[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Do widzenia panu.
Pan Hartmann oddalił się spiesznie. Po chwili wsiadł do samochodu i
odjechał. Czuł się paskudnie. Nie mógł przeboleć, że baron chce odejść.
Szczerze polubił tego dzielnego, sumiennego i pilnego młodego człowie-
ka. I wciąż brzmiało mu w uszach pytanie barona: „Czy naprawdę uważa
pan, że dla pańskiej córki szczęściem jest zostać księżną Nordheim?" I pan
Hartmann po raz pierwszy sam postawił sobie pytanie, czy rzeczywiście
zapewni córce szczęście umieszczając ją w najwyższych kręgach
arystokracji.
Pożegnawszy się z panem Hartmannem, baron Oldenau udał się do
swych pokoi. Chciał zadzwonić na służącego, by go zameldował Margot,
gdy wtem rozległo się pukanie do drzwi. Baron powiedział „proszę" i
wszedł lokaj.
— Łaskawa panienka prosi pana barona do saloniku. Baronowi drgnęły
lekko usta.
— Już idę — powiedział i po paru minutach stanął przed nią. Margot
wiedziała, że ojciec wyjechał i nie będzie go przez kilka godzin w domu.
Gospodyni wyszła po zakupy. Była więc pewna, że nikt jej nie
przeszkodzi, gdy będzie kuła żelazo póki gorące.
I teraz oto stała przed baronem lekko zakłopotana i bezradna, prosząc go
by usiadł.
— Prosiłam pana, panie baronie, gdyż wiem, że ojciec wyjechał, a ja
mam z panem do pomówienia.
Baron ukłonił się i — gdy go poprosiła — usiadł naprzeciwko niej. Jego
twarz nie zdradzała żadnych uczuć.
— Wyobrażam sobie, łaskawa panienko... o, przepraszam... łaskawa
pani baronowo, czego pani ode mnie oczekuje. Zapewne chce mnie pani
prosić, bym jeszcze dziś opuścił dom pani ojca. Nie wypada, byśmy w tej
sytuacji dłużej mieszkali pod jednym dachem. Nie musi mnie pani o to
prosić. Rozmawiałem już z pani ojcem i zgodził się zwolnić mnie z
posady. Za kilka godzin opuszczę ten dom. Właśnie miałem zamiar prosić
o pozwolenie pożegnania się z panią.
Pobladła lekko.
— Chce pan odejść?
— Tak. Czy spodziewała się pani czegoś innego? Wydaje mi się, iż
uprzedziłem pani prośbę, czyż nie tak?
Dziewczyna pokręciła głową.
— Nie, panie baronie, poprosiłam pana do salonu, by... w każdym razie
chciałam panu jeszcze raz podziękować, że na prośbę ojca użyczył mi pan
swego nazwiska.
Baron patrzył na nią dziwnym wzrokiem. Gorzki uśmiech igrał w
kącikach jego ust.
— Nie ma za co. Właściwie to ja jestem pani wdzięczny, że obdarzyła
mnie pani tak wielkim zaufaniem. Musi pani przyznać, że było to trochę
lekkomyślne z pani strony, łaskawa pani baronowo, tak bezwarunkowo
oddać się w moje ręce. Przecież pani wie, że panią kocham. A co będzie,
jeśli nie zgodzę się zwrócić pani wolności?
Margot zamknęła oczy i, pobladła z wrażenia, odchyliła się w fotelu.
Baron chwilę patrzył na nią płomiennym wzrokiem, po czym powiedział
szybko:
— Nie, nie... nie musi się pani bać!
Margot podniosła wzrok i patrząc mu prosto w oczy powiedziała:
— Nie, to nie było lekkomyślne, na pewno nie. Wiem, że jest pan
człowiekiem honoru i dane słowo jest dla pana święte. Zobowiązał się pan
zwrócić mi wolność. Za to pan postąpił lekkomyślnie, panie baronie!
— Ja? — zdziwił się baron.
— Tak, pan. Poślubił mnie pan — choćby tylko na niby — bez żadnych
warunków. A ja nie dałam słowa, że zwrócę panu wolność!
W jego oczach pojawiły się błyskawice gniewu.
— Raczy pani okrutnie żartować sobie ze mnie, pani baronowo! Jednym
skokiem zerwała się z fotela i stanęła przed nim dumnie wyprostowana.
— Ja nie żartuję, panie baronie! Wezwałam pana, by panu oznajmić, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
— Do widzenia panu.
Pan Hartmann oddalił się spiesznie. Po chwili wsiadł do samochodu i
odjechał. Czuł się paskudnie. Nie mógł przeboleć, że baron chce odejść.
Szczerze polubił tego dzielnego, sumiennego i pilnego młodego człowie-
ka. I wciąż brzmiało mu w uszach pytanie barona: „Czy naprawdę uważa
pan, że dla pańskiej córki szczęściem jest zostać księżną Nordheim?" I pan
Hartmann po raz pierwszy sam postawił sobie pytanie, czy rzeczywiście
zapewni córce szczęście umieszczając ją w najwyższych kręgach
arystokracji.
Pożegnawszy się z panem Hartmannem, baron Oldenau udał się do
swych pokoi. Chciał zadzwonić na służącego, by go zameldował Margot,
gdy wtem rozległo się pukanie do drzwi. Baron powiedział „proszę" i
wszedł lokaj.
— Łaskawa panienka prosi pana barona do saloniku. Baronowi drgnęły
lekko usta.
— Już idę — powiedział i po paru minutach stanął przed nią. Margot
wiedziała, że ojciec wyjechał i nie będzie go przez kilka godzin w domu.
Gospodyni wyszła po zakupy. Była więc pewna, że nikt jej nie
przeszkodzi, gdy będzie kuła żelazo póki gorące.
I teraz oto stała przed baronem lekko zakłopotana i bezradna, prosząc go
by usiadł.
— Prosiłam pana, panie baronie, gdyż wiem, że ojciec wyjechał, a ja
mam z panem do pomówienia.
Baron ukłonił się i — gdy go poprosiła — usiadł naprzeciwko niej. Jego
twarz nie zdradzała żadnych uczuć.
— Wyobrażam sobie, łaskawa panienko... o, przepraszam... łaskawa
pani baronowo, czego pani ode mnie oczekuje. Zapewne chce mnie pani
prosić, bym jeszcze dziś opuścił dom pani ojca. Nie wypada, byśmy w tej
sytuacji dłużej mieszkali pod jednym dachem. Nie musi mnie pani o to
prosić. Rozmawiałem już z pani ojcem i zgodził się zwolnić mnie z
posady. Za kilka godzin opuszczę ten dom. Właśnie miałem zamiar prosić
o pozwolenie pożegnania się z panią.
Pobladła lekko.
— Chce pan odejść?
— Tak. Czy spodziewała się pani czegoś innego? Wydaje mi się, iż
uprzedziłem pani prośbę, czyż nie tak?
Dziewczyna pokręciła głową.
— Nie, panie baronie, poprosiłam pana do salonu, by... w każdym razie
chciałam panu jeszcze raz podziękować, że na prośbę ojca użyczył mi pan
swego nazwiska.
Baron patrzył na nią dziwnym wzrokiem. Gorzki uśmiech igrał w
kącikach jego ust.
— Nie ma za co. Właściwie to ja jestem pani wdzięczny, że obdarzyła
mnie pani tak wielkim zaufaniem. Musi pani przyznać, że było to trochę
lekkomyślne z pani strony, łaskawa pani baronowo, tak bezwarunkowo
oddać się w moje ręce. Przecież pani wie, że panią kocham. A co będzie,
jeśli nie zgodzę się zwrócić pani wolności?
Margot zamknęła oczy i, pobladła z wrażenia, odchyliła się w fotelu.
Baron chwilę patrzył na nią płomiennym wzrokiem, po czym powiedział
szybko:
— Nie, nie... nie musi się pani bać!
Margot podniosła wzrok i patrząc mu prosto w oczy powiedziała:
— Nie, to nie było lekkomyślne, na pewno nie. Wiem, że jest pan
człowiekiem honoru i dane słowo jest dla pana święte. Zobowiązał się pan
zwrócić mi wolność. Za to pan postąpił lekkomyślnie, panie baronie!
— Ja? — zdziwił się baron.
— Tak, pan. Poślubił mnie pan — choćby tylko na niby — bez żadnych
warunków. A ja nie dałam słowa, że zwrócę panu wolność!
W jego oczach pojawiły się błyskawice gniewu.
— Raczy pani okrutnie żartować sobie ze mnie, pani baronowo! Jednym
skokiem zerwała się z fotela i stanęła przed nim dumnie wyprostowana.
— Ja nie żartuję, panie baronie! Wezwałam pana, by panu oznajmić, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]