[ Pobierz całość w formacie PDF ]

teraz kwestię listu obmyśliła sobie z góry, kierując się logiką:
Nie dorosła jeszcze do stawiania ciotkom spokojnego oporu,
awanturami denerwowała się okropnie, a do znoszenia
złośliwych krytyk i gniotącego potępienia nie miała już siły. Z
dwojga złego wybrała obłudę.
- Wyjmij te wysokie kieliszki - powiedziała Felicja, nie
komentując sprawy swoich lektur. - Czy one wstawiły to wino
do lodówki? Przecież nie będziemy piły ciepłego, chyba że
grzane, ale jak grzane, to czerwone, a skoro ona chce białe...
- Nie miałam kiedy się zapytać - przerwała jej Dorotka,
pobrzękując szkłem. - Jak było z rachunkiem za taksówkę?
Kto zapłacił?
- Ja. Przyzwoicie. Chociaż o mało mnie szlag nie trafił, co
ci strzeliło do głowy z tym narzeczonym, musiałaś chłopaka od
razu podrywać...?
- Wcale go nie podrywałam, pomógł mi na lotnisku
dobrowolnie, z litości...
Felicja jej nie słuchała.
- Ten drąg gdzieś przepadł. Też nie miałam kiedy ci 0 tym
powiedzieć, nie mogłaś wrócić trochę wcześniej? Gdzie ty się
błąkasz po mieście? Rób sobie, co chcesz, nie wiem, gdzie ona
go schowała, obie z Melanią szukałyśmy, masz go jej zabrać,
jeśli się znajdzie! Siłą albo podstępem, albo jak ci się podoba.
Zimne, chwalić Boga... Korkociąg jest na stole, nie szukaj.
Wez orzeszki i zrób herbatę.
- Zaraz, a co to było, ten wywar... nie, wywal...
- Sama jestem ciekawa, co ona jeszcze powie. Nie
zawracaj mi teraz głowy.
Kiedy Dorotka wkroczyła z herbatą, list ód Wojciechow-
skiego zdążył już zmartwić chrzestną babcię i dyskusja na
temat wizyty u notariusza była w pełnym toku. Należało znów
zamówić Jacka. Felicja, mówiąc równocześnie z Wandzią, .
nalegała na odłożenie wizyty do pojutrza, z notariuszem
trzeba przedtem uzgodnić termin przez telefon, jutro
zadzwonić i na pojutrze się umówić. Wandzia miała nad nią tę
przewagę, że, mówiąc sama, słyszała równocześnie głosy
świata, do czego Felicja nie była zdolna, zgadzała się ze
zdaniem rozmówcy, lub też protestowała, czyniła to jednakże
z lekkim opóznieniem i niedokładnie było wiadome, czego jej
"tak" i "nie" dotyczy. Felicja rozmówcy nie słuchała wcale,
traktując go jak coś w rodzaju podkładu muzycznego i nie
miała pojęcia, jaki skutek dały jej perswazje.
Dowiedziała się tego pózniej, kiedy chrzestna babcia
postanowiła przygotować się do snu i udała się na górę, żabie*
rając ze sobą Dorotkę. Sylwia opuściła towarzystwo jako
pierwsza, bo o dziewiątej wieczorem oczy jej się same
zamykały. Przy stole zostały tylko Felicja i Melania.
- W ogóle nie słuchałam tego jej ględzenia - powiedziała
Felicja. - Było w tym coś ważnego?
- Jak zwykle - odparła cierpko Melania. - Z reguły nie
słuchasz, co się do ciebie mówi.
- Bzdura. Jak mnie interesuje, to słucham.
- Wobec tego niewiele cię interesuje...
- Przestań bredzić! Jedzie jutro do tego notariusza czy
nie?
Okazji do drażnienia siostry Melania nie zamierzała
zmarnować.
- Ale zęby ma zrobione fenomenalnie - rzekła z
westchnieniem szczerego podziwu. - Widziałaś, jak rąbała
orzeszki i migdały? Tylko jej chrupało! To się nazywa
szczęka...!
- Może ma inplanty. Czekaj, na co to ten Antoś jest
chory? Na wywar...? Nie, to Dorotka mnie zmyliła...
- Na wywał i zalew. Ciekawe, czy to przejęzyczenie
jednorazowe, czy trwałe. Ja chyba zacznę sobie zapisywać.
- A zapisuj, jak chcesz. Pytam, co z notariuszem? Na co
się zdecydowała?
- Trzeba było słuchać, chociażby z prostej grzeczności,
tobyś wiedziała.
- Ale nie słuchałam...
- Ja też mogłam nie słuchać.
- Ale słuchałaś!
- Kto tak powiedział? Mogłam tylko udawać, że słucham.
Szczególnie że mówiłyście równocześnie...
- Nic podobnego. To ona wpada w słowo i nie dopuszcza
nikogo do głosu...
- Ty też.
- Nonsens! Głupia smarkata jesteś!
- Bóg ci zapłać za dobre słowo...
- Odpowiesz mi wreszcie czy nie?!
Odpowiedzi na swoje pytanie Felicja nie doczekałaby się
zapewne aż do jutra, bo Melanii sytuacja podobała się coraz
bardziej, ale z góry zeszła Dorotka. Wyjaśniła rzecz od razu.
- Nie, namyśliła się, że jutro zadzwoni, a umówi się z nim
na piątek, pojutrze. Znalazła jego numer w notesie, Czy ja
bym mogła trochę sobie popracować?
- A czy ktoś ci przeszkadza? - zdziwiła się Felicja, -Zrób
herbatę i pracuj sobie.
- A co robisz? - zainteresowała się Melania.
- Sama nie wiem - odparła smętnie Dorotka. - Jakiś
kretyn przetłumaczył norweski tekst o drewnie. Nie wiem kto;
bo nie dostałam strony tytułowej z nazwiskiem, ale tyle on
umie po norwesku, co ja po chińsku...
- Co ty powiesz, to chińskiego jeszcze nie znasz? -
zdziwiła się Felicja ponownie, tym razem drwiąco, i obie z
Melanią zachichotały, zdaniem Dorotki zupełnie idiotycznie.
W swojej znajomości języków obcych nie widziała nic
śmiesznego, a tym bardziej nic nagannego, o co im chodziło?
Miała znać ten chiński czy nie?
Nie chciało jej się teraz dyskutować z nimi i rozstrzygać
kwestii. Poszła do kuchni, wróciła z herbatą dla nich i dla
siebie, rozłożyła na stoliku turystycznym różnojęzyczne teksty
i usiadła na kanapie. Dokładnie w tym momencie rozległ się
potężny łomot, dobiegający z góry.
- Na litość boską...! - jęknęła Felicja.
- Znalazła ten drąg - odgadła Melania. - Lećże do niej, bo
niepotrzebnie obudzi Sylwię.
- I zabierz jej tego pagaja...!
Z początkami histerycznej furii Dorotka popędziła po
schodach. Chrzestna babcia leżała w łóżku i czytała książkę.
Kija krykietowego nie było nigdzie widać.
- Moje dziecko, przynieś mi z łazienki taki waporek we
flakoniku, niebieski on, albo może zielony, do sprejania. Niech
on sobie tu przy mnie stoi.
Jedyne co można było w łazience określić mianem
flakonika do sprejania, Dorotka odgadła, że ma to być jakiś
zapach w spray'u, czyli psikany, po pierwsze było różowe, a
po drugie miało kształt krótkiej, grubej rury. Przyniosła to.
Okazało się, że odgadła trafnie, chrzestna babcia
podziękowała jej wylewnie i poprosiła o podanie tych drugich
okularów, które zostały tam, na stoliczku pod oknem. Dorotka
podała.
Ledwie zdążyła zejść na dół, łomot wybuchł ponownie.
Nie słuchając wściekłych syków ciotek, żądających
kategorycznie odebrania Wandzi kija, zawróciła na górę.
Chrzestna babcia zrobiła się lekko rozdrażniona.
- Jakoś tu ciągnie od tego okna, przymknij trochę, moje
dziecko, ale całkiem nie zamykaj, tak zrób jakoś, żeby wiało w
drugą stronę, a nie prosto na mnie. Niedobre te okna macie,
górą ich nie można uchylić, a jakby złoczyńca jakiś, to gorzej
dla niego...
Bez słowa, a za to z mglistym wyobrażeniem złoczyńcy,
który by wdarł się na piętro i chrzestną babcię uciszył
radykalnie, Dorotka spełniła polecenie. Zmieniła ustawienie
skrzydeł okiennych i zabezpieczyła to uchylone dwoma
kwiatkami w doniczkach, bo innej możliwości nie było. Znów
zeszła na dół.
- Gdzie drąg? - warknęła Felicja.
Dorotka, nie siadając jeszcze na kanapie, przez chwilę
patrzyła w sufit i nadsłuchiwała.
- Nie wiem. Ona chyba na nim śpi. W rękach trzyma
książkę, to co miałam zrobić?
- Jak załomocze jeszcze raz, leć na górę szybciej -
poradziła Melania. - Może nie zdąży go schować.
- Może zatem najlepiej czatować po prostu pode
drzwiami? - spytała Dorotka zgryzliwie i usiadła. Felicji
pomysł się spodobał.
- Dlaczego nie? Możesz przecież wziąć te papiery i tam
usiąść, chociażby na podłodze. Albo na stołku z łazienki...
- Wez ode mnie stojącą lampę - podsunęła Melania. -Tę z
kąta.
- I pod tyłek podłóż poduszkę, to ci nie będzie twardo...
Dorotka patrzyła na nie, niepewna, czy ma to wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.