[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cisnącego się na usta Po tylu latach?! udało mi się
wydukać: Och, to fantastycznie. Pewnie jesteście
podekscytowane? zwróciłam się do sióstr.
Tolliver uścisnął mi mocno rękę pod stołem.
Nigdy nie braliśmy pod uwagę, że Iona i Hank
mogą mieć własne dzieci i szczerze mówiąc, nawet nie
zastanawiałam się, dlaczego dotychczas ich nie mieli. W
zasadzie postrzegałam tych dwoje jedynie w kategoriach
irytującej przeszkody stojącej na drodze naszych
kontaktów z dziewczynkami. Mimo wszystko radzili
sobie świetnie z codzienną opieką nad Mariella i Gracie,
a to nie przelewki.
Pojęłam to wszystko w nagłym przebłysku i
zrozumiałam, że nie możemy teraz wprowadzać
zamieszania w stosunki pomiędzy wujostwem i
dziewczynkami. Na twarzy Marielli dostrzegłam
niepewność. Ani ona, ani Gracie nie potrzebowały teraz
dodatkowych problemów. Obie starały się cieszyć z
perspektywy powiększenia się rodziny, ale były
wytrącone z równowagi. Współczułam im.
ROZDZIAA DRUGI
Następnego wieczoru właśnie wpisaliśmy się na
listę oczekujących na stolik w Texas Roadhouse, kiedy
przyszedł Mark. Po Marku i Tolliverze od razu widać, że
są braćmi, obaj mają takie same kości policzkowe,
podbródki i oczy, Mark jest niższy, bardziej krępy i (tę
opinię zatrzymuję zawsze dla siebie) ani w połowie tak
bystry jak Tolliver.
Jednak mam wiele wspaniałych wspomnień
dotyczących Marka, zawsze bardzo go lubiłam. Robił, co
w jego mocy, by chronić nas przed rodzicami. Nie żeby
świadomie chcieli wyrządzić nam jakąś krzywdę& ale
byli narkomanami. A uzależnieni zapominają, że są
rodzicami, zapominają, że są małżeństwem.
Są przede wszystkim narkomanami.
Mark, jako starszy, cierpiał jeszcze bardziej niż
Tolliver, ponieważ większą część dzieciństwa miał
normalnego ojca. Pamiętał wspólne wyprawy na ryby, na
polowania, pamiętał, jak ojciec chodził na wywiadówki,
kibicował mu podczas meczów i pomagał w lekcjach.
Tolliver powiedział mi, że też ma część tych wspomnień,
jednak bladły one podczas lat mieszkania w przyczepie,
aż wreszcie cierpienie zdławiło iskrę, która je ożywiała.
Mark niedawno został kierownikiem w
JCPenney. Musiał przyjść prosto z pracy, bo miał na
sobie marynarskie spodnie oraz koszulę w paski z
przypiętą do piersi plakietką z imieniem. Gdy
dostrzegłam go wchodzącego do restauracji, miał
zmęczoną twarz, ale rozpromienił się na nasz widok.
Mark nosił teraz bardzo krótkie włosy i gładko się golił, a
schludność ta przydawała mu powagi i autorytetu.
Bracia odprawili rytuał męskiego powitania z
poklepywaniem się po plecach i kilkakrotnym
powtarzaniem: Jak się masz, chłopie .
Przeznaczony dla mnie uścisk był na szczęście
mniej wylewny. Nie zdążyliśmy zamienić nawet słowa,
kiedy zabrzęczał dzwonek ogłaszający zwolnienie
naszego stolika.
Siedząc już na miejscu, z menu w dłoni,
zapytałam Marka, jak mu idzie w pracy.
Tegoroczne święta nie były szczególnie udane
odrzekł poważnie.
Zauważyłam, jakie ma białe, równe zęby, i
poczułam przykrość ze względu na Tollivera.
W przeciwieństwie do niego, Mark zdążył w
odpowiednim czasie otrzymać standardową dla
Amerykanów klasy średniej opiekę dentystyczną i
ortodontyczną. Kiedy Tolliver był we właściwym wieku,
aby mieć założony aparat i chodzić do dermatologa,
staczający się rodzice już o to nie dbali. Odsunęłam od
siebie nieusprawiedliwioną urazę. Mark po prostu miał
szczęście i tyle.
Sprzedaż nie była tak wysoka jak zwykle i
wiosną trzeba będzie ciągnąć w górę kontynuował
Mark.
A co się stało, że tak kiepsko poszło? zapytał
Tolliver, udając, że obchodzi go, dlaczego sklep nie
przynosi odpowiednich dochodów.
Mark paplał o sklepie, swoich obowiązkach, a ja
starałam się okazać zainteresowanie.
Teraz miał lepszą posadę niż wcześniej, na
stanowisku kierownika restauracji, przynajmniej jeśli
chodzi o godziny pracy. Zapisał się do dwuletniej,
wieczorowej szkoły pomaturalnej i skończył ją, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
cisnącego się na usta Po tylu latach?! udało mi się
wydukać: Och, to fantastycznie. Pewnie jesteście
podekscytowane? zwróciłam się do sióstr.
Tolliver uścisnął mi mocno rękę pod stołem.
Nigdy nie braliśmy pod uwagę, że Iona i Hank
mogą mieć własne dzieci i szczerze mówiąc, nawet nie
zastanawiałam się, dlaczego dotychczas ich nie mieli. W
zasadzie postrzegałam tych dwoje jedynie w kategoriach
irytującej przeszkody stojącej na drodze naszych
kontaktów z dziewczynkami. Mimo wszystko radzili
sobie świetnie z codzienną opieką nad Mariella i Gracie,
a to nie przelewki.
Pojęłam to wszystko w nagłym przebłysku i
zrozumiałam, że nie możemy teraz wprowadzać
zamieszania w stosunki pomiędzy wujostwem i
dziewczynkami. Na twarzy Marielli dostrzegłam
niepewność. Ani ona, ani Gracie nie potrzebowały teraz
dodatkowych problemów. Obie starały się cieszyć z
perspektywy powiększenia się rodziny, ale były
wytrącone z równowagi. Współczułam im.
ROZDZIAA DRUGI
Następnego wieczoru właśnie wpisaliśmy się na
listę oczekujących na stolik w Texas Roadhouse, kiedy
przyszedł Mark. Po Marku i Tolliverze od razu widać, że
są braćmi, obaj mają takie same kości policzkowe,
podbródki i oczy, Mark jest niższy, bardziej krępy i (tę
opinię zatrzymuję zawsze dla siebie) ani w połowie tak
bystry jak Tolliver.
Jednak mam wiele wspaniałych wspomnień
dotyczących Marka, zawsze bardzo go lubiłam. Robił, co
w jego mocy, by chronić nas przed rodzicami. Nie żeby
świadomie chcieli wyrządzić nam jakąś krzywdę& ale
byli narkomanami. A uzależnieni zapominają, że są
rodzicami, zapominają, że są małżeństwem.
Są przede wszystkim narkomanami.
Mark, jako starszy, cierpiał jeszcze bardziej niż
Tolliver, ponieważ większą część dzieciństwa miał
normalnego ojca. Pamiętał wspólne wyprawy na ryby, na
polowania, pamiętał, jak ojciec chodził na wywiadówki,
kibicował mu podczas meczów i pomagał w lekcjach.
Tolliver powiedział mi, że też ma część tych wspomnień,
jednak bladły one podczas lat mieszkania w przyczepie,
aż wreszcie cierpienie zdławiło iskrę, która je ożywiała.
Mark niedawno został kierownikiem w
JCPenney. Musiał przyjść prosto z pracy, bo miał na
sobie marynarskie spodnie oraz koszulę w paski z
przypiętą do piersi plakietką z imieniem. Gdy
dostrzegłam go wchodzącego do restauracji, miał
zmęczoną twarz, ale rozpromienił się na nasz widok.
Mark nosił teraz bardzo krótkie włosy i gładko się golił, a
schludność ta przydawała mu powagi i autorytetu.
Bracia odprawili rytuał męskiego powitania z
poklepywaniem się po plecach i kilkakrotnym
powtarzaniem: Jak się masz, chłopie .
Przeznaczony dla mnie uścisk był na szczęście
mniej wylewny. Nie zdążyliśmy zamienić nawet słowa,
kiedy zabrzęczał dzwonek ogłaszający zwolnienie
naszego stolika.
Siedząc już na miejscu, z menu w dłoni,
zapytałam Marka, jak mu idzie w pracy.
Tegoroczne święta nie były szczególnie udane
odrzekł poważnie.
Zauważyłam, jakie ma białe, równe zęby, i
poczułam przykrość ze względu na Tollivera.
W przeciwieństwie do niego, Mark zdążył w
odpowiednim czasie otrzymać standardową dla
Amerykanów klasy średniej opiekę dentystyczną i
ortodontyczną. Kiedy Tolliver był we właściwym wieku,
aby mieć założony aparat i chodzić do dermatologa,
staczający się rodzice już o to nie dbali. Odsunęłam od
siebie nieusprawiedliwioną urazę. Mark po prostu miał
szczęście i tyle.
Sprzedaż nie była tak wysoka jak zwykle i
wiosną trzeba będzie ciągnąć w górę kontynuował
Mark.
A co się stało, że tak kiepsko poszło? zapytał
Tolliver, udając, że obchodzi go, dlaczego sklep nie
przynosi odpowiednich dochodów.
Mark paplał o sklepie, swoich obowiązkach, a ja
starałam się okazać zainteresowanie.
Teraz miał lepszą posadę niż wcześniej, na
stanowisku kierownika restauracji, przynajmniej jeśli
chodzi o godziny pracy. Zapisał się do dwuletniej,
wieczorowej szkoły pomaturalnej i skończył ją, [ Pobierz całość w formacie PDF ]