[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wariatka! mruknął Marcel pod nosem i specjalnym suwakiem przygasił oświetlenie salonu do
minimum.
Pomieszczenie spowiła nastrojowa kominkowa poświata, podkreślona ciepłymi refleksami rzucanymi
przez choinkowe lampki.
Marylka ukryła się w łazience i wybrała numer przyjaciółki. Przeprosiła w kilku słowach za
niesłowność, wykręcając się przeziębieniem i złym samopoczuciem, a Laura mimo wszystko
postanowiła, że spróbuje pojechać sama. Wysłuchała kilku praktycznych porad i na koniec złożyła
Marylce świąteczne życzenia.
To trzymaj się, kochana. Wszystkiego dobrego.
Dzięki, Laura. Tobie również. Zwiat istnieje, jak istniał, więc po dzisiejszym dniu może być tylko
lepiej.
Dokładnie. Masz rację& Laura zawahała się niespodziewanie, jakby coś jej przeszkodziło. Eee,
co ja mówiłam? Ach, tak, ten, tego& Przepraszam, rozkojarzyłam się na chwilkę. Nie potrzebujesz
pomocy?
Nie, dzięki zapewniła Marylka gorliwie. To do zobaczenia w biurze po świętach. Pa!
Zadowolona, że jakoś wybrnęła z sytuacji, nie zdawała sobie sprawy, że przyjaciółka, zgodnie
z wcześniejszą umową, właśnie podjechała pod jej dom. I niemal zapomniała języka w gębie na widok
samochodu Marcela. Powstrzymywany siłą radosny ton Marylki, jej nieszczere zapewnienia o złym
samopoczuciu i nastrojowe oświetlenie salonu nie uszły jej uwagi. W końcu Laura nie była głupia.
Szybko dodała dwa do dwóch.
O cholera! Pokręciła głową z niedowierzaniem. Ja pierniczę! Koniec świata! Prawdziwy koniec.
Ale jaja&
No, jesteś wreszcie. Marcel złapał Marylkę w progu salonu i od razu ją objął. O co chodziło z tą
Laurą?
A nie. Nic takiego.
Spokojnie. Jeśli to tajemnica, nie musisz nic mówić. Mnie tam babskie sekrety nie interesują.
%7ładna tajemnica. Po prostu umówiłyśmy się, że pojedziemy razem na fitness. Wiesz, krępowała się
sama. To jej pierwszy raz.
Zatem czuję się zaszczycony, że wybrałaś moje towarzystwo powiedział Marcel z udawaną
kurtuazją i wziął Marylkę na ręce.
Prawdę mówiąc, na śmierć zapomniałam o Laurze. A pózniej zjawiłeś się ty wymruczała mu do
ucha, zarzucając ręce na szyję. Bardzo się za tobą stęskniłam. Ale i tak złoję ci skórę za to, że ani słowa
nie pisnąłeś o szkoleniu i zmyłeś się bez uprzedzenia na tak długo!
Przecież wiesz, jak było zbagatelizował. No, chodz już do mnie. Tęskniłem za tobą jak wariat.
Marylka nie zadawała dalszych pytań, tylko z rozkoszą poddała się pieszczotom. Jej stęsknione ciało
reagowało nadzwyczaj intensywnie, więc na spełnienie nie trzeba było długo czekać. Mocno przywarła
do Marcela, jakby chciała go już nigdy nie wypuścić z ramion. Nie zdawała sobie sprawy, że niemal
miażdży mu żebra.
Jezu, kobieto! Puść mnie, bo zaraz się uduszę. Rozluzniony mężczyzna parsknął śmiechem na widok
jej zdziwionej miny.
Och, przepraszam& Chyba na moment straciłam panowanie nad sobą.
Nie przepraszaj, to mi schlebia powiedział z bezczelnie uroczym uśmieszkiem. Więc kiedy wraca
młody?
Nie wiem dokładnie. Tylko nie mów, że chcesz już iść!
Nie chcę, ale chyba nie wypada, żeby nas zastał razem. Zresztą, jak uważasz.
Gdzie zostawiłeś auto?
Przed domem. Na ulicy.
W takim razie możesz zostać bez obaw. Kuba ma pokój na dole. Dziś wróci pózno i padnie jak
mucha. Będzie spał do południa, a na twój samochód w ogóle nie zwróci uwagi. Aktualnie jest
nieprzytomny z miłości, w pierwszym stadium zakochania. Marylka uśmiechnęła się figlarnie.
Zaproponowała, by przenieśli się na górę, ale zanim to zrobili, ogołocili połowę brytfanki ze świeżym
ciastem. Nawet bez trzydniowego przegryzania się w lodówce było przepyszne. Patrząc, z jakim apetytem
Marcel zajada się jej cukierniczym dziełem, Marylka uznała, że warto było sterczeć tych kilka godzin
w kuchni.
Ale pyszne! Istna ambrozja, skarbie. Marcel przyciągnął ją i posadził sobie na kolanach. Skoro
zostaję, to zapytam. Czy masz jakieś wino? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Wariatka! mruknął Marcel pod nosem i specjalnym suwakiem przygasił oświetlenie salonu do
minimum.
Pomieszczenie spowiła nastrojowa kominkowa poświata, podkreślona ciepłymi refleksami rzucanymi
przez choinkowe lampki.
Marylka ukryła się w łazience i wybrała numer przyjaciółki. Przeprosiła w kilku słowach za
niesłowność, wykręcając się przeziębieniem i złym samopoczuciem, a Laura mimo wszystko
postanowiła, że spróbuje pojechać sama. Wysłuchała kilku praktycznych porad i na koniec złożyła
Marylce świąteczne życzenia.
To trzymaj się, kochana. Wszystkiego dobrego.
Dzięki, Laura. Tobie również. Zwiat istnieje, jak istniał, więc po dzisiejszym dniu może być tylko
lepiej.
Dokładnie. Masz rację& Laura zawahała się niespodziewanie, jakby coś jej przeszkodziło. Eee,
co ja mówiłam? Ach, tak, ten, tego& Przepraszam, rozkojarzyłam się na chwilkę. Nie potrzebujesz
pomocy?
Nie, dzięki zapewniła Marylka gorliwie. To do zobaczenia w biurze po świętach. Pa!
Zadowolona, że jakoś wybrnęła z sytuacji, nie zdawała sobie sprawy, że przyjaciółka, zgodnie
z wcześniejszą umową, właśnie podjechała pod jej dom. I niemal zapomniała języka w gębie na widok
samochodu Marcela. Powstrzymywany siłą radosny ton Marylki, jej nieszczere zapewnienia o złym
samopoczuciu i nastrojowe oświetlenie salonu nie uszły jej uwagi. W końcu Laura nie była głupia.
Szybko dodała dwa do dwóch.
O cholera! Pokręciła głową z niedowierzaniem. Ja pierniczę! Koniec świata! Prawdziwy koniec.
Ale jaja&
No, jesteś wreszcie. Marcel złapał Marylkę w progu salonu i od razu ją objął. O co chodziło z tą
Laurą?
A nie. Nic takiego.
Spokojnie. Jeśli to tajemnica, nie musisz nic mówić. Mnie tam babskie sekrety nie interesują.
%7ładna tajemnica. Po prostu umówiłyśmy się, że pojedziemy razem na fitness. Wiesz, krępowała się
sama. To jej pierwszy raz.
Zatem czuję się zaszczycony, że wybrałaś moje towarzystwo powiedział Marcel z udawaną
kurtuazją i wziął Marylkę na ręce.
Prawdę mówiąc, na śmierć zapomniałam o Laurze. A pózniej zjawiłeś się ty wymruczała mu do
ucha, zarzucając ręce na szyję. Bardzo się za tobą stęskniłam. Ale i tak złoję ci skórę za to, że ani słowa
nie pisnąłeś o szkoleniu i zmyłeś się bez uprzedzenia na tak długo!
Przecież wiesz, jak było zbagatelizował. No, chodz już do mnie. Tęskniłem za tobą jak wariat.
Marylka nie zadawała dalszych pytań, tylko z rozkoszą poddała się pieszczotom. Jej stęsknione ciało
reagowało nadzwyczaj intensywnie, więc na spełnienie nie trzeba było długo czekać. Mocno przywarła
do Marcela, jakby chciała go już nigdy nie wypuścić z ramion. Nie zdawała sobie sprawy, że niemal
miażdży mu żebra.
Jezu, kobieto! Puść mnie, bo zaraz się uduszę. Rozluzniony mężczyzna parsknął śmiechem na widok
jej zdziwionej miny.
Och, przepraszam& Chyba na moment straciłam panowanie nad sobą.
Nie przepraszaj, to mi schlebia powiedział z bezczelnie uroczym uśmieszkiem. Więc kiedy wraca
młody?
Nie wiem dokładnie. Tylko nie mów, że chcesz już iść!
Nie chcę, ale chyba nie wypada, żeby nas zastał razem. Zresztą, jak uważasz.
Gdzie zostawiłeś auto?
Przed domem. Na ulicy.
W takim razie możesz zostać bez obaw. Kuba ma pokój na dole. Dziś wróci pózno i padnie jak
mucha. Będzie spał do południa, a na twój samochód w ogóle nie zwróci uwagi. Aktualnie jest
nieprzytomny z miłości, w pierwszym stadium zakochania. Marylka uśmiechnęła się figlarnie.
Zaproponowała, by przenieśli się na górę, ale zanim to zrobili, ogołocili połowę brytfanki ze świeżym
ciastem. Nawet bez trzydniowego przegryzania się w lodówce było przepyszne. Patrząc, z jakim apetytem
Marcel zajada się jej cukierniczym dziełem, Marylka uznała, że warto było sterczeć tych kilka godzin
w kuchni.
Ale pyszne! Istna ambrozja, skarbie. Marcel przyciągnął ją i posadził sobie na kolanach. Skoro
zostaję, to zapytam. Czy masz jakieś wino? [ Pobierz całość w formacie PDF ]