[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– To mój brat.
Gdy zerknęłam na zegar, upewniłam się, że w tej chwili w
restauracji U Rossich są godziny szczytu. Miałam nerwy w
strzępach. Co się dzieje? Przecież nie było powodu, dla którego
Vincent miałby porzucać robotę w restauracji i jechać do Jaxa.
Jackson wepchnął poły koszuli w spodnie.
– Ja się tym zajmę – oznajmił.
– Nie. To mój problem.
– Akurat, do diabła. – Zasznurował półbuty i ruszył do drzwi.
– I tak za dużo dzisiaj przeszłaś.
– Jackson… – Gdy usłyszałam szczęk zasuwy, natychmiast
zaczęłam szukać ubrania.
Vincent znowu wrzasnął, tym razem jeszcze gniewniej niż
poprzednio. Żeby nie zwlekać, włożyłam spodnie do jogi i
sportową koszulkę, a do salonu weszłam w momencie, gdy
wszyscy z niego wychodzili. Jax stał przy sofie i pocierał szczękę,
a Vincent wybrał sobie miejsce na stopniu prowadzącym do
obniżonej części salonu. Ubrany był w roboczy strój, na
podkoszulku miał logo U Rossich. Zauważyłam, że zaciska pięści.
– Cześć, Vincent – przywitałam się uprzejmie.
– Możesz mi wyjaśnić – zaczął, odwracając się do mnie –
dlaczego Deanna jak wariatka wydzwania do mnie do pracy?
Skrzyżowałam ręce na piersi, jakby chciała osłonić się przed
chłodem dominującym w jego spojrzeniu. Jeszcze nigdy żaden z
braci nie patrzył na mnie w ten sposób.
– Powiedziała ci, co knuje? – zapytałam.
– Gianno, przecież ona jest dziennikarką. Zarabia na życie
pisaniem artykułów.
– Taki kit ci wcisnęła? Więc przyjmij do wiadomości, że to,
co robi, jest złe.
– A to, co ty robisz, jest dobre?! – odparował z furią i zrobił
krok w moim kierunku, na co też Jax ruszył się z miejsca. Vincent
omiótł go wzrokiem i powiedział ostrym tonem: – Odejdź,
Rutledge. Ty ją do tego namówiłeś!
– To prawda. – Jax ponuro skinął głową.
– Bzdura! – wrzasnęłam. – Nie miał z tym nic wspólnego.
– Gówno prawda – oznajmił mój brat. – Gdyby nie on, nigdy
byś nie odwaliła takiego numeru. Skąd wiedziałaś o zdjęciach?
– Mam twoje hasło do danych w chmurze. – Oczywiście nie
zamierzałam zdradzić Nica.
– I to wykorzystałaś? – Patrzył na mnie tak, jakby widział
mnie po raz pierwszy. – Od jak dawna naruszasz moją
prywatność?
– Dziś wieczorem zrobiłam to po raz pierwszy.
– Nie wierzę ci.
Zabolało, i to bardzo, ale cóż…
– Mówię prawdę – powiedziałam zdecydowanym tonem.
– Mogłaś do mnie zadzwonić. Spróbowałbym z nią pogadać.
Nie musiałaś…
– To by nic nie dało – odparłam głucho. – Nigdy bym jej nie
groziła, gdybym miała inny wybór.
– A więc z premedytacją zawiodłaś moje zaufanie i
postawiłaś mnie na linii ognia, nawet mnie o tym nie uprzedzając.
Odcięłaś się ode mnie, Gianna, zamiast poprosić o pomoc. Nie tak
działa nasza rodzina, o czym doskonale wiesz. – Wskazał brodą
Jaxa. – On zamiata brudy pod dywan, nie my.
– Nie było czasu, Vincent! – Nienawidziłam siebie za ból,
który widziałam na jego twarzy. Zniszczyłam coś wyjątkowo
cennego, i świadomość tej straty dobijała mnie. – Chciałam ci
powiedzieć.
– Za późno. – Popatrzył na Jaxa. – Gratuluję, dupku.
Zniszczyłeś idealną dziewczynę. – Ruszył do drzwi.
– Vincent, poczekaj! – Pobiegłam za nim, gorączkowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
– To mój brat.
Gdy zerknęłam na zegar, upewniłam się, że w tej chwili w
restauracji U Rossich są godziny szczytu. Miałam nerwy w
strzępach. Co się dzieje? Przecież nie było powodu, dla którego
Vincent miałby porzucać robotę w restauracji i jechać do Jaxa.
Jackson wepchnął poły koszuli w spodnie.
– Ja się tym zajmę – oznajmił.
– Nie. To mój problem.
– Akurat, do diabła. – Zasznurował półbuty i ruszył do drzwi.
– I tak za dużo dzisiaj przeszłaś.
– Jackson… – Gdy usłyszałam szczęk zasuwy, natychmiast
zaczęłam szukać ubrania.
Vincent znowu wrzasnął, tym razem jeszcze gniewniej niż
poprzednio. Żeby nie zwlekać, włożyłam spodnie do jogi i
sportową koszulkę, a do salonu weszłam w momencie, gdy
wszyscy z niego wychodzili. Jax stał przy sofie i pocierał szczękę,
a Vincent wybrał sobie miejsce na stopniu prowadzącym do
obniżonej części salonu. Ubrany był w roboczy strój, na
podkoszulku miał logo U Rossich. Zauważyłam, że zaciska pięści.
– Cześć, Vincent – przywitałam się uprzejmie.
– Możesz mi wyjaśnić – zaczął, odwracając się do mnie –
dlaczego Deanna jak wariatka wydzwania do mnie do pracy?
Skrzyżowałam ręce na piersi, jakby chciała osłonić się przed
chłodem dominującym w jego spojrzeniu. Jeszcze nigdy żaden z
braci nie patrzył na mnie w ten sposób.
– Powiedziała ci, co knuje? – zapytałam.
– Gianno, przecież ona jest dziennikarką. Zarabia na życie
pisaniem artykułów.
– Taki kit ci wcisnęła? Więc przyjmij do wiadomości, że to,
co robi, jest złe.
– A to, co ty robisz, jest dobre?! – odparował z furią i zrobił
krok w moim kierunku, na co też Jax ruszył się z miejsca. Vincent
omiótł go wzrokiem i powiedział ostrym tonem: – Odejdź,
Rutledge. Ty ją do tego namówiłeś!
– To prawda. – Jax ponuro skinął głową.
– Bzdura! – wrzasnęłam. – Nie miał z tym nic wspólnego.
– Gówno prawda – oznajmił mój brat. – Gdyby nie on, nigdy
byś nie odwaliła takiego numeru. Skąd wiedziałaś o zdjęciach?
– Mam twoje hasło do danych w chmurze. – Oczywiście nie
zamierzałam zdradzić Nica.
– I to wykorzystałaś? – Patrzył na mnie tak, jakby widział
mnie po raz pierwszy. – Od jak dawna naruszasz moją
prywatność?
– Dziś wieczorem zrobiłam to po raz pierwszy.
– Nie wierzę ci.
Zabolało, i to bardzo, ale cóż…
– Mówię prawdę – powiedziałam zdecydowanym tonem.
– Mogłaś do mnie zadzwonić. Spróbowałbym z nią pogadać.
Nie musiałaś…
– To by nic nie dało – odparłam głucho. – Nigdy bym jej nie
groziła, gdybym miała inny wybór.
– A więc z premedytacją zawiodłaś moje zaufanie i
postawiłaś mnie na linii ognia, nawet mnie o tym nie uprzedzając.
Odcięłaś się ode mnie, Gianna, zamiast poprosić o pomoc. Nie tak
działa nasza rodzina, o czym doskonale wiesz. – Wskazał brodą
Jaxa. – On zamiata brudy pod dywan, nie my.
– Nie było czasu, Vincent! – Nienawidziłam siebie za ból,
który widziałam na jego twarzy. Zniszczyłam coś wyjątkowo
cennego, i świadomość tej straty dobijała mnie. – Chciałam ci
powiedzieć.
– Za późno. – Popatrzył na Jaxa. – Gratuluję, dupku.
Zniszczyłeś idealną dziewczynę. – Ruszył do drzwi.
– Vincent, poczekaj! – Pobiegłam za nim, gorączkowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]