[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pan myślisz, co z tego wszystkiego będzie?
Wdepnąłem chyba w niezłą gemelę? Tak mi się widzi, że ktoś chciał
wejść w mój interes na chama, a zabicie kolejarza to jest taki sygnał, że
mam się trzymać z boku, co nie?
Chyba dobrze kombinuję, panie Teoś?
- Jak najbardziej masz pan słuszną rację. Jak dwa i dwa cztery znaczy
się, a ten, co to kolejarza zabił, to onego to ja już mam w pierdlu od
wczoraj. Więc się tylko gnoja przyciśnie i wszystko wyśpiewa. Ale ja se
myślę, że on to tylko był od roboty, a nie od myślenia. Jemu ktoś kazał to
zrobić, niby jakiś jego szef. A ten szef to jest ten, o którym żeś mi pan
powiedział, czyli ten Gruby Rychu czy jak mu tam na przezwisko.
- Złapaliście już zabójcę? - z niedowierzaniem zapytał Lebera.
- Co tam złapaliśmy, sam onego chwyciłem! Kolejarza w mordę
szarpanego. Na Aazarzu gośmy nakryli, w domu se siedział, a na kolei
robił, więc się wszystko zgadza, bo musiał tego zabitego znać z roboty.
Rajmund z sykiem wypuścił powietrze. Olkiewicz spojrzał na niego
zadowolony i klepnął się w udo:
- Co, działa się szybko, nie? Ani żeś przypuszczał, że już go będziemy
mieć na Kochanowskiego.
- No, nie przypuszczałem.
- Teraz najważniejsze jest znalezć tego, co to wszystko wymyślił, żeby
się dowiedzieć po co, znaczy czemu. I tu idealnie pasuje ten właśnie, jak
mu tam, Gruby. No i w tej sytuacji musisz mnie go pan wystawić, to już ja
se z nim pogadam. I pózniej się zobaczy. Ale coś mi się widzi, że to
wszystko w tym kierunku idzie jak nic.
- Nie wierzę, żeby Rychu był taką świnią. Znam go lata i jakby chciał
ze mną wejść w interes, toby załatwił to jakoś po ludzku - powiedział
Rajmund, ale jakoś tak bez przekonania, uważnie przy tym przyglądając
się Olkiewiczowi.
- Naiwny pan jesteś, panie Rajmund - parsknął Teofil. Tam, gdzie w
grę wchodzi duża kasa, kończą się sentymenty. Mało pan jeszcze wiesz o
życiu, choć niby taki pan oblatany facet.
Olkiewicz zaśmiał się głośno, klepnął prawą dłonią w blat stołu dla
podkreślenia wagi słów, które właśnie wypowiedział, a potem sięgnął po
słuchawkę telefonu.
- Olkiewicz mówi - odezwał się po jakichś trzech sekundach. -
Samochód jest mi potrzebny i ze dwóch mundurowych... Jak, kurde, nie
ma? No to ściągnijcie kogoś z patrolu, bo ja mam pilną robotę. Trzeba
jednego gościa z miasta przyskrzynić, i to w try miga, bo się jeszcze
rozpłynie. Jakby co, to jeszcze powiem, że to w sprawie tej strzelaniny na
Strusia zdejmować będziemy klienta.
Zakończył rozmowę i spojrzał na Rajmunda wiercącego się na
niewygodnym krześle.
- No a teraz tylko, panie Rajmund, zeznanko spiszemy, żebyś pan był
kryty w razie czego, znaczy się, żeś pan sam się do nas zgłosił, o
wszystkim szczerze opowiedział i wyraził chęć współpracy w śledztwie.
Tak żeby się nikt pózniej do pana nie dopierdzielał, nie?
- Jak trzeba, to trzeba - machnął ręką Dutka, który nie bardzo lubił
współpracować z Milicją Obywatelską, ale cóż było robić? W końcu w
tym kraju ludzie dzielili się na tych, co współpracowali, tych, co
współpracują i tych, co dopiero będą współpracować. A Rajmund właśnie
przeszedł do tej drugiej kategorii.
Godzina 14.30
Profesor Wilhelm Włodarek, emerytowany nauczyciel języka
polskiego z Liceum im. Karola Marcinkowskiego, popularnie nazywanego
Marcinkiem, ubrany w popielaty garnitur i jasnoszary prochowiec, szedł
wolno ulicą. Tuż przy jego nogach uwijał się ciemnobrązowy jamnik,
który psim zwyczajem obwąchiwał na chodniku wszystko, co do
obwąchania się nadawało.
Włodarek mieszkał niedaleko, w kamienicy na Ratajczaka. Jak co
niedziela, gdy tylko dopisywała pogoda, chodził na spacery ze swoim
ulubieńcem Ajaksem. Mijali Teatr Polski, szli dalej w kierunku Opery, a
przed samym budynkiem, nad którym unosił się miedziany Pegaz, teraz
mocno zazieleniony, bo przez lata niepolerowany, przechodzili na drugą
stronę ulicy do parku. Tam zawsze mężczyzna odczepiał psu smycz, by
ten mógł sobie trochę pobiegać. Teraz Ajaks się niecierpliwił, bo do parku
zostało im już niewiele. Byli przed budynkiem teatru naprzeciw
Smakosza, zaraz mieli minąć Okrąglak, pózniej restaurację z dansingiem
W-Z, kościół i zaraz za przejściem dla pieszych była opera. Profesor
spojrzał z czułością na swojego podopiecznego, który za chwilę miał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.