[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zobowiązana?
Nawet wtedy nie załapałam, co jest grane. Myślałam, że dyrektorowi
Alistairowi po prostu odbiło.
Rob miał chyba podobne wrażenie, bo nagle chwycił mnie za ramię tuż nad
łokciem, tak jakby chciał usunąć mnie z drogi, gdyby pan Alistair zamierzył się
batutą.
Powiedziałam:
- Nie mam już żadnych specjalnych zdolności, panie dyrektorze.
- Och? - Białe, krzaczaste brwi Alistaira uniosły się do góry. - Naprawdę? To
gdzie byłaś przez całe popołudnie?
Poczułam ssanie w żołądku. Skąd mógł wiedzieć? Skąd się dowiedział?
- W porządku - powiedział Rob, kierując mnie w stronę drzwi. Sama nie
ruszyłabym się z miejsca, tak mnie zamurowało. - Idziemy.
- Nigdzie nie pójdziesz! - Dyrektor Alistair rąbnął pięścią w stół. - Jesteś
pracownicą obozu Wawasee i w związku z tym...
Coś wreszcie do mnie dotarło i aż mnie zatkało ze zdumienia. Dyrektor nadal
zwracał się do mnie tak, jakbym u niego pracowała. Nie mogłam uwierzyć.
- Już nie - przerwałam. - To znaczy, jestem zwolniona, prawda?
- Zwolniona? - zdziwił się dyrektor Alistair. Jednocześnie odezwała się
Pamela:
- Och, Jess, oczywiście, że nie. To nie twoja wina.
Nie zwalniają mnie? Nie? Jak to możliwe? Opuściłam obóz na długie godziny,
nie przedstawiając żadnego wyjaśnienia. A w tym samym czasie zaginął jeden z
moich podopiecznych. To był chyba wystarczający powód, żeby mnie zwolnić.
Ogarnął mnie intensywny i nie całkiem zrozumiały niepokój. Podjęłam
decyzję.
- Nie jestem zwolniona? No to sama się zwalniam - powiedziałam. - Chodz,
Rob.
Pamela przeraziła się.
- Och, Jess. Nie możesz...
- Nie możesz odejść - wrzasnął dyrektor Alistair - podpisałaś kontrakt!
Mówił coś jeszcze, ale nie czekałam. Wyszłam z gabinetu. Po prostu wyszłam.
Rob i Ruth ze Scottem ruszyli za mną. Sekretarka o twarzy Johna Wayne'a
rozmawiała z kimś przez telefon. Zniżyła głos na nasz widok, ale nie odłożyła
słuchawki.
- Czyś ty zwariowała? - zapytała Ruth. - Rezygnujesz z obozu? Przecież nie
musisz! Nie chcieli cię zwolnić.
- Wiem - powiedziałam. - Dlatego sama musiałam się zwolnić. Kto chciałby
trzymać taką wychowawczynię? Powiem ci: ktoś, kto ma dodatkowe motywy.
- Nie bardzo was rozumiem - Scott, który odezwał się po raz pierwszy,
wydawał się bardzo przejęty. - I to pewnie nie moja sprawa. Ale jeśli rzeczywiście
masz te nadzwyczajne zdolności i w ogóle, a ludzie chcą z nich skorzystać, to czy nie
powinnaś, no, wiesz... pewnie mogłabyś na tym zarobić kupę forsy.
Rob i ja popatrzyliśmy na niego z niedowierzaniem.
Wówczas otwarły się oszklone drzwi wejściowe. Cofnęliśmy się, kiedy dwoje
ludzi z ociekającymi parasolami wkroczyło do poczekalni.
Poznałam ich dopiero wtedy, kiedy złożyli parasole. Jęknęłam.
- O rany - jęknęłam. - Znowu wy.
14
- Jess! - Agentka specjalna Smith otrząsnęła włosy z deszczu. - Musimy
porozmawiać. Nie wierzyłam własnym oczom. Naprawdę. Zdążyłam się już
przyzwyczaić, że szpiegują mnie agenci FBI, ale jednak bez przesady.
Kiedy agent, z założenia tajny, nagle sam się ujawnia, to chyba mam prawo
twierdzić, że coś tu jest nie w porządku.
- Posłuchajcie - powiedziałam, podnosząc rękę. - Teraz naprawdę nie mam
czasu. Mam kłopoty osobiste i...
- Będziesz miała bardziej osobisty kłopot - powiedział agent specjalny
Johnson - jeśli wpadniesz w łapy Claya Larssona.
- Claya Larssona? - usiłowałam odgadnąć, o kim mówią. I nagle olśniło mnie.
- Macie na myśli nowego tatusia Keely?
- Zgadza się. - Agent specjalny Johnson spojrzał z ukosa na Roba. - Chłopaka
matki jego kuzynki.
Rob skrzywił się.
- Kogo?
Nie mam do niego pretensji. Ja też zgłupiałam i ta wersja z kuzynką Roba
prawie wyleciała mi z głowy.
- Pan Larsson domyślił się, że osoba, która porwała córkę jego kochanki,
została wynajęta przez ojca dziecka - wyjaśnił agent specjalny Johnson - złożył więc
wizytę twojemu znajomemu, panu Herzbergowi, który wrócił do biura po spotkaniu z
tobą w McDonaldzie.
- Och. - Boże, ale jestem głupia. - Czy on... czy pan Herzberg, czy z nim
wszystko w porządku? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
zobowiązana?
Nawet wtedy nie załapałam, co jest grane. Myślałam, że dyrektorowi
Alistairowi po prostu odbiło.
Rob miał chyba podobne wrażenie, bo nagle chwycił mnie za ramię tuż nad
łokciem, tak jakby chciał usunąć mnie z drogi, gdyby pan Alistair zamierzył się
batutą.
Powiedziałam:
- Nie mam już żadnych specjalnych zdolności, panie dyrektorze.
- Och? - Białe, krzaczaste brwi Alistaira uniosły się do góry. - Naprawdę? To
gdzie byłaś przez całe popołudnie?
Poczułam ssanie w żołądku. Skąd mógł wiedzieć? Skąd się dowiedział?
- W porządku - powiedział Rob, kierując mnie w stronę drzwi. Sama nie
ruszyłabym się z miejsca, tak mnie zamurowało. - Idziemy.
- Nigdzie nie pójdziesz! - Dyrektor Alistair rąbnął pięścią w stół. - Jesteś
pracownicą obozu Wawasee i w związku z tym...
Coś wreszcie do mnie dotarło i aż mnie zatkało ze zdumienia. Dyrektor nadal
zwracał się do mnie tak, jakbym u niego pracowała. Nie mogłam uwierzyć.
- Już nie - przerwałam. - To znaczy, jestem zwolniona, prawda?
- Zwolniona? - zdziwił się dyrektor Alistair. Jednocześnie odezwała się
Pamela:
- Och, Jess, oczywiście, że nie. To nie twoja wina.
Nie zwalniają mnie? Nie? Jak to możliwe? Opuściłam obóz na długie godziny,
nie przedstawiając żadnego wyjaśnienia. A w tym samym czasie zaginął jeden z
moich podopiecznych. To był chyba wystarczający powód, żeby mnie zwolnić.
Ogarnął mnie intensywny i nie całkiem zrozumiały niepokój. Podjęłam
decyzję.
- Nie jestem zwolniona? No to sama się zwalniam - powiedziałam. - Chodz,
Rob.
Pamela przeraziła się.
- Och, Jess. Nie możesz...
- Nie możesz odejść - wrzasnął dyrektor Alistair - podpisałaś kontrakt!
Mówił coś jeszcze, ale nie czekałam. Wyszłam z gabinetu. Po prostu wyszłam.
Rob i Ruth ze Scottem ruszyli za mną. Sekretarka o twarzy Johna Wayne'a
rozmawiała z kimś przez telefon. Zniżyła głos na nasz widok, ale nie odłożyła
słuchawki.
- Czyś ty zwariowała? - zapytała Ruth. - Rezygnujesz z obozu? Przecież nie
musisz! Nie chcieli cię zwolnić.
- Wiem - powiedziałam. - Dlatego sama musiałam się zwolnić. Kto chciałby
trzymać taką wychowawczynię? Powiem ci: ktoś, kto ma dodatkowe motywy.
- Nie bardzo was rozumiem - Scott, który odezwał się po raz pierwszy,
wydawał się bardzo przejęty. - I to pewnie nie moja sprawa. Ale jeśli rzeczywiście
masz te nadzwyczajne zdolności i w ogóle, a ludzie chcą z nich skorzystać, to czy nie
powinnaś, no, wiesz... pewnie mogłabyś na tym zarobić kupę forsy.
Rob i ja popatrzyliśmy na niego z niedowierzaniem.
Wówczas otwarły się oszklone drzwi wejściowe. Cofnęliśmy się, kiedy dwoje
ludzi z ociekającymi parasolami wkroczyło do poczekalni.
Poznałam ich dopiero wtedy, kiedy złożyli parasole. Jęknęłam.
- O rany - jęknęłam. - Znowu wy.
14
- Jess! - Agentka specjalna Smith otrząsnęła włosy z deszczu. - Musimy
porozmawiać. Nie wierzyłam własnym oczom. Naprawdę. Zdążyłam się już
przyzwyczaić, że szpiegują mnie agenci FBI, ale jednak bez przesady.
Kiedy agent, z założenia tajny, nagle sam się ujawnia, to chyba mam prawo
twierdzić, że coś tu jest nie w porządku.
- Posłuchajcie - powiedziałam, podnosząc rękę. - Teraz naprawdę nie mam
czasu. Mam kłopoty osobiste i...
- Będziesz miała bardziej osobisty kłopot - powiedział agent specjalny
Johnson - jeśli wpadniesz w łapy Claya Larssona.
- Claya Larssona? - usiłowałam odgadnąć, o kim mówią. I nagle olśniło mnie.
- Macie na myśli nowego tatusia Keely?
- Zgadza się. - Agent specjalny Johnson spojrzał z ukosa na Roba. - Chłopaka
matki jego kuzynki.
Rob skrzywił się.
- Kogo?
Nie mam do niego pretensji. Ja też zgłupiałam i ta wersja z kuzynką Roba
prawie wyleciała mi z głowy.
- Pan Larsson domyślił się, że osoba, która porwała córkę jego kochanki,
została wynajęta przez ojca dziecka - wyjaśnił agent specjalny Johnson - złożył więc
wizytę twojemu znajomemu, panu Herzbergowi, który wrócił do biura po spotkaniu z
tobą w McDonaldzie.
- Och. - Boże, ale jestem głupia. - Czy on... czy pan Herzberg, czy z nim
wszystko w porządku? [ Pobierz całość w formacie PDF ]