[ Pobierz całość w formacie PDF ]

korespondencję.
 Jak wilk  mruknął.  Myślę, że powinniśmy
zamówić coś...  Wpatrywał się w jedną z kopert. Od
tej chwili Harriet wyczuwała przymus w jego głosie
i fałsz w uśmiechu.  Powinniśmy zamówić kolację do
pokoju i kazać ją podać na balkonie.
 Dostałeś coś ciekawego?
Ze strachu zaschło jej w gardle tak jak wtedy, kiedy
w środku nocy zadzwonił telefon. I tym razem usłysza-
ła wymijającą odpowiedz.
 To nic ważnego.
ROZDZIAA DZIESITY
 Witaj!  zawołała Judith radośnie.
Harriet od razu dostrzegła czerwone policzki i spe-
szone spojrzenia koleżanek, oprócz oczywiście Judith,
która wyszła jej naprzeciw. W jej oczachmalowało się
bezgraniczne zdumienie, jakby spodziewała się ujrzeć
wrak człowieka, a nie opaloną i pogodną kobietę, która
zbliżała się do stanowiska pielęgniarek.
 Jeśli przedawkowanie tak dobrze ci służy, to po-
winnaś robić to zdecydowanie częściej!
 Judith!  ofuknęła ją Susan, ale Harriet tylko
parsknęła śmiechem, zadowolona, że Judith niczego
nie owija w bawełnę.
 Jak się czujesz?
 Wyśmienicie.
 Właśnie to widzę.  Judithrzuciła zebranym pie-
lęgniarkom wymowne spojrzenie, ostrzegając je, że
temat został wyczerpany, po czym zamierzała przeka-
zać Harriet sprawozdanie z dyżuru.
Charlotte jednak musiała zaspokoić swoją cieka-
wość.
 Rozmawiałaś z Drew?  zapytała.
Tym razem Harriet nie potrafiła zdobyć się na
śmiech. Niewierność męża oraz czekająca ją sprawa
rozwodowa były zbyt bolesne.
90 CAROL MARINELLI
 Tak, rozmawialiśmy.  Nie zamierzała dodawać,
że odbyło się to za pośrednictwem adwokatów.
 Dziewczęta  wtrąciła Judith  bierzmy się do
pracy. Chciałabym cię trochę oszczędzić, ale sama
wiesz, że na tym oddziale to jest niemożliwe. Proponu-
ję, żebyś dzisiaj pracowała na reanimacji. Oczywiście,
nie wolno ci dzwigać ani podnosić pacjentów z nad-
wagą. Po prostu zależy mi na tym, żeby była tam
pielęgniarka z dużym doświadczeniem.
 Nie ma sprawy.  Harriet od razu poczuła się tak,
jakby nigdy stamtąd nie wychodziła.
 Podczas twojej nieobecności nie zaszły żadne
zmiany.  Judith ściągnęła brwi.  Oprócz zmian
w grafiku, no i naszego nastawienia do doktora Del-
gato. Uznałyśmy, że jest stuprocentowym dżentelme-
nem, który wie, jak traktować damy. W związku z tym
wyręczamy go przy pobieraniu krwi i wypełnianiu
skierowań na prześwietlenia...
 To znaczy, że przyjęłyście go do rodziny?
 Szkoda tylko, że jest tu tymczasowo.
Tymczasowe, chwilowe remedium dla jej zbolałe-
go serca. Lecz w nadchodzących dniach i tygodniach
było jej pisane jeszcze bardziej od niego się uzależnić.
Co rano budził ją zapach kawy świeżo zaparzonej
przez Cira. Uwielbiała go za ten drobny gest i za te
czarne oczy, które witały ją każdego poranka, gdy
wracał do łóżka, by kochać się z nią tak, jak tylko on
potrafił.
 Powiedzmy im  szepnął któregoś dnia, gdy ka-
wa już całkiem ostygła, gdy po raz kolejny Harriet
LEKARZ Z MARZEC 91
musiała zrezygnować ze śniadania, by nie spóznić się
na dyżur.
 Co mamy im powiedzieć?
 %7łe jesteśmy razem. Mam już dosyć tego ukry-
wania.
Jego gorący oddech muskał jej ucho, lecz ona
odsunęła się, wstała z łóżka i ruszyła w stronę ła-
zienki.
 Jeszcze nie teraz.
 Dlaczego?
 Ciro, spóznię się. Kiedy indziej o tym pogadamy.
 Dzisiaj masz podwójny dyżur  zauważył.  Jak
wrócisz, na pewno nie będziesz w nastroju do rozmów.
 Wobec tego porozmawiamy w weekend. Niewiel-
ka różnica.
Prawdę mówiąc, była zadowolona, że musi się spie-
szyć, że dzięki temu uniknie niewygodnego tematu.
Pakowała torebkę.
 Jak wykorzystasz ten wolny dzień?  zapytała,
nakładając przed lustrem pomadkę.
Lecz on naburmuszony przerzucał poranną gazetę.
 Może pózniej przejdę się na plażę, napiszę parę
listów do rodziny, pośpię. O której kończysz?
 Dziewiąta, dziewiąta trzydzieści.  Kiedy cało-
wała go na pożegnanie, czuła, że jest niezadowolony.
Trudno mu się dziwić. Ilekroć usiłował poruszyć
drażliwy temat, ona robiła uniki, bo nie była gotowa
stanąć oko w oko z nieuniknionym. Chciała po prostu
cieszyć się tym, co ma.
 Psiakrew!  Pod bramą szpitala zorientowała się,
że nie ma karty magnetycznej, która otwierała między
92 CAROL MARINELLI
innymi bramę na szpitalny parking. Przypomniała so-
bie, że karta wisi na lustrze w jej łazience.
Mogłaby zaparkować na parkingu dla karetek. Nie,
jednak nie. Dwunastogodzinny dyżur bez dostępu do
magazynu leków? Wykluczone.
Zawróciwszy, zadzwoniła do Judith, która na pew-
no stała już gotowa, by przekazać jej dyżur.
 Spóznię się dwadzieścia minut  powiedziała.
 Strasznie przepraszam. Macie duże urwanie głowy?
 Jedz ostrożnie!  krzyknęła Judith, nie odpowia-
dając na jej pytanie.  Nie trzeba nam kolejnego wy-
padku drogowego.
Dwadzieścia minut pózniej zajechała pod dom, ale
uznała, że zamiast zjeżdżać na parking podziemny,
zatrzyma się przy chodniku. Szukała wolnego miejsca.
Najlepiej dwóch, bo parkowanie tyłem ćwiczyła tylko
podczas kursu na prawo jazdy. Znalazła miejsce tylko
dla jednego samochodu. Rozpoczęła manewr parko-
wania, lecz natychmiast zaczął na nią trąbić jakiś znie-
cierpliwiony kierowca. Dlaczego zawsze wygląda to
tak prosto?!
Spoglądając we wsteczne lusterko, pomyślała, że
Ciro zbiega ze schodów, by jej pomóc. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.