[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jąc się. Nie zdejmę spódnicy.
Zawsze psujesz wszystkim zabawę?
Czy całowanie pacjentek jest zgodne z etyką le-
karską?
Zasady wymyślono po to, żeby je łamać. Poza tym,
nie jesteś moją pacjentką.
Kiedy siedzę na tej leżance, jestem oświadczyła.
Podciągnęła spódnicę nad kolano i zdjęła stabilizator.
Nie pacjentką zapewnił ją tylko koleżanką, któ-
rej wyświadczam przysługę.
A propos przysług, czy Jared i Galen naprawdę byli
gdzieś zaproszeni?
WALENTYNKOWE ZARCZYNY 101
Nie.
Dziękuję. Władnej sytuacji mnie postawiłeś. Jak ja
im się teraz pokażę?
Nie martw się. W swoim czasie obaj też musieli
odrobinę pomagać losowi.
Dixie patrzyła, jak Mark bierze tacę z narzędziami
chirurgicznymi, nogą przysuwa taboret i siada przed nią.
Chcesz patrzeć, czy nie?
Chcę.
Na pewno?
Tak. I nie pytaj, dlaczego. Skrzywienie charakteru.
Jeśli to największa twoja wada, jesteś chodzącym
ideałem.
Pochylił się, dotknął jej kolana. Podskoczyła.
Przepraszam bąknęła i zaczerwieniła się.
Na pewno chcesz patrzeć? spytał ponownie.
Najwyrazniej sądził, że jej reakcja wywołana była
lękiem przed zabiegiem, a nie dotykiem jego dłoni na
nagiej skórze. Nie wyprowadzała go z błędu.
Na pewno.
Zmobilizowała całą siłę woli, by znieść wszystko, co
ją czeka. Mark pracował w skupieniu, toteż po chwili
Dixie odprężyła się. Zafascynowana przyglądała się jego
precyzyjnym ruchom i palcom chwytającym nić chirur-
giczną. Gdy dotknął brzegów rany, już nie podskoczyła
jak przestraszony królik.
Ani śladu opuchlizny stwierdził. Twój chirurg
nawet nie podejrzewał, że całymi dniami będziesz na
nogach.
Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Nie myślałem o jego urazach, lecz o twoich.
102 JESSICA MATTHEWS
Dixie wyczuła, że troska Marka to coś więcej niż
rutynowe zainteresowanie lekarza stanem pacjenta, i zro-
biło jej się ciepło koło serca.
Martwisz się o mnie?
Nie martwię sprostował. Troszczę.
Dzięki.
Mark zdjął lateksowe rękawiczki i zaczął sprzątać
narzędzia.
Twoja rodzina bardzo troszczyła się o ciebie, kiedy
miałaś operację? spytał.
Dixie wzruszyła ramionami.
Ciotka przysłała mi kartkę z życzeniami szybkiego
powrotu do zdrowia.
Tylko kartkę, zdziwił się w duchu. %7ładnych kwiatów,
nie mówiąc już o odwiedzinach? Co to za rodzina? Ze-
szłego lata, gdy samolot, którym leciał, rozbił się, rodzice
i rodzeństwo zjechali się z całych Stanów, a miał tylko
złamany obojczyk, rozcięty podbródek i kilka zadrapań.
Po tygodniu ich pobytu dom wyglądał jak kwiaciarnia,
kartkami mógłby wytapetować ściany, a jedzenia zgro-
madzonego w lodówce i zamrażarce starczyło mu aż do
Bożego Narodzenia.
A Ned?
Jemu nawet nie mówiłam o operacji. Próbowałam
dzwonić, ale mniej więcej w tym samym czasie zniknął.
Moja rodzina nie jest zbyt wylewna.
Za to moja jest.
Lubimy się obejmować i przytulać do siebie, kon-
tynuował w myślach, składać sobie nieplanowane wizyty,
regularnie do siebie dzwonimy.
Szczęściarz z ciebie. Kiedy po śmierci rodziców
WALENTYNKOWE ZARCZYNY 103
zamieszkałam z ciotką i wujem, właśnie do tego najtrud-
niej mi było przywyknąć. Mama i tata okazywali mi tyle
ciepła... Smutek w głosie Dixie wzruszył go do głębi.
Jeśli Ned kiedykolwiek się pokaże, już ja mu powiem, jak
ma ją traktować, postanowił. Kiedy będę miała własną
rodzinę, męża i dzieci ciągnęła będę ich przytulać
i całować bez przerwy.
Oczami wyobrazni zobaczył siebie wracającego po
pracy do domu, gdzie czeka Dixie. Gorący pocałunek na
progu, potem kładzenie dzieci spać, potem długa noc
w jej ramionach. Pod wpływem tej wizji serce szybciej
mu zabiło. Wiedział, że jeśli dłużej zostaną razem w tym
pokoju, nie odpowiada za siebie.
Twój mąż będzie szczęśliwym człowiekiem rzekł
i wyciągnął rękę. Chodzmy, musimy zwolnić ten
gabinet.
Tak. Chodzmy. Wstała, opuściła spódnicę i podała
mu rękę. Potem zerknęła na zegarek i stwierdziła: To
wcale nie zajęło nam aż tak dużo czasu.
Oczywiście że nie. Tylko kilka szwów. W rzeczy-
wistości spędzili w gabinecie ponad pół godziny, ale nie
uważał za stosowne tego komentować. Teraz zapraszam
cię na kolację.
Ale to ja miałam ugotować kolację, zapomniałeś?
Już pózno. Miałaś męczący dzień.
Boże! wykrzyknęła. Mężczyzna, który dostrze-
ga, że kobieta może być zbyt zmęczona pracą zawodową,
żeby stanąć przy garach... Toż to wcielenie cnót!
Zasługa mojej matki i sióstr.
Wyjątkowe kobiety.
%7łebyś wiedziała. Jedna z sióstr jest lekarką, druga
104 JESSICA MATTHEWS
pielęgniarką. Im nie mogę powiedzieć, że mam cięższą
i bardziej stresującą pracę.
Wracając do tematu... Dziękuję za zaproszenie, lecz
już zaplanowałam kolację. Trochę się opózni, ale będzie.
Jesteś pewna?
Absolutnie. Chyba że straciłeś apetyt na meksykań-
skie dania.
Markowi było obojętne, co Dixie ugotuje. Jej kulinar-
ne talenty są ważne, lecz nie najważniejsze. Najważniej-
sza jest osoba gospodyni.
Nie licz na to.
Dzięki temu, że Dixie pozmywała większość naczyń
w czasie, gdy enchilady zapiekały się w piecyku, po
skończeniu kolacji musieli tylko wstawić talerze do
zmywarki. Potem Dixie zaprowadziła gościa do salonu,
gdzie mogli rozkoszować się gorącą czekoladą, o którą
Mark specjalnie poprosił.
Nie wiem, czy czekolada to odpowiedni deser po
pikantnych meksykańskich potrawach ostrzegła.
Twoja czekolada smakuje wyśmienicie i tylko to się
liczy uspokoił ją.
Dziękuję za komplement. Usadowiła się na kana-
pie obok Marka i postawiła kubek na niskim stoliku.
A teraz posłuchaj, o czym chciałam ci opowiedzieć
w szpitalu.
Zamieniam się wsłuch.
Jak tylko karetka zabrała Opal Landers, Jane przy-
słała do mnie pacjentkę, niejaką Larissę Grayson. Otóż
podejrzewam, że ona zna Neda.
Mnóstwo ludzi go zna.
WALENTYNKOWE ZARCZYNY 105
Racja, ale wydaje mi się, że ona zna go całkiem
blisko. Kiedy powiedziałam, że następnym razem zba-
dasz ją albo ty, albo ktoś zupełnie nowy, spytała, czy Ned
wróci do pracy.
Wszyscy o to pytają.
Słuchaj dalej. Powiedziałam, że to niewykluczone
i że wtedy może on ją przyjmie. Kategorycznie od-
mówiła.
Możebyła już kiedyś u niego z wizytą i nie spodobał
się jej jako lekarz? Tak bywa.
Ja też tak z początku pomyślałam, ale zdarzyło się
coś jeszcze. W pewnej chwili Miranda zawiadomiła mnie
przez interkom, że jest do mnie telefon ze szpitala. Na
dzwięk mojego nazwiska Larissa zbladła. Wiedziała, kim
jestem. Powiedziała, że od Neda. Jeśli nikt w mieście, nie
wyłączając ciebie, nie słyszał o mnie, a ona od razu wie-
działa, że jestem jego cioteczną siostrą, to znaczy, że są
więcej niż tylko przelotnymi znajomymi.
Może tak, może nie. Mogli kiedyś rozmawiać
o swoich rodzinach...
A ty pamiętasz, jak nazywają się krewni pacjentów?
Raczej nie.
Widzisz?
No dobrze. Załóżmy, że masz rację i że ona zna
Neda osobiście, to co z tego?
Spodziewa się dziecka. Widząc, że Mark chce jej
przerwać, Dixie dokończyła: Zastanawiam się, czy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
jąc się. Nie zdejmę spódnicy.
Zawsze psujesz wszystkim zabawę?
Czy całowanie pacjentek jest zgodne z etyką le-
karską?
Zasady wymyślono po to, żeby je łamać. Poza tym,
nie jesteś moją pacjentką.
Kiedy siedzę na tej leżance, jestem oświadczyła.
Podciągnęła spódnicę nad kolano i zdjęła stabilizator.
Nie pacjentką zapewnił ją tylko koleżanką, któ-
rej wyświadczam przysługę.
A propos przysług, czy Jared i Galen naprawdę byli
gdzieś zaproszeni?
WALENTYNKOWE ZARCZYNY 101
Nie.
Dziękuję. Władnej sytuacji mnie postawiłeś. Jak ja
im się teraz pokażę?
Nie martw się. W swoim czasie obaj też musieli
odrobinę pomagać losowi.
Dixie patrzyła, jak Mark bierze tacę z narzędziami
chirurgicznymi, nogą przysuwa taboret i siada przed nią.
Chcesz patrzeć, czy nie?
Chcę.
Na pewno?
Tak. I nie pytaj, dlaczego. Skrzywienie charakteru.
Jeśli to największa twoja wada, jesteś chodzącym
ideałem.
Pochylił się, dotknął jej kolana. Podskoczyła.
Przepraszam bąknęła i zaczerwieniła się.
Na pewno chcesz patrzeć? spytał ponownie.
Najwyrazniej sądził, że jej reakcja wywołana była
lękiem przed zabiegiem, a nie dotykiem jego dłoni na
nagiej skórze. Nie wyprowadzała go z błędu.
Na pewno.
Zmobilizowała całą siłę woli, by znieść wszystko, co
ją czeka. Mark pracował w skupieniu, toteż po chwili
Dixie odprężyła się. Zafascynowana przyglądała się jego
precyzyjnym ruchom i palcom chwytającym nić chirur-
giczną. Gdy dotknął brzegów rany, już nie podskoczyła
jak przestraszony królik.
Ani śladu opuchlizny stwierdził. Twój chirurg
nawet nie podejrzewał, że całymi dniami będziesz na
nogach.
Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Nie myślałem o jego urazach, lecz o twoich.
102 JESSICA MATTHEWS
Dixie wyczuła, że troska Marka to coś więcej niż
rutynowe zainteresowanie lekarza stanem pacjenta, i zro-
biło jej się ciepło koło serca.
Martwisz się o mnie?
Nie martwię sprostował. Troszczę.
Dzięki.
Mark zdjął lateksowe rękawiczki i zaczął sprzątać
narzędzia.
Twoja rodzina bardzo troszczyła się o ciebie, kiedy
miałaś operację? spytał.
Dixie wzruszyła ramionami.
Ciotka przysłała mi kartkę z życzeniami szybkiego
powrotu do zdrowia.
Tylko kartkę, zdziwił się w duchu. %7ładnych kwiatów,
nie mówiąc już o odwiedzinach? Co to za rodzina? Ze-
szłego lata, gdy samolot, którym leciał, rozbił się, rodzice
i rodzeństwo zjechali się z całych Stanów, a miał tylko
złamany obojczyk, rozcięty podbródek i kilka zadrapań.
Po tygodniu ich pobytu dom wyglądał jak kwiaciarnia,
kartkami mógłby wytapetować ściany, a jedzenia zgro-
madzonego w lodówce i zamrażarce starczyło mu aż do
Bożego Narodzenia.
A Ned?
Jemu nawet nie mówiłam o operacji. Próbowałam
dzwonić, ale mniej więcej w tym samym czasie zniknął.
Moja rodzina nie jest zbyt wylewna.
Za to moja jest.
Lubimy się obejmować i przytulać do siebie, kon-
tynuował w myślach, składać sobie nieplanowane wizyty,
regularnie do siebie dzwonimy.
Szczęściarz z ciebie. Kiedy po śmierci rodziców
WALENTYNKOWE ZARCZYNY 103
zamieszkałam z ciotką i wujem, właśnie do tego najtrud-
niej mi było przywyknąć. Mama i tata okazywali mi tyle
ciepła... Smutek w głosie Dixie wzruszył go do głębi.
Jeśli Ned kiedykolwiek się pokaże, już ja mu powiem, jak
ma ją traktować, postanowił. Kiedy będę miała własną
rodzinę, męża i dzieci ciągnęła będę ich przytulać
i całować bez przerwy.
Oczami wyobrazni zobaczył siebie wracającego po
pracy do domu, gdzie czeka Dixie. Gorący pocałunek na
progu, potem kładzenie dzieci spać, potem długa noc
w jej ramionach. Pod wpływem tej wizji serce szybciej
mu zabiło. Wiedział, że jeśli dłużej zostaną razem w tym
pokoju, nie odpowiada za siebie.
Twój mąż będzie szczęśliwym człowiekiem rzekł
i wyciągnął rękę. Chodzmy, musimy zwolnić ten
gabinet.
Tak. Chodzmy. Wstała, opuściła spódnicę i podała
mu rękę. Potem zerknęła na zegarek i stwierdziła: To
wcale nie zajęło nam aż tak dużo czasu.
Oczywiście że nie. Tylko kilka szwów. W rzeczy-
wistości spędzili w gabinecie ponad pół godziny, ale nie
uważał za stosowne tego komentować. Teraz zapraszam
cię na kolację.
Ale to ja miałam ugotować kolację, zapomniałeś?
Już pózno. Miałaś męczący dzień.
Boże! wykrzyknęła. Mężczyzna, który dostrze-
ga, że kobieta może być zbyt zmęczona pracą zawodową,
żeby stanąć przy garach... Toż to wcielenie cnót!
Zasługa mojej matki i sióstr.
Wyjątkowe kobiety.
%7łebyś wiedziała. Jedna z sióstr jest lekarką, druga
104 JESSICA MATTHEWS
pielęgniarką. Im nie mogę powiedzieć, że mam cięższą
i bardziej stresującą pracę.
Wracając do tematu... Dziękuję za zaproszenie, lecz
już zaplanowałam kolację. Trochę się opózni, ale będzie.
Jesteś pewna?
Absolutnie. Chyba że straciłeś apetyt na meksykań-
skie dania.
Markowi było obojętne, co Dixie ugotuje. Jej kulinar-
ne talenty są ważne, lecz nie najważniejsze. Najważniej-
sza jest osoba gospodyni.
Nie licz na to.
Dzięki temu, że Dixie pozmywała większość naczyń
w czasie, gdy enchilady zapiekały się w piecyku, po
skończeniu kolacji musieli tylko wstawić talerze do
zmywarki. Potem Dixie zaprowadziła gościa do salonu,
gdzie mogli rozkoszować się gorącą czekoladą, o którą
Mark specjalnie poprosił.
Nie wiem, czy czekolada to odpowiedni deser po
pikantnych meksykańskich potrawach ostrzegła.
Twoja czekolada smakuje wyśmienicie i tylko to się
liczy uspokoił ją.
Dziękuję za komplement. Usadowiła się na kana-
pie obok Marka i postawiła kubek na niskim stoliku.
A teraz posłuchaj, o czym chciałam ci opowiedzieć
w szpitalu.
Zamieniam się wsłuch.
Jak tylko karetka zabrała Opal Landers, Jane przy-
słała do mnie pacjentkę, niejaką Larissę Grayson. Otóż
podejrzewam, że ona zna Neda.
Mnóstwo ludzi go zna.
WALENTYNKOWE ZARCZYNY 105
Racja, ale wydaje mi się, że ona zna go całkiem
blisko. Kiedy powiedziałam, że następnym razem zba-
dasz ją albo ty, albo ktoś zupełnie nowy, spytała, czy Ned
wróci do pracy.
Wszyscy o to pytają.
Słuchaj dalej. Powiedziałam, że to niewykluczone
i że wtedy może on ją przyjmie. Kategorycznie od-
mówiła.
Możebyła już kiedyś u niego z wizytą i nie spodobał
się jej jako lekarz? Tak bywa.
Ja też tak z początku pomyślałam, ale zdarzyło się
coś jeszcze. W pewnej chwili Miranda zawiadomiła mnie
przez interkom, że jest do mnie telefon ze szpitala. Na
dzwięk mojego nazwiska Larissa zbladła. Wiedziała, kim
jestem. Powiedziała, że od Neda. Jeśli nikt w mieście, nie
wyłączając ciebie, nie słyszał o mnie, a ona od razu wie-
działa, że jestem jego cioteczną siostrą, to znaczy, że są
więcej niż tylko przelotnymi znajomymi.
Może tak, może nie. Mogli kiedyś rozmawiać
o swoich rodzinach...
A ty pamiętasz, jak nazywają się krewni pacjentów?
Raczej nie.
Widzisz?
No dobrze. Załóżmy, że masz rację i że ona zna
Neda osobiście, to co z tego?
Spodziewa się dziecka. Widząc, że Mark chce jej
przerwać, Dixie dokończyła: Zastanawiam się, czy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]