właśnie tak dobrze ro-
zumiała dzieci. Musiała za szybko dorosnąć. I na pew-
no nadal będzie się troszczyła o całą rodzinę, zwłasz-
cza teraz, gdy Brooke spodziewa się dziecka.
Ocknął się z zamyślenia, gdy sobie uświadomił, że
80
S
R
Michelle stoi tuż za nim, próbując zajrzeć mu przez ramię,
by zobaczyć, co gotuje. Gdy jej się to nie udało, objęła go
od tyłu w pasie, przywarła piersiami do jego pleców i wyj-
rzała z boku. Zaczął się pocić.
- Mam nadzieję, że lubisz kurczaki - powiedział, na-
stawiając wyłącznik czasowy, bo nie miał pewności, czy w
takiej sytuacji może polegać na własnym wyczuciu czasu.
- Lubię. Zwłaszcza że staram się nie jadać czer-
wonego mięsa.
- A ja na jutro zaplanowałem steki!
- Od czasu do czasu mogę złamać reguły - szepnęła.
Głos miała ochrypły, zadyszany.
Nickowi też zabrakło powietrza, jakby zapadły mu się
płuca. Ale za to do życia budziła się gwałtownie inna
część jego ciała.
- Doskonale. Więc na jutrzejszą kolację mamy steki
- powiedział odwracając się. Stwierdził, że Michelle
nie poruszyła się nawet o cal, a może przysunęła się jesz-
cze bliżej do niego. Objął ją w pasie, chcąc od siebie od-
sunąć. Ale umysł go nie posłuchał. A może to było ciało?
Tym bardziej, że Michelle zarzuciła mu ręce na szyję, i na-
stępny ruch wykonał kierowany już tylko czystym instynk-
tem. Gdy ją całował, gdzieś w zakamarku umysłu czaiła się
myśl, że nie powinien. Ale nic nie mógł na to poradzić.
Czuł, jak Michelle przywiera do niego biodrami. Nie prze-
rywając pocałunku, wyciągnął jej podkoszulek z szor-
81
S
R
tów, położył rękę na jej gołych plecach, potem powoli
zaczął ją przesuwać do przodu, w kierunku piersi. Na-
gle Michelle drgnęła, i to mu w jednej chwili przy-
wróciło świadomość tego, co robi.
Przypomniał sobie, dlaczego tu przyjechali. Przy-
jechali, bo Michelle jest wyczerpana i potrzebuje od-
poczynku.
Opuścił ręce i przerwał pocałunek. Od samego po-
czątku właśnie to powinien był zrobić.
- Jeżeli nie przestaniemy, przypalę kolację.
- Masz rację. - Głos miała zadyszany i wyglądała
rozkosznie, z nabrzmiałymi od pocałunku ustami i za-
mglonymi pożądaniem oczami. Ale mimo to nie wy-
dawała się szczęśliwa, a przecież to właśnie Nick
chciał zobaczyć: tę czystą radość, jaka malowała się na
jej twarzy, gdy się huśtała na huśtawce Kelsey.
- Może powinniśmy ustalić pewne reguły, zanim
sprawy wymkną nam się z rąk - zaproponował.
Michelle sztywno usiadła przy stole.
- Nie wyglądasz mi na człowieka, który kieruje się
surowymi regułami.
- Robię to, gdy muszę - odparł niemal ze złością. [ Pobierz całość w formacie PDF ]