[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lekarz i oświadczył kategorycznie, że twój przyszły rzekomy
wnuk to tylko wirus.
RS
134
- Obyś nie kłamała, bo i tak dowiem się w końcu prawdy -
powiedział, tonem, który zdradzał, że nie czuje żadnych
wyrzutów z powodu oskarżeń, jakie rzucił na Neila. - A co do
Bradshawa, to nigdy go nie znosiłem. Szkoda tylko Pauli, przez
całe dzisiejsze popołudnie tonęła w łzach.
- I ty się temu dziwisz? Ty... potworze.
- Powinna go rzucić. Udaje tylko mężczyznę, a jest miernotą i
tchórzem - powiedział stanowczo i odłożył słuchawkę.
Następnego dnia Natalie odwiedził Ray i z rozbawieniem na
twarzy opisał całą scenę w studiu z poprzedniego dnia. Pół
godziny po jego wyjściu znowu usłyszała dzwonek u drzwi.
Gdy otworzyła drzwi, ujrzała przed sobą zapłakaną Paulę.
- To było straszne, Natalie - zaczęła opowiadać Paula. -
Najgorsze w tym wszystkim było to, że Neil wcale nie
zareagował gniewem na oskarżenia twojego ojca. Owszem,
stanowczo temu zaprzeczał, ale w czasie sprzeczki wyrwało mu
się, że byłby o wiele bardziej szczęśliwy, gdyby nie musiał temu
zaprzeczać.
- Tatuś nie powinien był go wyrzucać z pracy -powiedziała
Natalie zagryzając wargę i zastanawiając się nad sposobem
przekonania Pauli, że Neil nie jest jeszcze dla niej całkiem
stracony.
- Wcale go nie wyrzucił. Owszem, na pewno miał ten zamiar,
ale Neil go uprzedził. W czasie sprzeczki po prostu sam
wyszedł. Chwilę pózniej upewniłam się, że on cię nadal kocha.
Było to wtedy, kiedy opróżniał szuflady biurka ze swych rzeczy.
Był blady, trząsł się z wściekłości i mruczał do siebie: To
sprawka tego sukinsyna Forsythe'a"... Bo Neil chciał, żebyś ty z
nim miała dziecko.
Kiedy skończyła, znów wybuchnęła płaczem. Natalie usiadła
przy niej i objęła ramionami jej drżące plecy. W tej chwili
mogłaby zabić nawet własnego ojca.
- I jak teraz postąpisz wobec Neila? - zapytała łagodnie.
RS
135
- Już postanowiłam. Wczoraj wieczorem zwróciłam mu jego
pierścionek. Nie jestem szczęśliwa, Natalie. Podczas naszego
pobytu w Madembi Ray był zawsze dla mnie miły. I właśnie
tam otworzyły mi się oczy na to, jakim człowiekiem jest Neil.
To był szczęśliwy przypadek, że pojechaliśmy tam, prawda?
- Owszem - odpowiedziała spokojnie Natalie. Ale w głębi
duszy wiedziała, że było akurat odwrotnie. Gdyby nie poleciała
do Madembi, nie poznałaby Kipa. Byłaby dzień po dniu zajęta
swoją pracą nad filmami. Po wyjściu Pauli poczuła się bardzo
zmęczona. Poszła od razu do łóżka. Tego wieczoru pokazywali
właśnie w telewizji ich film, ale nie mogła zdobyć się na
odwagę, by go obejrzeć.
W nocy śnił jej się Kip. Trzymał ją w swych objęciach,
ogrzewał ciepłem miłości i przez cały czas słyszała tajemniczą
pieśń deszczowego ptaka. Kiedy się obudziła, jej poduszka była
mokra od tez.
Kiedy Natalie wracała do siebie, na ulicy było cicho i
spokojnie. Mróz zelżał nieco, ale nadal wiał silny wiatr.
Zapalenie wirusowe ustąpiło dopiero po dwóch tygodniach. Jej
sylwetka stała się jeszcze bardziej smukła, ale na szczęście
odzyskała spokój ducha.
Po południu poszła do studia, by zabrać stamtąd swoje
fotografie. Na jej widok wszyscy się bardzo ucieszyli. Paula
zaparzyła kawę i cała trójka wdała się w miłą pogawędkę,
podczas której usiłowali ją namówić, by wróciła do pracy.
Nowy pracownik, przyjęty na miejsce Neila, od pierwszego
wejrzenia poczuł do niej niechęć. Natalie odwzajemniła mu się
tym samym. Pomyślała, że nie zagrzeje on długo miejsca w tej
pracy. Przed firmą stał poważny problem, gdyż z powodu jej
odejścia już i tak brakowało jednego pracownika. Poczucie winy
wobec ojca nie mogło jednak wpłynąć na zmianę jej decyzji.
Gdyby teraz wróciła do studia, już nigdy nie zdobyłaby się na
to, by stanąć na własnych nogach.
RS
136
Nadeszły dni, w ciągu których tylko przez godzinę mogła
zapomnieć o Kipie. Ale najgorsze były noce. Gdy zapadł zmrok,
nie widziała już niczego poza jego twarzą i nie słyszała niczego
poza tęsknym śpiewem deszczowego ptaka.
Cała ta afrykańska przygoda, która dla niej była udręką,
przyniosła tylko jedną korzyść. Przyjazń między Paulą i Rayem
pogłębiła się i teraz nie rozstawali się już ze sobą. Paula była
znowu taka jak dawniej - milutka blondyneczka, która wygląda
na zbyt głupią, by nadawać się do jakiejkolwiek pracy. To
zabawne, pomyślała Natalie, że zawsze wszystko kończy się
dobrze. Z jednym wyjątkiem - nie dotyczy to nigdy jej własnego
życia.
Obserwujący ją z samochodu mężczyzna był zaskoczony jej
wyglądem. Zauważył, że jest jeszcze szczuplejsza niż wtedy,
kiedy widywał ją w Afryce, a jej twarz jest jeszcze bledsza.
Gwałtowny wiatr niemal unosił ją w powietrzu. Zagryzł wargi.
Natalie wydawała mu się teraz jeszcze bardziej krucha i słaba
niż dawniej. Wysiadł z samochodu.
Gdy Natalie zauważyła go, zatrzymała się tak gwałtownie,
jakby silny podmuch wiatru powstrzymał ją przed następnym
krokiem. Zbladła i rozpaczliwie starała się przytrzymać swe
długie, czarne włosy targane przez wiatr.
- Po co tu przyjechałeś? - spytała. Jej głos był tak słaby i
drżący, że Kip podszedł do niej z obawy, by nie zasłabła.
- %7łeby się z tobą zobaczyć - powiedział. - Czy to nie jest
całkiem oczywiste dla ciebie?
- Nic nie jest oczywiste dla mnie.
W jej oczach pojawił się tak dobrze mu znany błysk przekory.
Odwróciła się od niego, jakby chciała odejść, i dodała:
- A wiec zobaczyłeś mnie. Zatem do widzenia. Tylko z
największym trudem udało jej się opanować.
- Jeżeli chcesz mi teraz urządzić jedną z tych twoich małych
scen, to lepiej wejdzmy od razu do twojego mieszkania.
RS
137
Złapał ją za ramię i mocno przytrzymał, kiedy chciała się
wyrwać.
- Wcale cię nie zapraszałam do siebie! - powiedziała.
- Daj mi klucz! - rozkazał. Zaprotestowała. Kip bez wahania
wyjął z jej ręki torebkę i wydobył klucz. Z ledwie hamowaną
gwałtownością otworzył drzwi.
- No, wejdz do mieszkania, Natalie, bo cię wiatr porwie -
zażartował.
Kiedy znalezli się w środku i Kip zamknął za sobą drzwi na
klucz, Natalie spojrzała na niego z gniewem. Dlaczego musiał
przyjechać tu akurat teraz? Przecież i tak prędzej czy pózniej
przyszłaby do siebie po całej tej nieszczęsnej przygodzie. I na
pewno nadszedłby kiedyś dzień, w którym widok deszczu nie
budziłby w jej pamięci wspomnień o nocy spędzonej w jego
ramionach. Rzuciła płaszcz na krzesło i odsunęła się od niego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
lekarz i oświadczył kategorycznie, że twój przyszły rzekomy
wnuk to tylko wirus.
RS
134
- Obyś nie kłamała, bo i tak dowiem się w końcu prawdy -
powiedział, tonem, który zdradzał, że nie czuje żadnych
wyrzutów z powodu oskarżeń, jakie rzucił na Neila. - A co do
Bradshawa, to nigdy go nie znosiłem. Szkoda tylko Pauli, przez
całe dzisiejsze popołudnie tonęła w łzach.
- I ty się temu dziwisz? Ty... potworze.
- Powinna go rzucić. Udaje tylko mężczyznę, a jest miernotą i
tchórzem - powiedział stanowczo i odłożył słuchawkę.
Następnego dnia Natalie odwiedził Ray i z rozbawieniem na
twarzy opisał całą scenę w studiu z poprzedniego dnia. Pół
godziny po jego wyjściu znowu usłyszała dzwonek u drzwi.
Gdy otworzyła drzwi, ujrzała przed sobą zapłakaną Paulę.
- To było straszne, Natalie - zaczęła opowiadać Paula. -
Najgorsze w tym wszystkim było to, że Neil wcale nie
zareagował gniewem na oskarżenia twojego ojca. Owszem,
stanowczo temu zaprzeczał, ale w czasie sprzeczki wyrwało mu
się, że byłby o wiele bardziej szczęśliwy, gdyby nie musiał temu
zaprzeczać.
- Tatuś nie powinien był go wyrzucać z pracy -powiedziała
Natalie zagryzając wargę i zastanawiając się nad sposobem
przekonania Pauli, że Neil nie jest jeszcze dla niej całkiem
stracony.
- Wcale go nie wyrzucił. Owszem, na pewno miał ten zamiar,
ale Neil go uprzedził. W czasie sprzeczki po prostu sam
wyszedł. Chwilę pózniej upewniłam się, że on cię nadal kocha.
Było to wtedy, kiedy opróżniał szuflady biurka ze swych rzeczy.
Był blady, trząsł się z wściekłości i mruczał do siebie: To
sprawka tego sukinsyna Forsythe'a"... Bo Neil chciał, żebyś ty z
nim miała dziecko.
Kiedy skończyła, znów wybuchnęła płaczem. Natalie usiadła
przy niej i objęła ramionami jej drżące plecy. W tej chwili
mogłaby zabić nawet własnego ojca.
- I jak teraz postąpisz wobec Neila? - zapytała łagodnie.
RS
135
- Już postanowiłam. Wczoraj wieczorem zwróciłam mu jego
pierścionek. Nie jestem szczęśliwa, Natalie. Podczas naszego
pobytu w Madembi Ray był zawsze dla mnie miły. I właśnie
tam otworzyły mi się oczy na to, jakim człowiekiem jest Neil.
To był szczęśliwy przypadek, że pojechaliśmy tam, prawda?
- Owszem - odpowiedziała spokojnie Natalie. Ale w głębi
duszy wiedziała, że było akurat odwrotnie. Gdyby nie poleciała
do Madembi, nie poznałaby Kipa. Byłaby dzień po dniu zajęta
swoją pracą nad filmami. Po wyjściu Pauli poczuła się bardzo
zmęczona. Poszła od razu do łóżka. Tego wieczoru pokazywali
właśnie w telewizji ich film, ale nie mogła zdobyć się na
odwagę, by go obejrzeć.
W nocy śnił jej się Kip. Trzymał ją w swych objęciach,
ogrzewał ciepłem miłości i przez cały czas słyszała tajemniczą
pieśń deszczowego ptaka. Kiedy się obudziła, jej poduszka była
mokra od tez.
Kiedy Natalie wracała do siebie, na ulicy było cicho i
spokojnie. Mróz zelżał nieco, ale nadal wiał silny wiatr.
Zapalenie wirusowe ustąpiło dopiero po dwóch tygodniach. Jej
sylwetka stała się jeszcze bardziej smukła, ale na szczęście
odzyskała spokój ducha.
Po południu poszła do studia, by zabrać stamtąd swoje
fotografie. Na jej widok wszyscy się bardzo ucieszyli. Paula
zaparzyła kawę i cała trójka wdała się w miłą pogawędkę,
podczas której usiłowali ją namówić, by wróciła do pracy.
Nowy pracownik, przyjęty na miejsce Neila, od pierwszego
wejrzenia poczuł do niej niechęć. Natalie odwzajemniła mu się
tym samym. Pomyślała, że nie zagrzeje on długo miejsca w tej
pracy. Przed firmą stał poważny problem, gdyż z powodu jej
odejścia już i tak brakowało jednego pracownika. Poczucie winy
wobec ojca nie mogło jednak wpłynąć na zmianę jej decyzji.
Gdyby teraz wróciła do studia, już nigdy nie zdobyłaby się na
to, by stanąć na własnych nogach.
RS
136
Nadeszły dni, w ciągu których tylko przez godzinę mogła
zapomnieć o Kipie. Ale najgorsze były noce. Gdy zapadł zmrok,
nie widziała już niczego poza jego twarzą i nie słyszała niczego
poza tęsknym śpiewem deszczowego ptaka.
Cała ta afrykańska przygoda, która dla niej była udręką,
przyniosła tylko jedną korzyść. Przyjazń między Paulą i Rayem
pogłębiła się i teraz nie rozstawali się już ze sobą. Paula była
znowu taka jak dawniej - milutka blondyneczka, która wygląda
na zbyt głupią, by nadawać się do jakiejkolwiek pracy. To
zabawne, pomyślała Natalie, że zawsze wszystko kończy się
dobrze. Z jednym wyjątkiem - nie dotyczy to nigdy jej własnego
życia.
Obserwujący ją z samochodu mężczyzna był zaskoczony jej
wyglądem. Zauważył, że jest jeszcze szczuplejsza niż wtedy,
kiedy widywał ją w Afryce, a jej twarz jest jeszcze bledsza.
Gwałtowny wiatr niemal unosił ją w powietrzu. Zagryzł wargi.
Natalie wydawała mu się teraz jeszcze bardziej krucha i słaba
niż dawniej. Wysiadł z samochodu.
Gdy Natalie zauważyła go, zatrzymała się tak gwałtownie,
jakby silny podmuch wiatru powstrzymał ją przed następnym
krokiem. Zbladła i rozpaczliwie starała się przytrzymać swe
długie, czarne włosy targane przez wiatr.
- Po co tu przyjechałeś? - spytała. Jej głos był tak słaby i
drżący, że Kip podszedł do niej z obawy, by nie zasłabła.
- %7łeby się z tobą zobaczyć - powiedział. - Czy to nie jest
całkiem oczywiste dla ciebie?
- Nic nie jest oczywiste dla mnie.
W jej oczach pojawił się tak dobrze mu znany błysk przekory.
Odwróciła się od niego, jakby chciała odejść, i dodała:
- A wiec zobaczyłeś mnie. Zatem do widzenia. Tylko z
największym trudem udało jej się opanować.
- Jeżeli chcesz mi teraz urządzić jedną z tych twoich małych
scen, to lepiej wejdzmy od razu do twojego mieszkania.
RS
137
Złapał ją za ramię i mocno przytrzymał, kiedy chciała się
wyrwać.
- Wcale cię nie zapraszałam do siebie! - powiedziała.
- Daj mi klucz! - rozkazał. Zaprotestowała. Kip bez wahania
wyjął z jej ręki torebkę i wydobył klucz. Z ledwie hamowaną
gwałtownością otworzył drzwi.
- No, wejdz do mieszkania, Natalie, bo cię wiatr porwie -
zażartował.
Kiedy znalezli się w środku i Kip zamknął za sobą drzwi na
klucz, Natalie spojrzała na niego z gniewem. Dlaczego musiał
przyjechać tu akurat teraz? Przecież i tak prędzej czy pózniej
przyszłaby do siebie po całej tej nieszczęsnej przygodzie. I na
pewno nadszedłby kiedyś dzień, w którym widok deszczu nie
budziłby w jej pamięci wspomnień o nocy spędzonej w jego
ramionach. Rzuciła płaszcz na krzesło i odsunęła się od niego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]