[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hannah skinęła głową.
- Przeszkadzam ci? - spytał.
- Właściwie nie. Po prostu czasem lubię tu posiedzieć, by spokojnie
pomyśleć. Ludzie rzadko tędy chodzą, więc zwykle mam spokój.
Sama słyszała, że jej głos brzmi niechętnie, ale wciąż nie mogła się
pozbyć uczucia, że ten człowiek ją śledzi.
- Mhm - mruknął lensman. - Wszyscy potrzebujemy takich miejsc. Nie
przeszkodzi ci, jeśli przyłączę się na chwilę?
Co miała odpowiedzieć? Nie mogła go przecież tak zwyczajnie poprosić,
żeby się stąd wyniósł, a poza tym to jedyny człowiek, który naprawdę się
nią zajmował w trudnym okresie, jaki przeżyła.
- Nie, oczywiście że nie. Chodz, usiądziemy na kamieniu. Ingvar spojrzał
na jaśniejszą plamę na ziemi, zanim okrążył kamień.
- Domyślam się, że do waszego wyjazdu coraz bliżej - zaczął, kiedy
siedzieli na szczycie głazu, mając ziemię parę metrów pod sobą.
- Tak, myślę, że wyruszymy w przyszłą niedzielę. - Hannah była
zaskoczona własną odpowiedzią, ale w chwili, gdy wypowiedziała te słowa,
w końcu tak naprawdę podjęła decyzję - wyruszą do Danii w siódmą
niedzielą po świętym Olafie.
- O, tak szybko?
Długo panowało milczenie. D^nsman zaciskał szczęki rozczarowany,
zły, zazdrosny - dlaczego wcześniej mu nie powiedziała?
- Sądzę, że oboje tego potrzebujemy. - To Hannah przerwała milczenie. -
Olemu dobrze zrobi odmiana, a ja też muszę wyjechać, by uporządkować
myśli. No i czas najwyższy odwiedzić rodzinę. Wiesz, ja dopiero ostatnio
zdecydowałam, że jedziemy. Musieliśmy mieć pewność, że Simen wkrótce
wyzdrowieje. No i teraz wygląda, że wszystko się ułoży. Wyobraz sobie -
RS
70
odwróciła się do In-gvara - naprawdę zaczynam się cieszyć. Od dawna na
nic tak nie czekałam. Szczerze się cieszę z tego wyjazdu. - Powiedziała na
koniec i westchnęła zadowolona.
Lensman próbował przekonać samego siebie, że życzy jej tej radości.
Jeśli ktoś zasługuje na radość, to z pewnością Hannah. Ale...
- Jak długo zamierzacie tam zostać? - Już przedtem zadawał to pytanie,
ale nie mógł się powstrzymać, żeby go nie powtórzyć.
- Szczerze mówiąc, nie wiem. To będzie zależało od wielu spraw. -
Uśmiechnęła się do niego. Trochę chłodno było na tym kamieniu, ale widok
mieli piękny. - Pewnie wrócimy, kiedy huk wodospadu Hydne rozlegnie się
nad doliną.
- Więc nie zamierzasz zostać w Danii na stałe? Zwlekała z odpowiedzią.
Musiała się chwilę zastanowić.
- Nie. Tutaj, w dolinie, została taka duża część mojego życia, że czuję się
tu bardziej w domu niż tam, w duńskiej posiadłości.
W końcu to powiedziała. To, o czym dawno wiedział. Posiadłość. Cała
jej istota, sposób bycia, ruchy, wszystko wskazywało, że przywykła do
lepszych warunków niż te, w których żyje dzisiaj. W Hannah było zawsze
coś szlachetnego, eleganckiego. Nigdy jednak, odkąd mieszka we wsi, nie
okazywała niezadowolenia. Nagle ogarnęła go panika. Czy jeśli Hannah
znowu posmakuje życia wśród duńskiej szlachty, zechce wrócić do tej
ciasnej doliny?
- Będzie mi ciebie brakowało.
Hannah nie wiedziała, co odpowiedzieć. Milczała. Po kilku minutach on
znowu zaczął mówić. Z wahaniem, powoli ubierał w słowa swój podstępny
plan:
- Jeszcze jedno, Hannah... sprawa związana ze śmiercią Engebreta nie
została ostatecznie zakończona.
Hannah wytrzeszczyła oczy. A przecież myślała, że wszystkie bolesne
przeżycia ma już za sobą.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Chcę powiedzieć, że nie przedstawiono jeszcze przekonujących
dowodów, iż strzał był przypadkowy. - Lensman zmrużył oczy i patrzył na
przerażoną twarz przed sobą. - Spokojnie, spokojnie, naprawdę nie ma się
czego bać. Ja ci pomogę, będziesz miała tyle wsparcia, ile potrzebujesz.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - powtórzyła i z niedowierzaniem
wpatrywała się w lensmana. Nagle jego twarz uległa przemianie, z
dotychczas przyjaznej stała się podstępna.
RS
71
- Nie, moja droga - uspokajająco pogłaskał ją po ręce. - Naprawdę nie
powinnaś się niepotrzebnie martwić.
Hannah cofnęła rękę.
- To znaczy, że ty mnie podejrzewasz... że to ja zastrzeliłam swojego
męża?
Mówiła wprost. Chciała zmusić lensmana do jasnej odpowiedzi. Przecież
musi wiedzieć.
- Nie, niech Bóg broni, nie ja. - Ingvar spoglądał na nią z niewinną miną.
- Ale wiesz, ja jestem tylko wiejskim lensmanem, mam swoich
zwierzchników, którzy domagają się informacji, chcą raportów w sprawie.
- Byłam przekonana, że ta sprawa została dawno zamknięta. - Hannah
przygnębiona patrzyła na mężczyznę obok.
- Owszem, w jakimś sensie tak, ale tego rodzaju dochodzenia ciągną się
zwykle długo, wciąż pojawiają się nowe pytania, na które trzeba
odpowiedzieć, zanim się ostatecznie wszystko odłoży. - Podrapał się za
uchem i mówił dalej:
- Dlatego wolałbym wiedzieć, kiedy masz zamiar wrócić do domu, by
można było zaplanować ostatnie przesłuchania.
Nagle roześmiał się krótko, jakoś nieprzyjemnie.
- %7łeby nikt nie myślał, że próbujesz uciec. Hannah zaniemówiła. Ten
człowiek siedzi tu obok i oskarża ją o zamordowanie męża? Jej przyjaciel i
podpora?
- Czy to znaczy, że nadal spoczywa na mnie podejrzenie o morderstwo?
- Aż tak bym tego nie określił, ale to i owo trzeba wyjaśnić, zanim
będziemy mogli uznać dochodzenie za zakończone.
- Dobrze, w takim razie zróbmy te przesłuchania - ostatnie słowa Hannah
niemal z siebie wypluwała - zróbmy je na przykład jutro, dzięki temu
wszystko zostanie wyjaśnione, zanim wyjadę.
Ingvar kręcił głową.
- Tak się chyba nie da. Muszę się stosować do instrukcji moich
przełożonych, a oni pozwalają czekać na swoje decyzje.
Hannah zsunęła się z kamienia na ziemię. Lensman podążył jej śladem,
stali teraz przed tym małym jaśniejszym zagłębieniem w leśnym poszyciu.
- Wygląda, jakby ktoś rozkopywał tę ziemię. Dziwne. Hannah poczuła,
że lodowacieje. Za tymi z pozoru przypadkowymi słowami kryła się
pewność. Zresztą może tylko przypuszczenie, ale i tego było dla niej za
wiele. Co Ingyar wie o tym miejscu? Jak często obserwował ją akurat tutaj,
choć ona niczego nie zauważyła? Poczuła, że mdłości podchodzą jej do
gardła, starała się jednak mówić pewnym głosem.
RS
72
- Trudno powiedzieć. Może po prostu chłopcy się tu kiedyś bawili.
Ingvar kopnął grudkę ziemi.
- Mhm, może należałoby trochę pokopać i przekonać się, czy ktoś nie
ukrył skarbu pod naszymi stopami. Może jak będę miał trochę czasu - dodał
i uśmiechnął się.
Hannah zbladła. Poczuła, że świat tańczy jej przed oczyma, oddech się
rwał. Oparła się o wielki kamień, próbując odzyskać równowagę, ale nogi
nie chciały jej dzwigać.
- Czy ty się zle czujesz? - Ingyar chwycił ją w momencie, kiedy się
osuwała.
Ostrożnie ułożył ją na ziemi, delikatnie głaskał po czole. Chyba posunął
się za daleko. Ale on pragnął ją dostać, wszystko jedno jakimi metodami.
Musiał się upewnić, że Hannah wróci do doliny.
- Nie jest ci zimno? - zaczął ręką masować jej nogi. Najpierw przez
spódnicę, a pózniej pod nią.
Hannah leżała spokojnie. Czuła, że narasta w niej gwałtowna niechęć.
Zaufanie i przyjazń, które zaczynały się między nimi budować, legły w
gruzach. Równocześnie wiedziała, że nie będzie mogła mu się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Hannah skinęła głową.
- Przeszkadzam ci? - spytał.
- Właściwie nie. Po prostu czasem lubię tu posiedzieć, by spokojnie
pomyśleć. Ludzie rzadko tędy chodzą, więc zwykle mam spokój.
Sama słyszała, że jej głos brzmi niechętnie, ale wciąż nie mogła się
pozbyć uczucia, że ten człowiek ją śledzi.
- Mhm - mruknął lensman. - Wszyscy potrzebujemy takich miejsc. Nie
przeszkodzi ci, jeśli przyłączę się na chwilę?
Co miała odpowiedzieć? Nie mogła go przecież tak zwyczajnie poprosić,
żeby się stąd wyniósł, a poza tym to jedyny człowiek, który naprawdę się
nią zajmował w trudnym okresie, jaki przeżyła.
- Nie, oczywiście że nie. Chodz, usiądziemy na kamieniu. Ingvar spojrzał
na jaśniejszą plamę na ziemi, zanim okrążył kamień.
- Domyślam się, że do waszego wyjazdu coraz bliżej - zaczął, kiedy
siedzieli na szczycie głazu, mając ziemię parę metrów pod sobą.
- Tak, myślę, że wyruszymy w przyszłą niedzielę. - Hannah była
zaskoczona własną odpowiedzią, ale w chwili, gdy wypowiedziała te słowa,
w końcu tak naprawdę podjęła decyzję - wyruszą do Danii w siódmą
niedzielą po świętym Olafie.
- O, tak szybko?
Długo panowało milczenie. D^nsman zaciskał szczęki rozczarowany,
zły, zazdrosny - dlaczego wcześniej mu nie powiedziała?
- Sądzę, że oboje tego potrzebujemy. - To Hannah przerwała milczenie. -
Olemu dobrze zrobi odmiana, a ja też muszę wyjechać, by uporządkować
myśli. No i czas najwyższy odwiedzić rodzinę. Wiesz, ja dopiero ostatnio
zdecydowałam, że jedziemy. Musieliśmy mieć pewność, że Simen wkrótce
wyzdrowieje. No i teraz wygląda, że wszystko się ułoży. Wyobraz sobie -
RS
70
odwróciła się do In-gvara - naprawdę zaczynam się cieszyć. Od dawna na
nic tak nie czekałam. Szczerze się cieszę z tego wyjazdu. - Powiedziała na
koniec i westchnęła zadowolona.
Lensman próbował przekonać samego siebie, że życzy jej tej radości.
Jeśli ktoś zasługuje na radość, to z pewnością Hannah. Ale...
- Jak długo zamierzacie tam zostać? - Już przedtem zadawał to pytanie,
ale nie mógł się powstrzymać, żeby go nie powtórzyć.
- Szczerze mówiąc, nie wiem. To będzie zależało od wielu spraw. -
Uśmiechnęła się do niego. Trochę chłodno było na tym kamieniu, ale widok
mieli piękny. - Pewnie wrócimy, kiedy huk wodospadu Hydne rozlegnie się
nad doliną.
- Więc nie zamierzasz zostać w Danii na stałe? Zwlekała z odpowiedzią.
Musiała się chwilę zastanowić.
- Nie. Tutaj, w dolinie, została taka duża część mojego życia, że czuję się
tu bardziej w domu niż tam, w duńskiej posiadłości.
W końcu to powiedziała. To, o czym dawno wiedział. Posiadłość. Cała
jej istota, sposób bycia, ruchy, wszystko wskazywało, że przywykła do
lepszych warunków niż te, w których żyje dzisiaj. W Hannah było zawsze
coś szlachetnego, eleganckiego. Nigdy jednak, odkąd mieszka we wsi, nie
okazywała niezadowolenia. Nagle ogarnęła go panika. Czy jeśli Hannah
znowu posmakuje życia wśród duńskiej szlachty, zechce wrócić do tej
ciasnej doliny?
- Będzie mi ciebie brakowało.
Hannah nie wiedziała, co odpowiedzieć. Milczała. Po kilku minutach on
znowu zaczął mówić. Z wahaniem, powoli ubierał w słowa swój podstępny
plan:
- Jeszcze jedno, Hannah... sprawa związana ze śmiercią Engebreta nie
została ostatecznie zakończona.
Hannah wytrzeszczyła oczy. A przecież myślała, że wszystkie bolesne
przeżycia ma już za sobą.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Chcę powiedzieć, że nie przedstawiono jeszcze przekonujących
dowodów, iż strzał był przypadkowy. - Lensman zmrużył oczy i patrzył na
przerażoną twarz przed sobą. - Spokojnie, spokojnie, naprawdę nie ma się
czego bać. Ja ci pomogę, będziesz miała tyle wsparcia, ile potrzebujesz.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - powtórzyła i z niedowierzaniem
wpatrywała się w lensmana. Nagle jego twarz uległa przemianie, z
dotychczas przyjaznej stała się podstępna.
RS
71
- Nie, moja droga - uspokajająco pogłaskał ją po ręce. - Naprawdę nie
powinnaś się niepotrzebnie martwić.
Hannah cofnęła rękę.
- To znaczy, że ty mnie podejrzewasz... że to ja zastrzeliłam swojego
męża?
Mówiła wprost. Chciała zmusić lensmana do jasnej odpowiedzi. Przecież
musi wiedzieć.
- Nie, niech Bóg broni, nie ja. - Ingvar spoglądał na nią z niewinną miną.
- Ale wiesz, ja jestem tylko wiejskim lensmanem, mam swoich
zwierzchników, którzy domagają się informacji, chcą raportów w sprawie.
- Byłam przekonana, że ta sprawa została dawno zamknięta. - Hannah
przygnębiona patrzyła na mężczyznę obok.
- Owszem, w jakimś sensie tak, ale tego rodzaju dochodzenia ciągną się
zwykle długo, wciąż pojawiają się nowe pytania, na które trzeba
odpowiedzieć, zanim się ostatecznie wszystko odłoży. - Podrapał się za
uchem i mówił dalej:
- Dlatego wolałbym wiedzieć, kiedy masz zamiar wrócić do domu, by
można było zaplanować ostatnie przesłuchania.
Nagle roześmiał się krótko, jakoś nieprzyjemnie.
- %7łeby nikt nie myślał, że próbujesz uciec. Hannah zaniemówiła. Ten
człowiek siedzi tu obok i oskarża ją o zamordowanie męża? Jej przyjaciel i
podpora?
- Czy to znaczy, że nadal spoczywa na mnie podejrzenie o morderstwo?
- Aż tak bym tego nie określił, ale to i owo trzeba wyjaśnić, zanim
będziemy mogli uznać dochodzenie za zakończone.
- Dobrze, w takim razie zróbmy te przesłuchania - ostatnie słowa Hannah
niemal z siebie wypluwała - zróbmy je na przykład jutro, dzięki temu
wszystko zostanie wyjaśnione, zanim wyjadę.
Ingvar kręcił głową.
- Tak się chyba nie da. Muszę się stosować do instrukcji moich
przełożonych, a oni pozwalają czekać na swoje decyzje.
Hannah zsunęła się z kamienia na ziemię. Lensman podążył jej śladem,
stali teraz przed tym małym jaśniejszym zagłębieniem w leśnym poszyciu.
- Wygląda, jakby ktoś rozkopywał tę ziemię. Dziwne. Hannah poczuła,
że lodowacieje. Za tymi z pozoru przypadkowymi słowami kryła się
pewność. Zresztą może tylko przypuszczenie, ale i tego było dla niej za
wiele. Co Ingyar wie o tym miejscu? Jak często obserwował ją akurat tutaj,
choć ona niczego nie zauważyła? Poczuła, że mdłości podchodzą jej do
gardła, starała się jednak mówić pewnym głosem.
RS
72
- Trudno powiedzieć. Może po prostu chłopcy się tu kiedyś bawili.
Ingvar kopnął grudkę ziemi.
- Mhm, może należałoby trochę pokopać i przekonać się, czy ktoś nie
ukrył skarbu pod naszymi stopami. Może jak będę miał trochę czasu - dodał
i uśmiechnął się.
Hannah zbladła. Poczuła, że świat tańczy jej przed oczyma, oddech się
rwał. Oparła się o wielki kamień, próbując odzyskać równowagę, ale nogi
nie chciały jej dzwigać.
- Czy ty się zle czujesz? - Ingyar chwycił ją w momencie, kiedy się
osuwała.
Ostrożnie ułożył ją na ziemi, delikatnie głaskał po czole. Chyba posunął
się za daleko. Ale on pragnął ją dostać, wszystko jedno jakimi metodami.
Musiał się upewnić, że Hannah wróci do doliny.
- Nie jest ci zimno? - zaczął ręką masować jej nogi. Najpierw przez
spódnicę, a pózniej pod nią.
Hannah leżała spokojnie. Czuła, że narasta w niej gwałtowna niechęć.
Zaufanie i przyjazń, które zaczynały się między nimi budować, legły w
gruzach. Równocześnie wiedziała, że nie będzie mogła mu się [ Pobierz całość w formacie PDF ]