[ Pobierz całość w formacie PDF ]
by go przytulić, pocieszyć, kiedy jest smutny. Kogoś,
kto choć trochę by się bał, gdyby był chory.
Matt, milcząc, szedł za Polly do domu. Paniczny
strach, jaki go ogarnął, kiedy rano dostał wiadomość
o Samie, trudno było opanować. Wysiłek, jaki go to
kosztowało, był prawdziwym powodem jego gniewu.
- Jak myślisz, Matt, jak długo możesz to ciągnąć?
- Polly z trudem powstrzymywała łzy.
- Co mianowicie? - Miał wyraznie dość.
- Chronić siebie. Trzymać się na bezpieczny dys
tans. - Polly ciężko westchnęła. Nie może dłużej
odkładać powiedzenia mu tego, nawet jeżeli ta rozmowa
ma oznaczać koniec ich wspólnego życia. - Przecież
jesteś zdolny do miłości, oboje to wiemy. To nie to, że
nie możesz. Po prostu nie chcesz. Dałam ci dużo czasu.
Matt, to już osiem miesięcy, od kiedy umarła Bonnie.
Matt miał taką minę, jakby dostał w twarz.
- Pogodziłem się ze śmiercią Bonnie - powiedział
spokojnie. - To nie ma z nami nic wspólnego.
- Daj spokój, Matt. - Polly kołysała Sama na rękach.
Zasypiał. - Kochałeś Bonnie. Naprawdę ją kochałeś.
Umarła i to bolało. - Jej głos złagodniał. - Wiem, jak
bardzo bolało. Ale kiedyś... trzeba się pozbierać i żyć
dalej. Nie unikniesz cierpienia, odmawiajÄ…c sobie troski
o bliskich. Unikniesz tylko tego, co jest z drugiej strony
monety. Radości, która przychodzi, kiedy zaryzykujesz
i naprawdę kogoś pokochasz. - Ułożyła śpiące dziecko
w wózku. - Jeżeli chciałbyś o tym pomyśleć albo
porozmawiać, zamiast dusić wszystko w sobie, mógłbyś
poznać prawdę, zanim będzie za pózno.
- Co to ma znaczyć? - Rzucił jej wyzywające
spojrzenie.
- Nie będę sobie łamać serca, wkładając wszystko
w związek, który nigdy nie będzie prawdziwym związ
kiem. - Polly odetchnęła głęboko. - Lepiej żebyśmy się
od razu rozstali.
Matt postąpił krok w jej stronę.
- DajÄ™ z siebie wszystko, co mogÄ™. To musi wystar
czyć - powiedział.
Polly cofnęła się o krok.
- Ale nie wystarcza.
- Więc co proponujesz?
- Nie wiem. - Potarła ręką twarz. - Muszę pomyśleć.
Muszę pobyć trochę sama. - Spojrzała na syna, który
mocno spał z piąstkami przy buzi. - On powinien pospać
co najmniej godzinę. Idę na spacer. Gdyby się obudził
wcześniej, w lodówce jest przygotowane mleko.
Matt ją przepuścił. Oboje potrzebują trochę czasu,
zanim wypowiedzą słowa, które przesądzą o sytuacji.
Polly spojrzała na bluzę z polaru, wiszącą na oparciu
krzesła w kuchni. Nie będzie jej potrzebna, skoro na
dworze panuje taki upał. Otworzyła ciężkie drzwi
i cicho je za sobą zamknęła.
ROZDZIAA JEDENASTY
Odgłos grzmotu zapowiadał szybko zbliżającą się
burzÄ™.
- Mam nadzieję, że Polly zdąży wrócić, zanim
zacznie padać. - Karen spojrzała w okno, a potem
rzuciła niespokojne spojrzenie Mattowi. - Tempe
ratura spadła chyba o dwadzieścia stopni w ciągu
ostatniej godziny.
- Na pewno będzie tu lada chwila. - Matt chciał
uspokoić nie tylko gościa, ale i siebie. Patrzył,
jak Karen obraca Sophie, by założyć jej nową pie
luszkÄ™.
Sophie dopiero co opanowała sztukę przewracania
się na brzuszek i praktykowała ją tak często, jak to było
możliwe. Karen pochyliła się nad córeczką i ustami
dotknęła jej brzuszka. Mocno dmuchnęła i Sophie
pisnęła z zachwytu.
Matt się roześmiał, a potem pomyślał, że ten
dzwięk wydał mu się obcy. Kiedy ostatnio tak się
śmiał? Karen rzuciła mu promienne spojrzenie sponad
podłogi.
- Czy to nie jest najpiękniejsze dziecko świata?
- Oczywiście.
- A Sam jest tuż za nią. - Karen długo patrzyła
Mattowi w oczy. - A Bonnie była najlepsza w świecie.
- Połaskotała Sophie. - Hej, Prosiaczku.
Matt niemal poczuł w pokoju obecność Bonnie.
Pochylił się w fotelu, nagle spoważniał.
- Karen, czy ty siÄ™ martwisz o Sophie?
- No pewno.
- Ale czy siÄ™ o niÄ… boisz?
- Oczywiście - odparła. - Wszyscy rodzice się boją.
To naturalne. - Uśmiechnęła się. - Wiem, że Polly
wpadła dzisiaj w panikę, ale jaja rozumiem. Ona kocha
swoje dziecko.
- Ja też je kocham.
Karen popatrzyła mu prosto w oczy.
- Na pewno, Matt? Kochasz Sama tak samo, jak
kochałeś Bonnie?
Matt z trudem przełknął ślinę. Spojrzał w bok.
- Nie mógłbym żyć znowu z takim strachem - od
parł cicho.
- Twoje dziecko nie umrze - rzekła łagodnie Karen.
- Tego nie można przewidzieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
by go przytulić, pocieszyć, kiedy jest smutny. Kogoś,
kto choć trochę by się bał, gdyby był chory.
Matt, milcząc, szedł za Polly do domu. Paniczny
strach, jaki go ogarnął, kiedy rano dostał wiadomość
o Samie, trudno było opanować. Wysiłek, jaki go to
kosztowało, był prawdziwym powodem jego gniewu.
- Jak myślisz, Matt, jak długo możesz to ciągnąć?
- Polly z trudem powstrzymywała łzy.
- Co mianowicie? - Miał wyraznie dość.
- Chronić siebie. Trzymać się na bezpieczny dys
tans. - Polly ciężko westchnęła. Nie może dłużej
odkładać powiedzenia mu tego, nawet jeżeli ta rozmowa
ma oznaczać koniec ich wspólnego życia. - Przecież
jesteś zdolny do miłości, oboje to wiemy. To nie to, że
nie możesz. Po prostu nie chcesz. Dałam ci dużo czasu.
Matt, to już osiem miesięcy, od kiedy umarła Bonnie.
Matt miał taką minę, jakby dostał w twarz.
- Pogodziłem się ze śmiercią Bonnie - powiedział
spokojnie. - To nie ma z nami nic wspólnego.
- Daj spokój, Matt. - Polly kołysała Sama na rękach.
Zasypiał. - Kochałeś Bonnie. Naprawdę ją kochałeś.
Umarła i to bolało. - Jej głos złagodniał. - Wiem, jak
bardzo bolało. Ale kiedyś... trzeba się pozbierać i żyć
dalej. Nie unikniesz cierpienia, odmawiajÄ…c sobie troski
o bliskich. Unikniesz tylko tego, co jest z drugiej strony
monety. Radości, która przychodzi, kiedy zaryzykujesz
i naprawdę kogoś pokochasz. - Ułożyła śpiące dziecko
w wózku. - Jeżeli chciałbyś o tym pomyśleć albo
porozmawiać, zamiast dusić wszystko w sobie, mógłbyś
poznać prawdę, zanim będzie za pózno.
- Co to ma znaczyć? - Rzucił jej wyzywające
spojrzenie.
- Nie będę sobie łamać serca, wkładając wszystko
w związek, który nigdy nie będzie prawdziwym związ
kiem. - Polly odetchnęła głęboko. - Lepiej żebyśmy się
od razu rozstali.
Matt postąpił krok w jej stronę.
- DajÄ™ z siebie wszystko, co mogÄ™. To musi wystar
czyć - powiedział.
Polly cofnęła się o krok.
- Ale nie wystarcza.
- Więc co proponujesz?
- Nie wiem. - Potarła ręką twarz. - Muszę pomyśleć.
Muszę pobyć trochę sama. - Spojrzała na syna, który
mocno spał z piąstkami przy buzi. - On powinien pospać
co najmniej godzinę. Idę na spacer. Gdyby się obudził
wcześniej, w lodówce jest przygotowane mleko.
Matt ją przepuścił. Oboje potrzebują trochę czasu,
zanim wypowiedzą słowa, które przesądzą o sytuacji.
Polly spojrzała na bluzę z polaru, wiszącą na oparciu
krzesła w kuchni. Nie będzie jej potrzebna, skoro na
dworze panuje taki upał. Otworzyła ciężkie drzwi
i cicho je za sobą zamknęła.
ROZDZIAA JEDENASTY
Odgłos grzmotu zapowiadał szybko zbliżającą się
burzÄ™.
- Mam nadzieję, że Polly zdąży wrócić, zanim
zacznie padać. - Karen spojrzała w okno, a potem
rzuciła niespokojne spojrzenie Mattowi. - Tempe
ratura spadła chyba o dwadzieścia stopni w ciągu
ostatniej godziny.
- Na pewno będzie tu lada chwila. - Matt chciał
uspokoić nie tylko gościa, ale i siebie. Patrzył,
jak Karen obraca Sophie, by założyć jej nową pie
luszkÄ™.
Sophie dopiero co opanowała sztukę przewracania
się na brzuszek i praktykowała ją tak często, jak to było
możliwe. Karen pochyliła się nad córeczką i ustami
dotknęła jej brzuszka. Mocno dmuchnęła i Sophie
pisnęła z zachwytu.
Matt się roześmiał, a potem pomyślał, że ten
dzwięk wydał mu się obcy. Kiedy ostatnio tak się
śmiał? Karen rzuciła mu promienne spojrzenie sponad
podłogi.
- Czy to nie jest najpiękniejsze dziecko świata?
- Oczywiście.
- A Sam jest tuż za nią. - Karen długo patrzyła
Mattowi w oczy. - A Bonnie była najlepsza w świecie.
- Połaskotała Sophie. - Hej, Prosiaczku.
Matt niemal poczuł w pokoju obecność Bonnie.
Pochylił się w fotelu, nagle spoważniał.
- Karen, czy ty siÄ™ martwisz o Sophie?
- No pewno.
- Ale czy siÄ™ o niÄ… boisz?
- Oczywiście - odparła. - Wszyscy rodzice się boją.
To naturalne. - Uśmiechnęła się. - Wiem, że Polly
wpadła dzisiaj w panikę, ale jaja rozumiem. Ona kocha
swoje dziecko.
- Ja też je kocham.
Karen popatrzyła mu prosto w oczy.
- Na pewno, Matt? Kochasz Sama tak samo, jak
kochałeś Bonnie?
Matt z trudem przełknął ślinę. Spojrzał w bok.
- Nie mógłbym żyć znowu z takim strachem - od
parł cicho.
- Twoje dziecko nie umrze - rzekła łagodnie Karen.
- Tego nie można przewidzieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]