[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miot do łona i do głowy jej nawet nie przyszło, żeby zajrzeć do środka. Wręcz
przeciwnie, samo otwarcie stanowiłoby świętokradztwo, życie własne gotowa by-
łaby oddać w tej chwili za nienaruszalną całość bagażu. Tuląc w objęciach sakwo-
jażyk, odpłakała swoje, po czym z troską zastanowiła się, gdzie przechować świę-
tość. Najlepiej na ołtarzu. Ołtarzem nie dysponowała, jakieś inne sanktuarium. . .
Najbardziej czczonym miejscem w jej osobistej sypialni była komódka pod lu-
strem, w której w trzech głębokich szufladach spoczywały rozmaite skarby, w tym
jej prywatne oszczędności oraz naszyjnik z muszel, otrzymany niegdyś od wielbi-
ciela-marynarza, zaginionego na dalekich oceanach. Sakwojażyk zmieścił się tam
z trudem, ale jednak się zmieścił, tyle że najwytworniejsza nocna koszula razem
z peniuarem musiała nieco się ścieśnić. Gdzieś na dnie uczuć Antoinette mignęła
myśl, że nawet pognieciony, ów strój uczyni na amancie piorunujące wrażenie.
Szczególnie że nie powinien oglądać go zbyt długo. Tylko oglądać. . .
Odrobinę pocieszona nadzieją, a zarazem przygnębiona katastrofalną sytu-
acją, poklęczała jeszcze trochę przy szufladzie, po czym oderwała się wreszcie
od zmartwień i zajęła egzystencją bieżącą, bo obiad dla ojca musiał być jutro
przyrządzony, tak samo jak każdego dnia. Matki już nie miała i sama zajmowała
się domem.
Pomocnik jubilera, wpadłszy w popłoch, rzeczywiście uczynił to, co przypu-
ściła jego narzeczona. Dopadł znajomych rybaków i z nimi wyruszył na morze
z zamiarem jak najszybszego dotarcia do obcego kraju, który wydawał mu się je-
dynym dostępnym azylem. Rybacy, zaprzyjaznieni z ojcem Antoinette i od dawna
oswojeni także z jej narzeczonym, nie zadawali żadnych głupich pytań.
Morze zachowało się gorzej. Miało swoje fanaberie i nie uwzględniało po-
trzeb i życzeń żeglarzy. Najpierw podsunęło ławicę ryb, która zabrała tyle czasu,
że prom z Justyną na pokładzie osiągał już Dover, a oni jeszcze łowili, następnie
zaś skotłowało się grymaśnie i złośliwie. Wzmagający się szybko wiatr zmienił
99
kierunek, wypędziwszy łódz na ocean, jął wiać z północnego wschodu i odpy-
chać ją od brzegów Anglii, których osiągnięcie stało się chwilowo niemożliwe.
Wyżej ceniąc własne życie i wspaniały połów niż pragnienia dodatkowego pasa-
żera, choćby nawet znajomego i użytecznego, rybacy zdecydowali się wylądować
w okolicy Havru.
Pomocnik jubilera, aczkolwiek żywo zajęty wspomaganiem ich wysiłków,
miał jednakże dość czasu, żeby się zastanowić nad tym, co robi. Pomijając wszyst-
kie inne względy, wolał travaux forces na lądzie niż natychmiastową śmierć w głę-
binach morskich, nie protestował zatem i nie skakał za burtę. Prawie zdecydował
się wrócić i wyznać prawdę komukolwiek, policji czy też pryncypałowi, zosta-
wiając sobie tylko malutki margines na niespodziewane wydarzenia, skołowany
nieco tym, że nie wszystko mu wyszło tak jak powinno. Zciśle biorąc, nic mu nie
wyszło. . .
Orlich lotów umysłu młodzieniec nigdy nie prezentował. Niewątpliwie był so-
lidny i uczciwy, swoje obowiązki rozumiał i wypełniał rzetelnie, jako fachowiec
sprawdzał się w pełni, na kamieniach szlachetnych znał się doskonale, umiał je
szlifować i oprawiać, o ile, rzecz jasna, ktoś inny wymyślił dla nich formę ar-
tystyczną, bo talentów twórczych nie posiadał. Był rzemieślnikiem, wykonawcą.
Miał przy tym zgodny charakter i dobre serce, ale przy tych wszystkich, tak licz-
nych, talentach, przesadną bystrością nie grzeszył.
Zgłupiał teraz radykalnie. Wylądowawszy następnego dnia pod wieczór na
pustej plaży, dokąd morze zapędziło łódz, mokry, głodny, trochę nawet zmęczony,
spróbował ocenić własną sytuację.
Pieniędzy miał przy sobie tyle co kot napłakał, jakieś drobne plątały mu się po
kieszeniach. Sakwojaż został u dziewczyny w Calais. Pół drogi do Paryża mógł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.