[ Pobierz całość w formacie PDF ]
was, my siedzimy o tam.
- Wchodzicie do środka? Tam chyba pewniej.
- Jak stoi za barem, to ja nie wiem, co ma pod ladą. Nóż, giwerę. A poza tym tam sporo
butelek i kieliszków, pokaleczyć się można. Poczekamy, aż wyjdzie.
Nikt nie przewidział tego, co nastąpiło. Chłopak zgarnął śmieci spod parasoli i ruszył w
stronę wejścia do restauracji. Nagle odwrócił się i podszedł do stolika, przy którym usiedli
Pater i Kulesza.
- Ma pan może ogień? - Kulesza uniósł się i szperał po kieszeniach. Gdy zobaczył
zapalniczkę, przytrzymał obiema rękami wyciągniętą w jego stronę dłoń zwieńczoną grubą
bransoletą. - Poza tym ciekawi mnie - patrzył chłopakowi w oczy - czy masz ze sobą ten nóż.
Ten co ostatnio.
Potem zdarzyło się coś, na co Pater patrzył, jakby oglądał powtórkę strzelanej bramki.
Chłopak wyszarpnął dłoń i uniósł ją w kierunku barowego parasola z napisem %7ływiec".
Wyjął bolec podtrzymujący żebra, a parasol oplótł Kuleszę niczym gigantyczny owad ofiarę.
Byczek staranował sąsiedni stolik. Rozległ się dzwięk tłuczonego szkła, piski i przekleństwa.
Wtedy na chłopaka runęło czterech mężczyzn, którzy pojawili się nie wiadomo skąd.
Dziesięć minut pózniej Kulesza wciąż ciężko oddychał.
- Będziesz odpowiadał, Dziura, za usiłowanie zabójstwa i jednego możesz być pewien... -
Dziurawiec patrzył z pogardą na niższego o głowę, dyszącego policjanta. - Możesz być
pewien - ciągnął Kulesza - że zamiast piasku na plaży będziesz miał długi pocałunek z
pryczą, a zamiast jodu nawdychasz się smrodu celi.
- Nie chciałem go zabić, chciałem nastraszyć. To miał być żart.
- %7łart?
- Tak.
- No to, Dziura, jeszcze jedno ci powiem. Różnimy się. A wiesz czym? - Kulesza
wycelował palec w chłopaka. - Poczuciem humoru, Dziura". Poczuciem humoru.
Dom Seniora Eden", 3.07.2006, 19:00
Doktor Borucki był żwawym sześćdziesięciolatkiem o rumianej twarzy. Każdy, kto się z
nim spotykał, miał nieprzeparte wrażenie, że został teleportowany z czasów sarmackich. To
nie brało się ani z wąsów, bo tych Borucki nie miał, ani ze słów typu waszmość" czy asan",
bo takich nigdy nie używał. Brało się to z niezwykłej witalności i demonstracyjnego wręcz
zdrowia doktora. Jego czerwona twarz tryskała humorem, a pod białym kitlem prężyły się
stalowe mięśnie. W rzeczywistości jego twarz kipiała od nadciśnienia, barwa cery była
efektem zamiłowania do koniaku, a pod fartuchem odkładał się spory mięsień dyrektorski",
który był doskonale widoczny właśnie teraz, kiedy w swoim gabinecie doktor siedział w
skórzanym fotelu, a jego brzuch, opięty koszulą z krótkim rękawem, wylewał się prawie z
pogniecionych lnianych spodni. Każdy rozmówca Boruckiego stwierdziłby, że doktor jest
nałogowym palaczem, nawet gdyby teraz nie palił jednego goldena za drugim. O nałogu
świadczył gruby, zdarty od nikotyny głos. Pater miał dziś wątpliwą przyjemność bardzo
bliskiego zapoznania się z nikotynizmem Boruckiego. W gabinecie wisiały smugi dymu.
Najwyrazniej dla lekarza nie istniało pojęcie szkodliwości biernego palenia.
- Dzisiaj wieczorem pan doktor też ma dyżur? Tak jak przedwczoraj? - zapytał Pater,
oganiając się od dymu.
- Faktycznie, dyżur nocny miałem chyba przedwczoraj - odpowiedział wolno Borucki,
zamyślając się na chwilę, jakby przypomnienie sobie tamtego dnia było dla niego wielkim
wysiłkiem. - A dzisiaj... No cóż... Dziś nocuje w Edenie" cały personel. Wszyscy dostają
kociokwiku, bo jutro przybywają touroperatorzy..
- Kto taki? - Pater z trudem się powstrzymał przed wygłoszeniem filipiki przeciwko
zalewowi zapożyczeń z angielskiego.
- Touroperatorzy. Są to ludzie pośredniczący w organizowaniu wypoczynku. Zarabiają na
prowizji od biur podróży. Dyrektor Libling wpadł na genialny pomysł - w głosie Boruckiego
zabrzmiała ironia - żeby zatrudnić ich jako pośredników napędzających nam starców. Ci
touroperatorzy przyjeżdżają jutro. Czeka ich godne przyjęcie. Najpierw prezentacja w sali
multimedialnej, potem zwiedzanie całej naszej umieralni, a potem grill i ochlaj w ogrodzie.
Wszyscy od rana dezodorantują budynek, aby, broń Boże, nie doszedł do nozdrzy
touroperatorów smród śmieci z wysypiska. Była nawet straż pożarna i zlikwidowała dwa
gniazda os. Jutro wszystko będzie tipes-topes.
Doktor Borucki był prawdziwym błogosławieństwem dla przesłuchującego. Poproszony
jedynie o zdefiniowanie nieznanego Paterowi terminu, zdradził negatywne nastawienie do
Liblinga i do placówki, o której mówił bez śladu politycznej poprawności". Irytująca wydała
się nadkomisarzowi obłuda Boruckiego. W końcu nikt go nie trzyma pod karabinem w tej
umieralni, pomyślał. Zarabia spore pieniądze i bawi się w kontestatora. Ma za co się
buntować. Postanowił nie poruszać tego wątku. Nierozsądne byłoby zniechęcanie tak
ważnego, gadatliwego świadka.
- A ludzie z ABW nie wystraszą tych pośredników? - zapytał, starając się nadać głosowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
was, my siedzimy o tam.
- Wchodzicie do środka? Tam chyba pewniej.
- Jak stoi za barem, to ja nie wiem, co ma pod ladą. Nóż, giwerę. A poza tym tam sporo
butelek i kieliszków, pokaleczyć się można. Poczekamy, aż wyjdzie.
Nikt nie przewidział tego, co nastąpiło. Chłopak zgarnął śmieci spod parasoli i ruszył w
stronę wejścia do restauracji. Nagle odwrócił się i podszedł do stolika, przy którym usiedli
Pater i Kulesza.
- Ma pan może ogień? - Kulesza uniósł się i szperał po kieszeniach. Gdy zobaczył
zapalniczkę, przytrzymał obiema rękami wyciągniętą w jego stronę dłoń zwieńczoną grubą
bransoletą. - Poza tym ciekawi mnie - patrzył chłopakowi w oczy - czy masz ze sobą ten nóż.
Ten co ostatnio.
Potem zdarzyło się coś, na co Pater patrzył, jakby oglądał powtórkę strzelanej bramki.
Chłopak wyszarpnął dłoń i uniósł ją w kierunku barowego parasola z napisem %7ływiec".
Wyjął bolec podtrzymujący żebra, a parasol oplótł Kuleszę niczym gigantyczny owad ofiarę.
Byczek staranował sąsiedni stolik. Rozległ się dzwięk tłuczonego szkła, piski i przekleństwa.
Wtedy na chłopaka runęło czterech mężczyzn, którzy pojawili się nie wiadomo skąd.
Dziesięć minut pózniej Kulesza wciąż ciężko oddychał.
- Będziesz odpowiadał, Dziura, za usiłowanie zabójstwa i jednego możesz być pewien... -
Dziurawiec patrzył z pogardą na niższego o głowę, dyszącego policjanta. - Możesz być
pewien - ciągnął Kulesza - że zamiast piasku na plaży będziesz miał długi pocałunek z
pryczą, a zamiast jodu nawdychasz się smrodu celi.
- Nie chciałem go zabić, chciałem nastraszyć. To miał być żart.
- %7łart?
- Tak.
- No to, Dziura, jeszcze jedno ci powiem. Różnimy się. A wiesz czym? - Kulesza
wycelował palec w chłopaka. - Poczuciem humoru, Dziura". Poczuciem humoru.
Dom Seniora Eden", 3.07.2006, 19:00
Doktor Borucki był żwawym sześćdziesięciolatkiem o rumianej twarzy. Każdy, kto się z
nim spotykał, miał nieprzeparte wrażenie, że został teleportowany z czasów sarmackich. To
nie brało się ani z wąsów, bo tych Borucki nie miał, ani ze słów typu waszmość" czy asan",
bo takich nigdy nie używał. Brało się to z niezwykłej witalności i demonstracyjnego wręcz
zdrowia doktora. Jego czerwona twarz tryskała humorem, a pod białym kitlem prężyły się
stalowe mięśnie. W rzeczywistości jego twarz kipiała od nadciśnienia, barwa cery była
efektem zamiłowania do koniaku, a pod fartuchem odkładał się spory mięsień dyrektorski",
który był doskonale widoczny właśnie teraz, kiedy w swoim gabinecie doktor siedział w
skórzanym fotelu, a jego brzuch, opięty koszulą z krótkim rękawem, wylewał się prawie z
pogniecionych lnianych spodni. Każdy rozmówca Boruckiego stwierdziłby, że doktor jest
nałogowym palaczem, nawet gdyby teraz nie palił jednego goldena za drugim. O nałogu
świadczył gruby, zdarty od nikotyny głos. Pater miał dziś wątpliwą przyjemność bardzo
bliskiego zapoznania się z nikotynizmem Boruckiego. W gabinecie wisiały smugi dymu.
Najwyrazniej dla lekarza nie istniało pojęcie szkodliwości biernego palenia.
- Dzisiaj wieczorem pan doktor też ma dyżur? Tak jak przedwczoraj? - zapytał Pater,
oganiając się od dymu.
- Faktycznie, dyżur nocny miałem chyba przedwczoraj - odpowiedział wolno Borucki,
zamyślając się na chwilę, jakby przypomnienie sobie tamtego dnia było dla niego wielkim
wysiłkiem. - A dzisiaj... No cóż... Dziś nocuje w Edenie" cały personel. Wszyscy dostają
kociokwiku, bo jutro przybywają touroperatorzy..
- Kto taki? - Pater z trudem się powstrzymał przed wygłoszeniem filipiki przeciwko
zalewowi zapożyczeń z angielskiego.
- Touroperatorzy. Są to ludzie pośredniczący w organizowaniu wypoczynku. Zarabiają na
prowizji od biur podróży. Dyrektor Libling wpadł na genialny pomysł - w głosie Boruckiego
zabrzmiała ironia - żeby zatrudnić ich jako pośredników napędzających nam starców. Ci
touroperatorzy przyjeżdżają jutro. Czeka ich godne przyjęcie. Najpierw prezentacja w sali
multimedialnej, potem zwiedzanie całej naszej umieralni, a potem grill i ochlaj w ogrodzie.
Wszyscy od rana dezodorantują budynek, aby, broń Boże, nie doszedł do nozdrzy
touroperatorów smród śmieci z wysypiska. Była nawet straż pożarna i zlikwidowała dwa
gniazda os. Jutro wszystko będzie tipes-topes.
Doktor Borucki był prawdziwym błogosławieństwem dla przesłuchującego. Poproszony
jedynie o zdefiniowanie nieznanego Paterowi terminu, zdradził negatywne nastawienie do
Liblinga i do placówki, o której mówił bez śladu politycznej poprawności". Irytująca wydała
się nadkomisarzowi obłuda Boruckiego. W końcu nikt go nie trzyma pod karabinem w tej
umieralni, pomyślał. Zarabia spore pieniądze i bawi się w kontestatora. Ma za co się
buntować. Postanowił nie poruszać tego wątku. Nierozsądne byłoby zniechęcanie tak
ważnego, gadatliwego świadka.
- A ludzie z ABW nie wystraszą tych pośredników? - zapytał, starając się nadać głosowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]