[ Pobierz całość w formacie PDF ]

— Dobra jest — oświadczył. — Idę.
Nim minęli trzy wille po drodze do Luke’a, Archie słuchając opowiadania sierżanta
zdążył zmienić opinię o policjantach. Żeby na własną rękę nakryć dziewięciu rozpru-
waczy kas pancernych! Bez broni wedrzeć się do meliny gangsterów, w której każdych
drzwi, każdego okna strzegł karabin maszynowy. A kiedy z ogrodu zoologicznego ucie-
kły dwa lwy...
— No, nic nadzwyczajnego — mówił sierżant O’Hare. — To dla policjanta chleb
z masłem. Zresztą, to nie były bardzo duże lwy.
Opowiadał o swym bohaterstwie z całą skromnością. Archie słuchał z otwartymi
ustami, wreszcie rzekł:
— No! Wie pan co? Złapał pan kiedy mordercę?
— Pewnie! — odparł sierżant O’Hare. — Łapie się dzień w dzień. Zwykła rzecz.
— Głos miał już trochę znudzony. — A czy ci już mówiłem, jak ścigałem dzikusa, co
uciekł z cyrku, uzbrojony w łuk i zatrute strzały?
— I co? I złapał pan? — spytał Archie wlepiając w sierżanta oczy pełne czci i uwiel-
bienia. — Niech pan opowie!
— Opowiem — przyrzekł sierżant. — Ale trochę później. — Siadł na wysokim sto-
liku przy kontuarze i zwrócił się do Luke’a: — Podwójny syrop słodowy z czekoladą
i z kremem dla mojego przyjaciela i kawa dla mnie.
— Byczo! — wyrwało się Archiemu. Ale w tej chwili ukłuł go wyrzut sumienia. Dina
przepadała za syropem słodowym z kremem. Szkoda, że nie ma Diny. Zaraz jednak
przypomniał sobie śmiertelną urazę do sióstr i sumienie ucichło.
— O czym to mówiliśmy? — podjął sierżant mieszając łyżeczką w filiżance. — My,
mężczyźni, musimy trzymać sztamę, a dziewczynki...
— Właśnie — potwierdził Archie. — Dziewczyny na niczym się nie znają. — Pocią-
gnął łyk syropu. Nie doznał rozkoszy, jaką sobie obiecywał. Powiedział: — Niech pan
mówi o tych zatrutych strzałach.
— Ach, tamta historia! — rzekł sierżant. — To było tak: Znalazłem człowieka po-
dziurawionego jak sito zatrutymi strzałami. A miałem, rozumie się, podręczną apteczkę
przy sobie. Jak myślisz, co mu dałem?
Archie wyjął słomkę z ust.
— Rycynę?
— Zgadłeś! — ucieszył się sierżant. — Słuchaj, mały, jesteśmy koledzy, prawda?
— Aha — odpowiedział Archie chwytając znów słomkę w zęby.
— A koledzy nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Mają?
Archie dokazał nie lada sztuki potrząsając przecząco głową bez wypuszczenia słom-
ki z ust.
42
— I dlatego — ciągnął sierżant czując już pewny grunt pod nogami — koledzy mó-
wią sobie zawsze prawdę. Mam rację?
Archie wciągnął przez słomkę resztkę syropu z niemiłym dla ucha bulgotem. Wyjął
słomkę z ust.
— Ma pan rację — bąknął.
— To może mi coś powiesz — zaproponował sierżant O’Hare. — Może mi powiesz...
A nie wypiłbyś jeszcze jednej porcji?
Archie spojrzał w głąb pustej szklanki. Toczył w sercu tajemną walkę z sumieniem,
które uparcie powtarzało mu do ucha wyrzut: „Zdrajco!” Z drugiej jednak strony praw- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.