[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pierwszy ekstatyczny dreszcz.
– Cichutko, skarbie – mruknął, napierając je-
szcze mocniej. Tym razem poruszał się szybciej
i pewniej. – Trzymaj się, maleńka. Poczuj to!
Nagle zaczęły zalewać ją kolejne fale roz-
koszy, o jakiej rzeczywiście nie miała pojęcia.
Rozpłakała się. Straciła wszelką kontrolę nad
swoim ciałem. Donavan zaś obserwował ją bacz-
nie, całował delikatnie jej rozpaloną twarz i szep-
tał tysiące czułych słów.
Nie miała pojęcia, ile czasu upłynęło, zanim
świat przestał się wreszcie kołysać. Mokra od
potu, zmęczona konwulsjami, które ciągle
wstrząsały jej ciałem, i zapłakana opadła z sił.
Donavan przytulił ją mocno i gładząc piesz-
czotliwie jej mokre włosy, długo ją uspokajał.
– Właśnie na tym polega prawdziwa bliskość
– szepnął w pewnym momencie.
– A ja myślałam, że już wtedy, w hotelu...
– szukała odpowiednich słów.
– To był tylko wstęp do prawdziwej miłości
– odparł cicho. – I zdecydowanie nie dorównuje
temu, co przed chwilą przeżyliśmy. Prawda?
182
MIŁOŚĆ WARTA MILIONY
Nie naśmiewał się z niej ani nie żartował. Po
prostu stwierdził fakt.
– Naprawdę byliśmy jednym ciałem... – szep-
nęła, tuląc twarz do przyjemnie chłodnej skóry na
jego piersi.
– Tak. – Musnął ją wargami.
Ogarnęło ją przyjemne znużenie, w całym
ciele czuła dziwny bezwład. Przysunęła się więc
jeszcze bliżej i ułożyła wygodnie, oplatając go
nogami.
– Mogę tu zostać? – zapytała sennie.
– Powiem tak: tylko spróbuj stąd wyjść!
– Wcale nie chcę...
– Najchętniej znowu bym się z tobą kochał
– oznajmił, chwytając zębami jej ucho. Pod jego
dłonią mocniej zabiło jej serce. – Zaczekamy
z tym jednak do rana. Czy bardzo cię bolało?
Zwłaszcza za pierwszym razem?
– Wcale – skłamała, garnąc się do niego.
Właściwie nie czuła wtedy bólu. Za to za drugim
razem zdawało jej się, że jest w niebie.
– Fay... – zaczął niepewnie, bawiąc się jej
włosami – zapomniałem się zabezpieczyć.
Nie odezwała się. Nawet się nie poruszyła.
Zerknął więc na nią zaskoczony. Zasnęła. Uniósł
się lekko i pocałował jej zamknięte powieki.
– Może to i lepiej, że mnie nie słyszałaś
– szepnął, kładąc dłoń na jej brzuchu. – Wiem, że
Diana Palmer
183
chciałabyś mieć dziecko. Ja też bym chciał. Kto
wie, może właśnie daliśmy mu życie... Jeśli tak,
chciałbym cię przekonać, że ono będzie dla nas
radością, a nie kłopotem.
Fay dryfowała między jawą a snem. Miała
wrażenie, że słyszy Donavana mówiącego coś
o radości, ale nie miała siły otworzyć oczu.
Po chwili skapitulowała i zapadła w sen.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Kiedy Donavan wychodził ze stodoły, Fay
nuciła jakąś piosenkę. Nie obudził jej rano, więc
otworzywszy oczy, poczuła się zawiedziona, że
nie ma go obok niej. Miała cichą nadzieję, że po
spędzonej wspólnie nocy w Donavanie odżyją
głębsze uczucia i nie będzie chciał się z nią
rozstawać. Wygląda jednak na to, że niepotrzeb-
nie robiła sobie nadzieje.
Gdy wszedł do domu, natychmiast ucichła.
Zawstydzona rzuciła mu krótkie, spłoszone spo-
jrzenie.
– Dzień dobry – odezwała się cicho. Nic
lepszego nie przyszło jej do głowy.
Stanął w progu. Z jego twarzy niewiele dało się
wyczytać; z taką miną mógłby spokojnie grać
Diana Palmer
185
w pokera. Wyraźna rezerwa Fay powiedziała mu
to, o czym wolał nie wiedzieć. Był pewien, że
minionej nocy było jej z nim dobrze, łudził się
więc, że będzie to moment przełomu, po którym
ich relacje zmienią się na lepsze.
Widocznie się pomylił. Widział, że Fay jest
skrępowana i ma taką minę, jakby chciała przed
nim uciec. Jeśli nawet żywi do niego jakieś ciepłe
uczucia, w ogóle ich nie okazuje. On natomiast
musi mieć co do tego pewność – bez niej nie
odważyłby się wyznać, co czuje.
– Dzień dobry – odparł równie oficjalnym
tonem. – Jest już śniadanie?
– Zaraz będzie.
– Zawołam Jeffa – powiedział i wyszedł.
Podczas śniadania nie padło ani jedno słowo na
temat ich pierwszej wspólnej nocy. Nie było też
żadnych wyznań ani deklaracji. Fay wpatrywała
się w Donavana żałośnie, czekając na bodaj jeden
ciepły błysk w szarych oczach. On jednak ani razu
na nią nie spojrzał. Był dla niej bardzo uprzejmy,
i to wszystko.
Wstawała od stołu przekonana, że ta noc ab-
solutnie niczego między nimi nie zmieni. Zwłasz-
cza że nic nie wskazuje na to, by miała się
powtórzyć. Donavan nawet nie próbował się do
niej zbliżyć.
Następnego dnia poszli razem do kościoła,
186
MIŁOŚĆ WARTA MILIONY
a popołudnie przesiedzieli przed telewizorem,
oglądając stare filmy. Prawie ze sobą nie roz-
mawiali.
Ich dziwne zachowanie zaniepokoiło Jeffa.
– Martwisz się czymś? – zagadnął go Donavan
po kolacji.
– Tak, wujku. Trochę – odparł speszony chło-
piec.
– O co chodzi?
– O ciebie i ciocię Fay – wyznał, zerkając
ukradkiem raz na nią, raz na niego.
Fay wyglądała na zszokowaną, za to w oczach
Donavana błysnęła złość.
– Przepraszam, że się wtrącam – zaczął chło-
piec – ale jeśli jutro w sądzie będziecie za-
chowywali się tak jak dziś, to na pewno będę
musiał wrócić do szkoły kadetów. Czy podczas
procesu moglibyście udawać, że się lubicie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
pierwszy ekstatyczny dreszcz.
– Cichutko, skarbie – mruknął, napierając je-
szcze mocniej. Tym razem poruszał się szybciej
i pewniej. – Trzymaj się, maleńka. Poczuj to!
Nagle zaczęły zalewać ją kolejne fale roz-
koszy, o jakiej rzeczywiście nie miała pojęcia.
Rozpłakała się. Straciła wszelką kontrolę nad
swoim ciałem. Donavan zaś obserwował ją bacz-
nie, całował delikatnie jej rozpaloną twarz i szep-
tał tysiące czułych słów.
Nie miała pojęcia, ile czasu upłynęło, zanim
świat przestał się wreszcie kołysać. Mokra od
potu, zmęczona konwulsjami, które ciągle
wstrząsały jej ciałem, i zapłakana opadła z sił.
Donavan przytulił ją mocno i gładząc piesz-
czotliwie jej mokre włosy, długo ją uspokajał.
– Właśnie na tym polega prawdziwa bliskość
– szepnął w pewnym momencie.
– A ja myślałam, że już wtedy, w hotelu...
– szukała odpowiednich słów.
– To był tylko wstęp do prawdziwej miłości
– odparł cicho. – I zdecydowanie nie dorównuje
temu, co przed chwilą przeżyliśmy. Prawda?
182
MIŁOŚĆ WARTA MILIONY
Nie naśmiewał się z niej ani nie żartował. Po
prostu stwierdził fakt.
– Naprawdę byliśmy jednym ciałem... – szep-
nęła, tuląc twarz do przyjemnie chłodnej skóry na
jego piersi.
– Tak. – Musnął ją wargami.
Ogarnęło ją przyjemne znużenie, w całym
ciele czuła dziwny bezwład. Przysunęła się więc
jeszcze bliżej i ułożyła wygodnie, oplatając go
nogami.
– Mogę tu zostać? – zapytała sennie.
– Powiem tak: tylko spróbuj stąd wyjść!
– Wcale nie chcę...
– Najchętniej znowu bym się z tobą kochał
– oznajmił, chwytając zębami jej ucho. Pod jego
dłonią mocniej zabiło jej serce. – Zaczekamy
z tym jednak do rana. Czy bardzo cię bolało?
Zwłaszcza za pierwszym razem?
– Wcale – skłamała, garnąc się do niego.
Właściwie nie czuła wtedy bólu. Za to za drugim
razem zdawało jej się, że jest w niebie.
– Fay... – zaczął niepewnie, bawiąc się jej
włosami – zapomniałem się zabezpieczyć.
Nie odezwała się. Nawet się nie poruszyła.
Zerknął więc na nią zaskoczony. Zasnęła. Uniósł
się lekko i pocałował jej zamknięte powieki.
– Może to i lepiej, że mnie nie słyszałaś
– szepnął, kładąc dłoń na jej brzuchu. – Wiem, że
Diana Palmer
183
chciałabyś mieć dziecko. Ja też bym chciał. Kto
wie, może właśnie daliśmy mu życie... Jeśli tak,
chciałbym cię przekonać, że ono będzie dla nas
radością, a nie kłopotem.
Fay dryfowała między jawą a snem. Miała
wrażenie, że słyszy Donavana mówiącego coś
o radości, ale nie miała siły otworzyć oczu.
Po chwili skapitulowała i zapadła w sen.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Kiedy Donavan wychodził ze stodoły, Fay
nuciła jakąś piosenkę. Nie obudził jej rano, więc
otworzywszy oczy, poczuła się zawiedziona, że
nie ma go obok niej. Miała cichą nadzieję, że po
spędzonej wspólnie nocy w Donavanie odżyją
głębsze uczucia i nie będzie chciał się z nią
rozstawać. Wygląda jednak na to, że niepotrzeb-
nie robiła sobie nadzieje.
Gdy wszedł do domu, natychmiast ucichła.
Zawstydzona rzuciła mu krótkie, spłoszone spo-
jrzenie.
– Dzień dobry – odezwała się cicho. Nic
lepszego nie przyszło jej do głowy.
Stanął w progu. Z jego twarzy niewiele dało się
wyczytać; z taką miną mógłby spokojnie grać
Diana Palmer
185
w pokera. Wyraźna rezerwa Fay powiedziała mu
to, o czym wolał nie wiedzieć. Był pewien, że
minionej nocy było jej z nim dobrze, łudził się
więc, że będzie to moment przełomu, po którym
ich relacje zmienią się na lepsze.
Widocznie się pomylił. Widział, że Fay jest
skrępowana i ma taką minę, jakby chciała przed
nim uciec. Jeśli nawet żywi do niego jakieś ciepłe
uczucia, w ogóle ich nie okazuje. On natomiast
musi mieć co do tego pewność – bez niej nie
odważyłby się wyznać, co czuje.
– Dzień dobry – odparł równie oficjalnym
tonem. – Jest już śniadanie?
– Zaraz będzie.
– Zawołam Jeffa – powiedział i wyszedł.
Podczas śniadania nie padło ani jedno słowo na
temat ich pierwszej wspólnej nocy. Nie było też
żadnych wyznań ani deklaracji. Fay wpatrywała
się w Donavana żałośnie, czekając na bodaj jeden
ciepły błysk w szarych oczach. On jednak ani razu
na nią nie spojrzał. Był dla niej bardzo uprzejmy,
i to wszystko.
Wstawała od stołu przekonana, że ta noc ab-
solutnie niczego między nimi nie zmieni. Zwłasz-
cza że nic nie wskazuje na to, by miała się
powtórzyć. Donavan nawet nie próbował się do
niej zbliżyć.
Następnego dnia poszli razem do kościoła,
186
MIŁOŚĆ WARTA MILIONY
a popołudnie przesiedzieli przed telewizorem,
oglądając stare filmy. Prawie ze sobą nie roz-
mawiali.
Ich dziwne zachowanie zaniepokoiło Jeffa.
– Martwisz się czymś? – zagadnął go Donavan
po kolacji.
– Tak, wujku. Trochę – odparł speszony chło-
piec.
– O co chodzi?
– O ciebie i ciocię Fay – wyznał, zerkając
ukradkiem raz na nią, raz na niego.
Fay wyglądała na zszokowaną, za to w oczach
Donavana błysnęła złość.
– Przepraszam, że się wtrącam – zaczął chło-
piec – ale jeśli jutro w sądzie będziecie za-
chowywali się tak jak dziś, to na pewno będę
musiał wrócić do szkoły kadetów. Czy podczas
procesu moglibyście udawać, że się lubicie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]