[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozostawić jej trochę prywatności, ale i tak słyszał każde słowo.
- Może tak właśnie jest lepiej - powiedziała. Potem kolejna przerwa i znowu słowa Bahiyi.
- Zadzwoń do mnie, jak tylko będziesz miał jakąś wiadomość.
Cicha, pełna godności i w pełni kontrolująca swoje emocje. Poczekał, aż zakończy rozmowę i
podszedł, by ją przytulić. Nie płakała, ale była jak sparaliżowana i nie przychodziło mu do głowy nic,
co by ją mogło pocieszyć.
- Chcesz, żebym został? - spytał łagodnie.
- Nie, chcę, żeby Hanif został królem Amrah. - Odsunęła się o krok. - Wszystko musi iść zgodnie z
planem. Gdy zostanie królem, zwróci mi wolność.
Miała rację, często o tym rozmawiali, a Bahiya kurczowo trzymała się tej myśli. Była to tak naprawdę
jej jedyna nadzieja.
- Omeir już nigdy mnie nie dotknie. Jedz, nie takie rzeczy znosiłam. Przykro mi tylko, że cierpisz z
mego powodu, powinieneś być teraz przy ojcu.
Raszid ucałował ją w policzek.
110
Natasha Oakley
- A mnie przykro, że cierpisz z powodu jego zaślepienia. Myli się w swoich osądach.
- Gdzie on się podział? - zapytał Baz, już po raz kolejny zerkając na zegarek.
- Jest księciem, a my zwykłymi śmiertelnikami. - John sięgnął po papierosa. - Ma ktoś ogień?
Polly w milczeniu patrzyła na drzwi, z których w każdej chwili mógł się wyłonić Raszid. Miała
nienajlepsze przeczucia, musiało się coś wydarzyć. Przypomniała sobie śmierć swojego ojca i
powróciły szczegóły, o których nie myślała latami. Pamiętała, jak stała na czerwonym dywanie w holu
pani Portman, słysząc za drzwiami rozmowę na swój temat: Najlepiej wsadzić małą do taksówki".
Skończyła dopiero osiem lat i nigdy wcześniej nie siedziała sama w taksówce. Naiwnie wierzyła, że
tata wyzdrowieje, tymczasem już w drzwiach szpitala dowiedziała się, że poszedł do nieba, a potem
mama długo tuliła ją do siebie. Z Raszidem było inaczej, bo był dorosły, ale wiedziała, że nie zdołał
pojednać się z ojcem i że będzie go to prześladować już do końca życia.
- Jest wreszcie - wymamrotał pod nosem John. - Możemy ruszać.
Polly próbowała wyczytać z jego twarzy, co się stało, ale jak zwykle nic nie było po nim widać. Twarz
miał kamienną, a oczy bez wyrazu. Unikał jej spojrzenia. Spodziewała się tego, a mimo to bolało ją, że
na nią nie patrzy. Czuła mu się tak bliska, jakby byli złączeni jakąś niewidzialną nicią. Kochała go. Ta
nagła myśl, która tak niespodziewanie pojawiła się w jej umyśle, wcale jej nie zaskoczyła. Oczy-
Kopciuszek na pustyni
111
wiście, że go kochała. Dał jej zajrzeć za tę kamienną maskę i poznać człowieka, który się za nią
skrywał. Jak miała go nie pokochać? Zakochała się w człowieku o gołębim sercu, który chronił swoją
siostrę i bezgranicznie oddany był bratu; we wrażliwym mężczyznie, który jej słuchał, kiedy mówiła.
Był kimś niezwykłym i fascynującym, mężczyzną, któremu bez wahania powierzyłaby swoje życie,
gdyby tylko tego pragnął. Jego ojciec umierał, a mimo to Raszid chciał dotrzymać słowa i zapewnić
im bezpieczeństwo w podróży. Czuła, że jej pożąda, a jednak umiał zachować dystans, bo oczekiwano
od niego, że wybierze na żonę kobietę o arabskim pochodzeniu. Wiedział, że tego warunku nigdy nie
będzie mogła spełnić, bez względu na to, jak bardzo by go kochała.
Pozwoliła się zaprowadzić do jednego z samochodów, ale tym razem nie jechała z Raszidem.
Postanowił najwyrazniej, że będzie podróżował sam. Po chwili konwój ruszył w drogę. Wiedziała, jak
trudno zbliżyć się do brytyjskiej arystokracji, a tu pozwalała sobie zapomnieć, że Raszid pochodzi z
rodziny królewskiej. Kochała księcia z Amrah, mężczyznę wpływowego i władczego, ale nawet
największa miłość nie mogła sprawić, by ich relacja zmieniła się w trwały związek I nie była to tylko
kwestia zderzenia kultur. Chpdziło o status, oczekiwania, pieniądze i zobowiązania. Wycofując się,
wykazał uczciwość, bo przynajmniej nie robił jej nadziei.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Pete, spoglądając przez okno.
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że to prywatne lotnisko - odparła.
112
Natasha Oakley
Pete aż gwizdnął.
- Prywatne helikoptery!
Wszystkie trzy samochody zatrzymały się, a ludzie z eskorty zsiedli z motocykli i zajęli swoje
pozycje. Po chwili zaprowadzono ją do helikoptera, którego śmigło już się kręciło. Wspięła się na
swoje miejsce i zapięła pas, a kiedy uniosła wzrok, zobaczyła, że za sterem siedzi Ra-szid. Czy była
jakaś rzecz, której nie potrafił? Tym bardziej wydał jej się nieosiągalny. Natychmiast wzbili się do
góry i Polly patrzyła zafascynowana, jak Samaah staje się coraz mniejsze, by po chwili dostrzec w
oddali morze. Poza tym wokół nie było nic, tylko niekończące się pustkowie, turkusowa woda i słynne
piaszczyste plaże Amrah. Wkrótce jej oczom ukazało się rozległe miasto z trzema fortyfikacjami na
urwistych zboczach. Al-Dżalini, piękniejsze, niż była to sobie w stanie wyobrazić. Usiedli na
lądowisku położonym w ogrodzie, pośrodku którego stało coś, co przypominało sułtański pałac.
- Czuję się tak, jakbyśmy wylądowali w bajce o AliBabie i pięciu rozbójnikach - zażartował Baz, gdy
wysiadła. - Chodzmy zobaczyć ten ósmy cud świata.
Nagle, jak spod ziemi, wyrósł koło niej Raszid.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała.
- To hotel Al-Ruwi.
Nad ich głowami zawarczały helikoptery.
- Przepraszam, jeśli zaniepokoiłem was tą zmianą planów, ale helikopter jest znacznie
bezpieczniejszy.
Tak bardzo chciała zapytać go o ojca, wygładzić tę bruzdę między oczami i scałować zmęczenie z jego
oczu.
Kopciuszek na pustyni
113
- Niesamowity widok - dołączył do nich Baz. - Chciałbym to sfotografować.
- To da się zrobić - powiedział Raszid.
-1 wszędzie te laski w bikini - szepnął John do Baza. - Trochę inaczej niż w Samaah - usłyszała
jeszcze, zanim się oddalili.
To był moment, na który czekała.
- Masz jakieś wieści?
- %7ładnego zaskoczenia. Hanif da mi znać, jak będzie po wszystkim.
- Nie powinieneś tam być? Pokręcił głową.
- Nie jestem zaproszony.
- A Bahiya? - zapytała, choć znała przecież odpowiedz.
- Jej jest dobrze w Samaah.
- Nie mogła pojechać z nami? Raszid się uśmiechnął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
pozostawić jej trochę prywatności, ale i tak słyszał każde słowo.
- Może tak właśnie jest lepiej - powiedziała. Potem kolejna przerwa i znowu słowa Bahiyi.
- Zadzwoń do mnie, jak tylko będziesz miał jakąś wiadomość.
Cicha, pełna godności i w pełni kontrolująca swoje emocje. Poczekał, aż zakończy rozmowę i
podszedł, by ją przytulić. Nie płakała, ale była jak sparaliżowana i nie przychodziło mu do głowy nic,
co by ją mogło pocieszyć.
- Chcesz, żebym został? - spytał łagodnie.
- Nie, chcę, żeby Hanif został królem Amrah. - Odsunęła się o krok. - Wszystko musi iść zgodnie z
planem. Gdy zostanie królem, zwróci mi wolność.
Miała rację, często o tym rozmawiali, a Bahiya kurczowo trzymała się tej myśli. Była to tak naprawdę
jej jedyna nadzieja.
- Omeir już nigdy mnie nie dotknie. Jedz, nie takie rzeczy znosiłam. Przykro mi tylko, że cierpisz z
mego powodu, powinieneś być teraz przy ojcu.
Raszid ucałował ją w policzek.
110
Natasha Oakley
- A mnie przykro, że cierpisz z powodu jego zaślepienia. Myli się w swoich osądach.
- Gdzie on się podział? - zapytał Baz, już po raz kolejny zerkając na zegarek.
- Jest księciem, a my zwykłymi śmiertelnikami. - John sięgnął po papierosa. - Ma ktoś ogień?
Polly w milczeniu patrzyła na drzwi, z których w każdej chwili mógł się wyłonić Raszid. Miała
nienajlepsze przeczucia, musiało się coś wydarzyć. Przypomniała sobie śmierć swojego ojca i
powróciły szczegóły, o których nie myślała latami. Pamiętała, jak stała na czerwonym dywanie w holu
pani Portman, słysząc za drzwiami rozmowę na swój temat: Najlepiej wsadzić małą do taksówki".
Skończyła dopiero osiem lat i nigdy wcześniej nie siedziała sama w taksówce. Naiwnie wierzyła, że
tata wyzdrowieje, tymczasem już w drzwiach szpitala dowiedziała się, że poszedł do nieba, a potem
mama długo tuliła ją do siebie. Z Raszidem było inaczej, bo był dorosły, ale wiedziała, że nie zdołał
pojednać się z ojcem i że będzie go to prześladować już do końca życia.
- Jest wreszcie - wymamrotał pod nosem John. - Możemy ruszać.
Polly próbowała wyczytać z jego twarzy, co się stało, ale jak zwykle nic nie było po nim widać. Twarz
miał kamienną, a oczy bez wyrazu. Unikał jej spojrzenia. Spodziewała się tego, a mimo to bolało ją, że
na nią nie patrzy. Czuła mu się tak bliska, jakby byli złączeni jakąś niewidzialną nicią. Kochała go. Ta
nagła myśl, która tak niespodziewanie pojawiła się w jej umyśle, wcale jej nie zaskoczyła. Oczy-
Kopciuszek na pustyni
111
wiście, że go kochała. Dał jej zajrzeć za tę kamienną maskę i poznać człowieka, który się za nią
skrywał. Jak miała go nie pokochać? Zakochała się w człowieku o gołębim sercu, który chronił swoją
siostrę i bezgranicznie oddany był bratu; we wrażliwym mężczyznie, który jej słuchał, kiedy mówiła.
Był kimś niezwykłym i fascynującym, mężczyzną, któremu bez wahania powierzyłaby swoje życie,
gdyby tylko tego pragnął. Jego ojciec umierał, a mimo to Raszid chciał dotrzymać słowa i zapewnić
im bezpieczeństwo w podróży. Czuła, że jej pożąda, a jednak umiał zachować dystans, bo oczekiwano
od niego, że wybierze na żonę kobietę o arabskim pochodzeniu. Wiedział, że tego warunku nigdy nie
będzie mogła spełnić, bez względu na to, jak bardzo by go kochała.
Pozwoliła się zaprowadzić do jednego z samochodów, ale tym razem nie jechała z Raszidem.
Postanowił najwyrazniej, że będzie podróżował sam. Po chwili konwój ruszył w drogę. Wiedziała, jak
trudno zbliżyć się do brytyjskiej arystokracji, a tu pozwalała sobie zapomnieć, że Raszid pochodzi z
rodziny królewskiej. Kochała księcia z Amrah, mężczyznę wpływowego i władczego, ale nawet
największa miłość nie mogła sprawić, by ich relacja zmieniła się w trwały związek I nie była to tylko
kwestia zderzenia kultur. Chpdziło o status, oczekiwania, pieniądze i zobowiązania. Wycofując się,
wykazał uczciwość, bo przynajmniej nie robił jej nadziei.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Pete, spoglądając przez okno.
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że to prywatne lotnisko - odparła.
112
Natasha Oakley
Pete aż gwizdnął.
- Prywatne helikoptery!
Wszystkie trzy samochody zatrzymały się, a ludzie z eskorty zsiedli z motocykli i zajęli swoje
pozycje. Po chwili zaprowadzono ją do helikoptera, którego śmigło już się kręciło. Wspięła się na
swoje miejsce i zapięła pas, a kiedy uniosła wzrok, zobaczyła, że za sterem siedzi Ra-szid. Czy była
jakaś rzecz, której nie potrafił? Tym bardziej wydał jej się nieosiągalny. Natychmiast wzbili się do
góry i Polly patrzyła zafascynowana, jak Samaah staje się coraz mniejsze, by po chwili dostrzec w
oddali morze. Poza tym wokół nie było nic, tylko niekończące się pustkowie, turkusowa woda i słynne
piaszczyste plaże Amrah. Wkrótce jej oczom ukazało się rozległe miasto z trzema fortyfikacjami na
urwistych zboczach. Al-Dżalini, piękniejsze, niż była to sobie w stanie wyobrazić. Usiedli na
lądowisku położonym w ogrodzie, pośrodku którego stało coś, co przypominało sułtański pałac.
- Czuję się tak, jakbyśmy wylądowali w bajce o AliBabie i pięciu rozbójnikach - zażartował Baz, gdy
wysiadła. - Chodzmy zobaczyć ten ósmy cud świata.
Nagle, jak spod ziemi, wyrósł koło niej Raszid.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała.
- To hotel Al-Ruwi.
Nad ich głowami zawarczały helikoptery.
- Przepraszam, jeśli zaniepokoiłem was tą zmianą planów, ale helikopter jest znacznie
bezpieczniejszy.
Tak bardzo chciała zapytać go o ojca, wygładzić tę bruzdę między oczami i scałować zmęczenie z jego
oczu.
Kopciuszek na pustyni
113
- Niesamowity widok - dołączył do nich Baz. - Chciałbym to sfotografować.
- To da się zrobić - powiedział Raszid.
-1 wszędzie te laski w bikini - szepnął John do Baza. - Trochę inaczej niż w Samaah - usłyszała
jeszcze, zanim się oddalili.
To był moment, na który czekała.
- Masz jakieś wieści?
- %7ładnego zaskoczenia. Hanif da mi znać, jak będzie po wszystkim.
- Nie powinieneś tam być? Pokręcił głową.
- Nie jestem zaproszony.
- A Bahiya? - zapytała, choć znała przecież odpowiedz.
- Jej jest dobrze w Samaah.
- Nie mogła pojechać z nami? Raszid się uśmiechnął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]