[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wzruszając ramionami.
- Naprawdę? Co ty powiesza Tylko nie myśl,
że tym razem założysz mi swoje ukochane kaj­
danki.
- Rozwaliłaś moje ukochane kajdanki - ziryto­
wał się. - Do licha... może niesłusznie odrzuciłem
twoją propozycję. - A już był bliski postąpienia
wbrew regulaminowi. Niedźwiedź powiedział, że­
by ją sprowadził... to tak, jakby wydał rozkaz. Ale
w tej chwili Niedźwiedzia tu nie ma. Niedźwiedź
nie widział tej kobiety w akcji.
Beth przyjrzała mu się uważnie, chcąc wydedu-
kować, do czego zmierza, po czym ponownie
zajęła się stołem, jednak po krótkim poszukiwaniu
zrezygnowała i wyłączyła latarkę.
78
Doranna Durgin
- Nic z tegoś- - zapytał, a widząc jej karcący
wzrok, dodał: - Nie szkodzi. Wydostańmy się stąd
i pogadajmy.
- Pobożne życzenie - zakpiła, chowając latarkę
do małej torebki i przytrzymując dół sukienki,
żeby łatwiej się wydostać.
Wyjście spod stołu okazało się bardziej skom­
plikowane niż wślizgnięcie się tam, z perspektywy
podłogi miała ograniczone pole widzenia. W dodat­
ku teraz jest ich dwoje. Niemożliwe, żeby ktoś nie
zauważył, jak wynurzają się spod stołu.
Pierwszy wyłonił się Jason, a kiedy Beth wysu­
nęła swoje długie, zgrabne nogi, pochylił się, żeby
pomóc, przy okazji strącając jej klips z ucha. Już
miała mu powiedzieć coś przykrego, ale syknął
i w porę ją uciszył. Kiedy wstała, z galanterią podał
jej klips. Tym razem zwrócili na siebie uwagę,
wielu gości odwróciło się w ich stronę i przy­
glądało, nie kryjąc zdziwienia.
- Oto i on - powiedział Jason z miną bohatera.
- Aż trudno uwierzyć, że tak daleko się potoczył.
- No właśnie - odpowiedziała z przymusem.
- To rzeczywiście bardzo dziwne. - Wyrwała mu
klips z ręki i szybkim, fachowym, wręcz szorstkim
ruchem włożyła z powrotem, a Jason miał nie­
przepartą ochotę pogłaskać ją po włosach albo
delikatnie dotknąć jej ucha.
Może to, co wydarzyło się później, było następ­
stwem tej sytuacji... a może po prostu Beth tak
świetnie to rozegrała. Zwróciła się do niego i po­
wiedziała:
Tajemnicza kobieta
79
- Dziękuję ci, kochanie. -I choć zdawało się, że
mówiąc to, zaciska zęby, było zupełnie inaczej,
kiedy spotkali się ustami. Miała wargi gorące,
podatne i bardzo namiętne. Lekki całus na użytek
publiczności zamienił się w głęboki i pełen pożąda­
nia pocałunek, z udziałem języka i delikatnie
skubiących zębów...
Desperackim ruchem oderwał się od niej. Jesz­
cze chwila, a wziąłby ją w objęcia, nie zwracając
uwagi na konsekwencje i nie przejmując się tym,
że ta kobieta prawie na pewno wykorzystuje jego
reakcję dla własnych celów.
Niedźwiedź nigdy mu tego nie daruje.
Ale Niedźwiedź nigdy się nie dowie.
Rozległy się lekkie brawa: oderwał wzrok od
oszołomionych, choć czujnych oczu Beth i stwier­
dził, że rzeczywiście mają widownię. Zamiast
cokolwiek wyjaśniać, potraktował to na luzie,
kłaniając się w pas publiczności. W tym czasie Beth
poprawiła szal, zakrywając szczelnie piersi. Jason,
nie dając nic po sobie poznać, opanował nagłą chęć
przyciągnięcia jej do siebie. To nie powinno się
było zdarzyć, pomyślał.
Ten głos sumienia podziałał jak kubeł zimnej
wody. Dzięki Bogu.
Beth głęboko odetchnęła, palcem dotknęła warg
i powiedziała:
- Muszę poprawić makijaż. - Grała pod pub­
liczność, podobnie jak on. Śmiejąc się ze swoich
kłopotów, oddaliła się szybko.
Poczuł się rozczarowany. Tancerka... ale aktorka
80
Doranna Durgitt
też z niej niezła, pomyślał. Ale tak trzeba. Jedno
z nich musi zachować zdolność trzeźwego myś­
lenia, a nie wyglądało na to, żeby tym kimś miał
być on.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Beth nie mogła w to uwierzyć. Po prostu nie
mogła.
- Czy to było konieczne?- - warczała na Chand-
lera, otulając się ciaśniej pożyczonym szalem.
Odgrywając wyznaczone im nagle role, uśmiech­
nięci przeszli do holu, szukając odrobiny prywat­
ności. Ruchem głowy Beth zaproponowała wyjście
na dwór. Chandler zdjął tylko z wieszaka kurtkę,
cieplejszą niż ta, którą nosił rano, bardziej od­
powiednią na jazdę motorem w chłodny wieczór,
i podążył za Beth.
- Przecież to ty zrobiłaś - powiedział z oburze­
niem, ledwo zamknęli za sobą drzwi.
- Co ty opowiadasz? Ja... - przerwała. Prze­
szyła go wzrokiem, po czym poszła, aby odzyskać
swój plecak i kurtkę.
Tak, zawiniłam, pomyślała. Co najmniej w ta­
kim samym stopniu jak on. Przecież sytuacja aż się
o to prosiła. Do licha z tym!
82
Doranna Durgitt
Wynurzyła się z krzaków z nieprzeniknionym
wyrazem twarzy, narzucając kurtkę na szal. Nie
spodziewała się, że ten sztywniak potrafi mieć tak
smutną i zrezygnowaną minę.
- Posłuchaj - powiedział. - Naprawdę schrzani-
łem wszystko. Nie dotarłem w porę do Liety
Denisowej, a głowę bym dał, że mógłbym ją
uratować. A ty tam byłaś...
- Nie przypominaj mi - z goryczą powiedziała
Beth. - Tak, byłam tam, a ona i tak zginęła.
Obserwowałam to miejsce od wielu godzin... mu­
sieli tam dotrzeć przede mną. Nie wiem... może
podrzucili jej pluskwę. Coś za łatwo mnie znaleźli.
Oddalali się od budynku, podążając zgodnym
krokiem dróżką posypaną trocinami. Przed nimi,
aż po nocny horyzont ciągnęły się równiutkie
rzędy winnej latorośli.
- Już nie uważam, że to ty zrobiłaś - po chwili
milczenia nagle odezwał się Chandler. - Mam na
myśli zabicie Liety.
- No cóż, dobre i to, dziękuję. Mam tylko
nadzieję, że nie zmieniłeś zdania pod wpływem
moich gwałtownych protestów.
- Nie - oznajmił rzeczowo, i była mu za to
wdzięczna. Światło księżyca łagodziło rysy jego
twarzy. - Wiem, że jesteś dobra. Byłaś wysoko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.