[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była kochana, ale wymyśliłaby najgłupszą historyjkę, byle tylko
poprawić pani humor.
- Naturalnie od Willa. On też tu przyjechał z dwoma ludzmi
ze straży. A nie widziaÅ‚aÅ› twarzy pana, kiedy zobaczyÅ‚, jak le­
żysz na łożu, blada i bezsilna...
Eleanor wzruszyła ramionami, ale gdy Joan podsunęła jej
łyżkę do ust, posłusznie przełknęła trochę rosołu. Ciepła zupa
odrobinę ją ożywiła.
PomyÅ›laÅ‚a, że jest jeszcze mÅ‚oda, ma mnóstwo czasu na uro­
dzenie dziecka. Ale na myÅ›l o tym, że znowu znajdzie siÄ™ w ra­
mionach Richarda, zadrżała z odrazy. Wydawało jej się to tak
samo odstręczające, jak każda inna czynność.
Z ociąganiem zjadła prawie całą zupę, przegryzając kilkoma
kęsami chleba. Potem wstała i usiadła skulona w niszy przy
otwartym oknie.
Mocne lipcowe sÅ‚oÅ„ce nagrzewaÅ‚o klify i igraÅ‚o z migotli­
wymi falkami marszczÄ…cymi wody u ujÅ›cia rzeki. Rybacy wy­
ciÄ…gali sieci, chociaż najwiÄ™cej ryb Å‚owili dopiero podczas od­
pÅ‚ywu, gdy sieci ustawione w piachu przy samym ujÅ›ciu czÄ™­
ściowo wystawały z wody. Mewy i inne ptaki kłębiące się wo-
kół Å‚odzi raz po raz pikowaÅ‚y i wydawaÅ‚y ochrypÅ‚e okrzyki, usi­
łując uszczknąć coś z wyciąganej zdobyczy.
Tam trwaÅ‚o życie, ale jej życie skoÅ„czyÅ‚o siÄ™ wraz z dojmu­
jącym bólem, który przeszył ją na klifach.
Oparła podbródek na kolanach i bezmyślnie wlepiała wzrok
w morze. Siedziała tak, obojętna na wszystkie próby wyrwania
jej z tego stanu, póki Tamkin nie pociągnął jej za suknię.
- Pani! - Jego głos zabrzmiał błagalnie. Chłopiec czekał na
jakiÅ› znak od niej, wiÄ™c Eleanor wolno odwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™ i spoj­
rzaÅ‚a w jego zaÅ‚zawione oczy. - Pani - powtórzyÅ‚, zorientowa­
wszy się, że zwrócił na siebie jej uwagę. - Przyniosłem trochę
słodyczy. Spróbuj, proszę. To są migdały w miodzie z imbirem.
Takie smaczne!
Eleanor uśmiechnęła się.
- Sprawdziłeś to? - Jak mogła rozczarować dziecko? -
Dziękuję ci, Tamkin. Mmm. Rzeczywiście dobre.
- Zjedz jeszcze jednego, pani!
- Nie teraz, Tamkin. Zostaw mi je na stole. Może potem...
- Czy zejdziesz na kolację? - spytała nagle Joan.
- Nie sądzę. Nie czuję się na siłach.
- Wobec tego przyniesiemy ci kolacjÄ™ tutaj. - Joan wymow­
nym gestem odprawiła Tamkina. Anne już była gdzie indziej.
Gdy tylko Tamkin zniknął na schodach, powiedziała cicho: -
Doszły nas słuchy, gołąbeczko, że przed wieczorem ma wrócić
pan. Może zje tutaj kolację razem z tobą.
Eleanor drgnęła, oburzenie okazaÅ‚o siÄ™ silniejsze od jej znu­
żenia.
- I nie przekazano mi tej wiadomości? Jak to możliwe, Joan?
- Kurier spotkaÅ‚ pana Stephena, który go przyjÄ…Å‚, żeby osz­
czędzić ci kłopotu.
- Rozumiem. - ZresztÄ… jakie to miaÅ‚o znaczenie? - Ale wÄ…t­
pię, czy Richard zje ze mną kolację. Będzie chciał, żeby sir Peter
i Stephen zdali mu sprawozdanie z tego, co się działo podczas
jego nieobecności. Na pewno spieszno mu też do swoich ludzi.
- Phi! - parsknęła Joan. - Masz taką minę, że odstraszyłabyś
każdego, goÅ‚Ä…beczko. Powitaj go ciepÅ‚o! To nie jego wina, że posta­
nowiłaś jezdzić we mgle, chociaż wiedziałaś, że jesteś przy nadziei.
- Nie wiedziałam... w każdym razie nie byłam pewna.
Joan odnotowaÅ‚a nieznaczny rumieniec na twarzy swojej pa­
ni i natychmiast wzniosła dziękczynne modły, że pierwszy raz
od tygodnia widzi u niej jakąkolwiek oznakę uczuć.
- Pozwól, że rozczeszÄ™ ci wÅ‚osy! - Joan prawie siÅ‚Ä… wyciÄ…g­
nęła Eleanor z okiennej wnÄ™ki i posadziÅ‚a jÄ… na stoÅ‚ku. Rytmicz­
ne mchy szczotki sprowadziły na Eleanor wielki spokój, ale nie
było to już odrętwienie, jakiego doznawała w ostatnich dniach.
Coś się jednak działo w jej wnętrzu.
Richard wraca do domu. Czy ucieszy ją jego widok? Zaczęła
nad tym rozmyślać i przez chwilę serce biło jej mocniej. Ale
zaraz potem przypomniała sobie gniewną twarz, pochylającą się
nad nią, i znów ogarnęła ją beznadzieja. Poczuła ssanie w dołku.
Nie miała pojęcia, co się stanie. Czy Richard wciąż będzie
na nią zły? A może współczujący? Szorstki czy czuły? Mało ją
to jednak obchodziło. Nie zrobiłaby na niej większego wrażenia
nawet burza szalejÄ…ca tuż nad gÅ‚owÄ…. Gdyby chciaÅ‚ jÄ… objąć, po­
cieszyć, to nie broniÅ‚aby mu tego. Ale byÅ‚oby to spóznione po­
krzepienie. Ona już tego nie potrzebowała.
Gdy Richard wszedÅ‚ do komnaty, Eleanor siedziaÅ‚a ze spu­
szczoną głową i rękami splecionymi na kolanach. Przez chwilę
patrzył na nieruchomą, milczącą postać, której wspaniałe bla-
dozÅ‚ociste wÅ‚osy opadaÅ‚y rozpuszczone prawie do usÅ‚anej sito­
wiem podłogi. Joan uprzedziła go, jaka jest sytuacja, i choć
trudno mu byÅ‚o to zrozumieć, uwierzyÅ‚ starej sÅ‚udze, gdy po­
wiedziała, że to naturalny stan po utracie dziecka. Skoro nic już
nikomu nie groziÅ‚o, a Eleanor wstaÅ‚a z Å‚oża boleÅ›ci, to jego obo­
wiązkiem było zapanowanie nad swoimi uczuciami i udzielenie
żonie wsparcia, którego potrzebowała.
Eleanor była sama. Podszedł do niej i przykląkł na odzianym
w niebieską nogawicę kolanie obok jej krzesła.
- CieszÄ™ siÄ™, że czujesz siÄ™ lepiej, żono. - PochyliÅ‚ siÄ™ i mus­
nął wargami jej czoło.
Wzdrygnęła siÄ™ caÅ‚kiem odruchowo, nieznacznie, lecz za­
uważalnie. Richard zmarszczył czoło, ale się nie zirytował.
- Joan powiedziała mi, że nie chcesz zejść do wielkiej sali.
Ja też nie. Zjemy kolację we dwoje w mojej komnacie.
- Nie! Wolałabym zostać tutaj.
- Dlaczego? Tam jest wygodniej. Poza tym przywiozłem
kilka kufrów od twojego ojca. Przybyły do Wenstaple zaledwie
wczoraj. Nasze juczne konie nie miały wiele do niesienia, więc
oszczędziłem przewoznikowi dalszej drogi. Czy masz pojęcie,
co może być w tych kufrach?
Eleanor pokręciła głową.
- A nie chcesz się dowiedzieć?
Wzruszyła ramionami.
- Może.
- Wobec tego chodz, żono. Pozwól, że zniosę cię na dół...
- Nie! - ZÅ‚agodziÅ‚a odmowÄ™ przelotnym uÅ›miechem. - Mu­
szę poćwiczyć chodzenie. Po tygodniu spędzonym w łożu nogi
gnÄ… mi siÄ™ jak trzciny!
- Znam to uczucie! - SpojrzaÅ‚ jej w oczy i wtedy zrozumia­
ła, że chcąc podnieść ją na duchu, sam przyznaje się do słabości.
To musiało być dla niego trudne. - No, więc chodzmy.
PróbowaÅ‚a okazać mu wdziÄ™czność, znoszÄ…c bez wzdrygniÄ™­
cia dotyk jego ręki. Udało jej się, a po chwili ten ciepły uścisk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siÅ‚y, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.