[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Czy potrafiłby pan wskazać jakieś miejsce, gdzie Petey mógłby przebywać od
chwili opuszczenia mieszkania dziś rano do pojawienia się tutaj parę godzin temu?
Matt wzruszył ramionami.
 Ktoś powierzył mu opiekę nad łodzią zacumowaną w czynnym przez cały rok
porcie jachtowym w Weehawken. Może uznał, że przed wyjazdem warto jeszcze rzucić
na nią okiem. Nieraz się tam pałętał.
 Znam to miejsce.  Fred otworzył telefon komórkowy.  Dajcie mi numer
Lincoln Harbor w Weehawken  rzucił sucho.
W chwilę pózniej rozmawiał z biurem zarządu portu. Regan zauważyła, że tężeją mu
mięśnie twarzy. Cokolwiek słyszy, pomyślała, nie są to dobre wiadomości.
Fred skończył rozmawiać i zwrócił się do obu kobiet:
 Wziął łódz mieszkalną w środę po południu i nie przyprowadził jej z powrotem.
Osoba, z którą rozmawiałem, uważa, że musi być stuknięty. W dół rzeki płyną kry lodo-
we. %7ładnej łodzi nie powinno się wyprowadzać na wodę w tych warunkach, a szczegól-
nie takiej starej łajby, jak ta.
Alvirah uścisnęła pocieszająco ramię Regan, gdy Fred łączył się z jednostką policyj-
ną portu.
Matt, zajęty dotąd przygotowywaniem napojów alkoholowych, teraz do nich wrócił.
 Mam pewien pomysł. Większość ludzi tutaj zna Peteya i wielu z nich pracuje
w okolicy. Może coś wiedzą.  Wskoczył na kontuar i gwizdnął. Tłum ryknął z apro-
batą. Ktoś wrzasnął:  Darmowe drinki dla wszystkich! . Matt uciszył gości gestem dłoni.
 Już dostaliście dzisiaj wieczorem darmowe jedzenie. To, co powiem, jest ważne. Czy
ktoś z was widział Peteya Commeta gdzieś w mieście, zanim się tutaj pojawił?
Boże, proszę, modliła się w duchu Regan. Obserwowała, jak ludzie spoglądają jedni
na drugich i przecząco kręcą głowami. Nagle ktoś wykrzyknął:
 Wracałem z roboty i jechałem prosto tutaj! Widziałem Peteya, jak szedł drogą
w pobliżu Slocum Marina.
 Tę przystań zamyka się zimą. Po co miałby tam chodzić?  wymamrotał jeden
z klientów, stojący w pobliżu Regan.
Odwróciła się do niego.
 Gdzie dokładnie jest ta przystań?  zapytała z naciskiem.
 Jak się stąd wyjdzie, trzeba skręcić w lewo. Potem minąć kilka bloków po prawej
i przy zakręcie widać napis.
119
Fred, Regan i Alvirah popędzili do samochodu. Odjeżdżali z parkingu z rykiem sil-
nika, co chwila wpadając w poślizg na pokrytej śniegiem nawierzchni.
 Jeżeli oni są na tej łodzi w taką pogodę...  Regan nie wypowiedziała do końca
swej myśli.
 Przejechałeś zakręt!  zawołała Alvirah.
Fred zawrócił i znowu pędem ruszył stromą, opustoszałą drogą, prowadzącą do rze-
ki. Zawieja śnieżna ograniczała widoczność niemal do zera. Droga kończyła się pu-
stym parkingiem. Zwiatła samochodu przeniknęły kurtynę śniegu na tyle, by widzieć,
że przystań jest nieczynna. %7ładnego jachtu w zasięgu wzroku nie było.
Fred chwycił leżącą w schowku przy tablicy rozdzielczej latarkę i wyskoczył z sa-
mochodu. W wielkim pośpiechu minął nieczynne biuro przystani. Regan i Alvirah po-
dążały za nim. Gdzieś z lewej strony dobiegł ich hałas, jakby głuche uderzenia, trzaski.
Zlizgając się i potykając w świeżym śniegu, skręcili na rogu w tamtym kierunku i zaczęli
biec. W mocnym świetle latarki ich oczom ukazała się przechylona na bok łódz miesz-
kalna, uderzająca raz po raz o pomost, do którego była przycumowana. Wyglądała, jak-
by lada chwila miała zatonąć.
 O mój Boże!  wykrzyknęła Regan.  Oni są tam w środku, jestem pewna.
Razem z Fredem zaczęła biec pomostem, Alvirah, dysząc, pędziła za nimi.
Lina cumująca łódz do pomostu odwinęła się z kołka, do którego była przywiązana,
Fred pochwycił ją i przymocował najlepiej, jak potrafił.
 Alvirah, uważaj, żeby się nie rozwinęła.
 Tato!  wołała Regan, wykonując niebezpieczny skok na przechylony pokład ło-
dzi.  Rosito!  Zaczęła kopać w zamknięte na kłódkę drzwi.
Słysząc głos Regan, Luke i Rosita pomyśleli, że śnią.
Starali się trzymać nogi ponad lodowatą wodą, wirującą po podłodze. Bulgoczący
przeciek stał się już silnym, tryskającym strumieniem.
 Regan!  zawołał Luke.
 Szybko!  krzyknęła Rosita.
 Już wchodzimy!  odpowiedział okrzykiem stojący za Regan Fred.
Zaczęli oboje kopać w drzwi, raz za razem. W końcu drewniana płaszczyzna pękła,
a następnie rozłupała się.
Szarpali i odrywali drewniane szczapy, aż udało im się zrobić otwór, przez który
można było przedostać się do środka.
Fred wszedł pierwszy, omiatając światłem latarki czarne jak smoła wnętrze kabiny.
Regan postępowała za nim, z trudem poruszając się w coraz głębszej wodzie. Ogarnęło
ją przerażenie na widok ojca i Rosity przykutych łańcuchami do ścian.
 Kluczyki leżą na podłodze pod piecykiem  pośpieszył z wyjaśnieniem Luke. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.