[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wynik jej wysiłku, by zapanować nad emocjami. Uderzyła ją myśl, że Pamela
może kochać tak samo mocno, jak ona. Musiało dla niej być zabójcze stać i
widzieć, że wybrany mężczyzna kocha inną.
Casey nie miała czasu na dalsze rozważanie, gdyż Mary pojawiła się w
drzwiach i oznajmiła, że obiad jest podany. Goście przeszli do jadalni i każdy
usiadł na swoim miejscu, pojawiła się również Pamela.
- O, z pewnością jeszcze jeden doskonały obiad - zawołał Stefanos.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakował. Dołożyłam wszelkich starań -
- 121 -
S
R
powiedziała Casey.
Miseczka z rosołem stała przed każdym z gości.
Szybko wzięła łyżkę i spróbowała. Przełknęła i... zatkało ją! Rosół był
ohydny! Casey poczuła, że blednie. Boże, to straszne! Co się stało? Kiedy przed
chwilą wychodziła z kuchni, wszystko było w porządku. Czyżby ktoś wrzucił
kilo soli do garnka?
Z pozornym spokojem popatrzyła po twarzach siedzących przy stole i
natychmiast otrzymała odpowiedz potwierdzenia swych najgorszych obaw.
Malowały się na nich niesmak, zmieszanie.
Spojrzała na Matta i serce podskoczyło jej do gardła. Był wściekły.
Jeśli chce wejść do jego świata, musi umieć opanowywać takie sytuacje.
Wstała od stołu, uśmiechnęła się rozbrajająco i powiedziała tak, by wszyscy ją
usłyszeli.
- To okropne, ale dopiero w tej chwili domyśliłam się, gdzie podziała się
solniczka.
Przez moment panowała całkowita cisza, ale zaraz w następnej chwili
odezwały się wesołe głosy, a nawet śmiech. Casey poczuła, że serce wraca jej na
swoje miejsce. Dzięki Bogu, że ma poczucie humoru i że to samo może powie-
dzieć o gościach. Spojrzała na Matta i zauważyła, że i on się rozpogodził
widząc, jak zręcznie wybrnęła z sytuacji.
Kiedy podano ostrygi souffle, Casey natychmiast ich spróbowała - i to był
koszmar! Ktoś posypał je grubo solą i pieprzem. Przełknęła z trudnością ślinę,
odsunęła krzesło. Poczuła się bardzo nieswojo. Raz coś takiego można wyba-
czyć, ale drugi? Nie do przyjęcia!
Gorączkowo szukała jakiegoś wytłumaczenia.
- Nie wiem, co powiedzieć, ale coś jest nie w porządku z ostrygami...
Oczy Matta znowu spochmurniały, ale nie powiedział ani słowa.
Casey najchętniej uciekłaby z tego pokoju i zaszyła się w mysią dziurę. W
ciągu pięciu lat pracy nigdy się jej nic takiego nie wydarzyło. Bo jeśli by coś
- 122 -
S
R
takiego miało miejsce - dalej powinna czyścić łazienki w bogatych domach na
Beacon Hill w Bostonie, a nie organizować przyjęcia. Ale jak wytłumaczyć
dzisiejszy wypadek?
W całości przygotowała jedzenie sama.
- To strasznie nieprzyjemne - powiedziała otwarcie gościom i skinęła
dziewczętom, by zabrały talerze. - Zdaje się, że będziemy musieli od razu
przejść do głównego dania.
- Jeśli się nie spaliło. - Pamela wypowiedziała te słowa na tyle głośno, by
wszyscy ją słyszeli.
Casey zbladła. Matt palcami wybijał szybki takt na blacie stołu. Stefanos
założył ręce na brzuch i nic nie mówił. Anna zapaliła papierosa z miną, jakby
takie zdarzenia były codziennością w Hollywood. Miriam i James Fenton
patrzyli w swoje kieliszki z winem, nieprzyzwyczajeni do takich faux pas. Tylko
Pamela siedziała spokojnie i uśmiechała się pogodnie. Jakby chcąc zwrócić na
siebie ogólną uwagę, zaczęła ostentacyjnie gładzić swoje kruczoczarne włosy.
- Czegoś takiego można się od czasu do czasu spodziewać po fachowcach
od przygotowywania przyjęć - powiedziała dobitnie.
Casey z największą trudności opanowała rodzący się w niej gniew.
- Nigdy nie zdarzyło mi się nic podobnego - powiedziała przez zaciśnięte
zęby. - Ale ten pierwszy raz musi się kiedyś wydarzyć.
Napięcie w pokoju rosło. Goście niespokojnie poruszali się na krzesłach,
nie patrząc sobie w oczy. Casey czuła, jak spływa na nią śmiertelny spokój.
Atmosfera była tak naładowana, że wybuch musiał nastąpić. Jedyne, o czym
marzyła Casey, to wyjść z sytuacji z fasonem.
Kątem oka zauważyła Mary stojącą w drzwiach i kiwającą na nią.
- Za moment wrócę - powiedziała. - Zobaczę, co się dzieje w kuchni.
- %7łeby do reszty wszystko popsuć? - zadrwiła Pamela. Z całej siły zwarła
palce na oparciu krzesła i opanowała się.
- Bardzo państwa przepraszam - skinęła głową i wyszła. Za drzwiami
- 123 -
S
R
Mary zawołała zduszonym głosem:
- Stało się coś strasznego. Piec nastawiony na 550 stopni. Baranina,
zamiast się podgrzać, spaliła się. Przysięgam, nawet nie dotknęłam pieca - Mary
załamała ręce. - Ktoś to zrobił rozmyślnie.
Casey spojrzała na Mary. Nie chciała wierzyć w to, co ta powiedziała. Ale
wszystko wskazywało za tym, że ma rację. Wypadek z rosołem mógł się
zdarzyć i można go było wytłumaczyć. Ale trzy wypadki pod rząd, podczas
jednego przyjęcia? To nie mógł być zbieg okoliczności.
- Mary, zadzwoń do restauracji do Falmouth i zarezerwuj miejsca dla
wszystkich. I nie martw się tym ani minuty dłużej.
Uspokojona weszła do jadalni. Z zadowoleniem zauważyła, że Matt
opowiada dowcipy całemu towarzystwu. Kiedy siadła przy stole, zwrócił w jej
kierunku zaciekawione spojrzenie.
- Mam nadzieję, że nie ma dalszych niespodzianek? - spytał.
Casey zauważyła ten jego przyjazny, spokojny uśmiech i wiedziała, że
oznacza on ostatnią fazę tłumionej furii, jeszcze drobna iskierka i wybuchnie.
- Niestety, są. Chyba sprawka złych duchów - powiedziała z niepewnym
uśmiechem. I głośno dodała: - Organizowałam już ponad trzysta przyjęć, ale nic
takiego nie wydarzyło mi się nigdy. I wypada mi się tylko modlić, by się więcej
nie wydarzyło w przyszłości, ponieważ będę zmuszona wrócić do mycia
łazienek w domach bogaczy.
Przy stole zapadła grobowa cisza. Wyjawiła swe pochodzenie! Była sobą.
Jeśli ci bogacze nie potrafią jej zaakceptować taką, jaka jest i tego, skąd
pochodzi - do diabła z nimi!
- Poprosiłam też Mary, by zarezerwowała państwu miejsca w restauracji
w Falmouth. Przepraszam wszystkich.
Zimne oczy Pameli tchnęły okrucieństwem.
- Nie sądzisz chyba, że wyłgasz się z tego tak łatwo? Zrobiłaś to celowo,
dobrze o tym wiesz. To był od początku wyrachowany plan. Wiedziałam, że coś
- 124 -
S
R
się tu święci, od kiedy cię spotkałam w restauracji w Bostonie z Alonzo
Davisem.
Zaskoczona Casey patrzyła na Pamelę. Co to ma znaczyć? Spojrzała na
Matta; zbladł i zacisnął dłonie.
- Pam - powiedział zduszonym głosem - sądzę, że te sprawy omówimy we
własnym gronie.
Zwrócił się do Stefanosa.
- Bardzo cię proszę, zabierz na kolację państwa Fenton i Annę.
Stefanos roześmiał się, co miało oznaczać, że dobrze się bawi.
- Jeszcze raz wszystkich przepraszam - powiedział Matt. - Stefanos, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
wynik jej wysiłku, by zapanować nad emocjami. Uderzyła ją myśl, że Pamela
może kochać tak samo mocno, jak ona. Musiało dla niej być zabójcze stać i
widzieć, że wybrany mężczyzna kocha inną.
Casey nie miała czasu na dalsze rozważanie, gdyż Mary pojawiła się w
drzwiach i oznajmiła, że obiad jest podany. Goście przeszli do jadalni i każdy
usiadł na swoim miejscu, pojawiła się również Pamela.
- O, z pewnością jeszcze jeden doskonały obiad - zawołał Stefanos.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakował. Dołożyłam wszelkich starań -
- 121 -
S
R
powiedziała Casey.
Miseczka z rosołem stała przed każdym z gości.
Szybko wzięła łyżkę i spróbowała. Przełknęła i... zatkało ją! Rosół był
ohydny! Casey poczuła, że blednie. Boże, to straszne! Co się stało? Kiedy przed
chwilą wychodziła z kuchni, wszystko było w porządku. Czyżby ktoś wrzucił
kilo soli do garnka?
Z pozornym spokojem popatrzyła po twarzach siedzących przy stole i
natychmiast otrzymała odpowiedz potwierdzenia swych najgorszych obaw.
Malowały się na nich niesmak, zmieszanie.
Spojrzała na Matta i serce podskoczyło jej do gardła. Był wściekły.
Jeśli chce wejść do jego świata, musi umieć opanowywać takie sytuacje.
Wstała od stołu, uśmiechnęła się rozbrajająco i powiedziała tak, by wszyscy ją
usłyszeli.
- To okropne, ale dopiero w tej chwili domyśliłam się, gdzie podziała się
solniczka.
Przez moment panowała całkowita cisza, ale zaraz w następnej chwili
odezwały się wesołe głosy, a nawet śmiech. Casey poczuła, że serce wraca jej na
swoje miejsce. Dzięki Bogu, że ma poczucie humoru i że to samo może powie-
dzieć o gościach. Spojrzała na Matta i zauważyła, że i on się rozpogodził
widząc, jak zręcznie wybrnęła z sytuacji.
Kiedy podano ostrygi souffle, Casey natychmiast ich spróbowała - i to był
koszmar! Ktoś posypał je grubo solą i pieprzem. Przełknęła z trudnością ślinę,
odsunęła krzesło. Poczuła się bardzo nieswojo. Raz coś takiego można wyba-
czyć, ale drugi? Nie do przyjęcia!
Gorączkowo szukała jakiegoś wytłumaczenia.
- Nie wiem, co powiedzieć, ale coś jest nie w porządku z ostrygami...
Oczy Matta znowu spochmurniały, ale nie powiedział ani słowa.
Casey najchętniej uciekłaby z tego pokoju i zaszyła się w mysią dziurę. W
ciągu pięciu lat pracy nigdy się jej nic takiego nie wydarzyło. Bo jeśli by coś
- 122 -
S
R
takiego miało miejsce - dalej powinna czyścić łazienki w bogatych domach na
Beacon Hill w Bostonie, a nie organizować przyjęcia. Ale jak wytłumaczyć
dzisiejszy wypadek?
W całości przygotowała jedzenie sama.
- To strasznie nieprzyjemne - powiedziała otwarcie gościom i skinęła
dziewczętom, by zabrały talerze. - Zdaje się, że będziemy musieli od razu
przejść do głównego dania.
- Jeśli się nie spaliło. - Pamela wypowiedziała te słowa na tyle głośno, by
wszyscy ją słyszeli.
Casey zbladła. Matt palcami wybijał szybki takt na blacie stołu. Stefanos
założył ręce na brzuch i nic nie mówił. Anna zapaliła papierosa z miną, jakby
takie zdarzenia były codziennością w Hollywood. Miriam i James Fenton
patrzyli w swoje kieliszki z winem, nieprzyzwyczajeni do takich faux pas. Tylko
Pamela siedziała spokojnie i uśmiechała się pogodnie. Jakby chcąc zwrócić na
siebie ogólną uwagę, zaczęła ostentacyjnie gładzić swoje kruczoczarne włosy.
- Czegoś takiego można się od czasu do czasu spodziewać po fachowcach
od przygotowywania przyjęć - powiedziała dobitnie.
Casey z największą trudności opanowała rodzący się w niej gniew.
- Nigdy nie zdarzyło mi się nic podobnego - powiedziała przez zaciśnięte
zęby. - Ale ten pierwszy raz musi się kiedyś wydarzyć.
Napięcie w pokoju rosło. Goście niespokojnie poruszali się na krzesłach,
nie patrząc sobie w oczy. Casey czuła, jak spływa na nią śmiertelny spokój.
Atmosfera była tak naładowana, że wybuch musiał nastąpić. Jedyne, o czym
marzyła Casey, to wyjść z sytuacji z fasonem.
Kątem oka zauważyła Mary stojącą w drzwiach i kiwającą na nią.
- Za moment wrócę - powiedziała. - Zobaczę, co się dzieje w kuchni.
- %7łeby do reszty wszystko popsuć? - zadrwiła Pamela. Z całej siły zwarła
palce na oparciu krzesła i opanowała się.
- Bardzo państwa przepraszam - skinęła głową i wyszła. Za drzwiami
- 123 -
S
R
Mary zawołała zduszonym głosem:
- Stało się coś strasznego. Piec nastawiony na 550 stopni. Baranina,
zamiast się podgrzać, spaliła się. Przysięgam, nawet nie dotknęłam pieca - Mary
załamała ręce. - Ktoś to zrobił rozmyślnie.
Casey spojrzała na Mary. Nie chciała wierzyć w to, co ta powiedziała. Ale
wszystko wskazywało za tym, że ma rację. Wypadek z rosołem mógł się
zdarzyć i można go było wytłumaczyć. Ale trzy wypadki pod rząd, podczas
jednego przyjęcia? To nie mógł być zbieg okoliczności.
- Mary, zadzwoń do restauracji do Falmouth i zarezerwuj miejsca dla
wszystkich. I nie martw się tym ani minuty dłużej.
Uspokojona weszła do jadalni. Z zadowoleniem zauważyła, że Matt
opowiada dowcipy całemu towarzystwu. Kiedy siadła przy stole, zwrócił w jej
kierunku zaciekawione spojrzenie.
- Mam nadzieję, że nie ma dalszych niespodzianek? - spytał.
Casey zauważyła ten jego przyjazny, spokojny uśmiech i wiedziała, że
oznacza on ostatnią fazę tłumionej furii, jeszcze drobna iskierka i wybuchnie.
- Niestety, są. Chyba sprawka złych duchów - powiedziała z niepewnym
uśmiechem. I głośno dodała: - Organizowałam już ponad trzysta przyjęć, ale nic
takiego nie wydarzyło mi się nigdy. I wypada mi się tylko modlić, by się więcej
nie wydarzyło w przyszłości, ponieważ będę zmuszona wrócić do mycia
łazienek w domach bogaczy.
Przy stole zapadła grobowa cisza. Wyjawiła swe pochodzenie! Była sobą.
Jeśli ci bogacze nie potrafią jej zaakceptować taką, jaka jest i tego, skąd
pochodzi - do diabła z nimi!
- Poprosiłam też Mary, by zarezerwowała państwu miejsca w restauracji
w Falmouth. Przepraszam wszystkich.
Zimne oczy Pameli tchnęły okrucieństwem.
- Nie sądzisz chyba, że wyłgasz się z tego tak łatwo? Zrobiłaś to celowo,
dobrze o tym wiesz. To był od początku wyrachowany plan. Wiedziałam, że coś
- 124 -
S
R
się tu święci, od kiedy cię spotkałam w restauracji w Bostonie z Alonzo
Davisem.
Zaskoczona Casey patrzyła na Pamelę. Co to ma znaczyć? Spojrzała na
Matta; zbladł i zacisnął dłonie.
- Pam - powiedział zduszonym głosem - sądzę, że te sprawy omówimy we
własnym gronie.
Zwrócił się do Stefanosa.
- Bardzo cię proszę, zabierz na kolację państwa Fenton i Annę.
Stefanos roześmiał się, co miało oznaczać, że dobrze się bawi.
- Jeszcze raz wszystkich przepraszam - powiedział Matt. - Stefanos, [ Pobierz całość w formacie PDF ]