[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czajem Egipcjan lub Babilończyków: selacheja, malakeja, malako-
straka, chondrakantha, ostrakoderma, karcharodonta, amfibia,
lepidota, folidota, dermoptera, steganopoda, monere, synagelasti-
ka...41 Mogę wymieniać dalej, ale nie warto tracić dnia, bo mi nie
starczy czasu na zajęcie się pozostałymi sprawami. A ty tymcza-
sem przeczytaj głośno w łacińskim przekładzie te słowa, które
przytoczyłem.
[39] Czy więc myślisz, że dla filozofa - nie prostackiego nieuka
i bezmyślnego na modłę cyników, ale dla takiego, który pamięta,
że jest ze szkoły Platona - czy myślisz, że dla takiego filozofa hań-
bą jest to, że wie o tych rzeczach, czy to, że nie wie; to, że one go
nie ciekawią, czy to, że się nimi zajmuje; to, że zna sposób, dzięki
któremu można coś o nich przewidzieć, czy to, że wierzy opowie-
ściom ojca i matki o bogach nieśmiertelnych?
Kwintus Enniusz opisał w wierszach przeróżne smakołyki. Wy-
mienił niezliczone gatunki ryb, które - rzecz jasna - dokładnie po-
znał. Zacytuję tych kilka wierszy, które pamiętam:
Za to w Klipei miętus - przepyszna to ryba,
Małże w Enos, w Abydos znów ostrygi chyba,
W Mitylenie grzebieńce, a w Ambracji  świnie";
Jeśli duży, kup sarga - Brundizjum nim słynie;
Wiedz, że najlepsze ryby-dziczki Tarent daje;
W Surrencie są sterlety, za to w Kumach haje;
Jedz skary - całkiem jakbyś jadł mózg Jowiszowy
(W kraju Nestora na nie urządzają łowy) -
Ryby-kosy i drozdy, ryby-morskie cienie.
Zaś polipy, mięczaki, ślimak purpurowy,
Jeże słodkie i okonie - na Korkyrze w cenie.
W wielu swych wierszach upamiętnił także inne gatunki i to, skąd
każdy z nich pochodzi oraz jak je gotować lub smażyć, żeby były
najsmaczniejsze; i ludzie wykształceni za to go nie ganią. Więc
i mnie niech nie ganią za to, że używając właściwych i przyzwo-
itych określeń, spisuję po grecku i po łacinie rzeczy znane tylko
niewielu osobom.
[40] Ponieważ o tym dość powiedziałem, posłuchaj teraz
o czymś innym. Otóż ciekawi mnie wielce medycyna, niezle się na
33
niej znam i dlatego z ryb chcę otrzymać pewne lekarstwa. Bo jak
we wszystkich innych rzeczach można znalezć przeróżne leki roz-
proszone i rozsiane jednym i tym samym darem natury, tak niektó-
re z nich są i w rybach. A może uważasz, że znajomość i umiejęt-
ność sporządzania leków jest raczej obowiązkiem maga niż lekarza
czy wreszcie filozofa, który posłuży się nimi nie dla zysku, lecz dla
niesienia pomocy? A jednak starożytni lekarze znali również za-
klęcia leczące rany, co poświadcza najgodniejszy zaufania znawca
wszelkiej starożytności, Homer, który zaklęciem potrafił zatrzy-
mać krew cieknącą z rany Ulissesa. Bo nie ma żadnego przestęp-
stwa tam, gdzie chodzi o ratowanie zdrowia człowieka.
 Ale - powiadasz - w jakim celu, jeśli nie w złym, rozcinałeś
rybę, którą ci przyniósł niewolnik Temison?" Jak gdybym przed
chwilą nie mówił nic o tym, że piszę o organach ciała wszystkich
zwierząt, o ich położeniu, o ich ilości i zależności między nimi, że
studiuję księgi Arystotelesa o anatomii i uzupełniam je. I dlatego
bardzo się dziwię, że wiecie tylko o jednej rybie, którą badałem,
ponieważ tak samo zbadałem już całe mnóstwo ryb, gdziekolwiek
mi się trafiły; godne zaś uwagi, że nie robię tego nigdy w ukryciu,
lecz zawsze jawnie, i na to, co robię, może popatrzeć każdy, nawet
ktoś postronny. Takie zwyczaje i zasady przejąłem od moich na-
uczycieli, którzy powiadają, że człowiek wolny i szlachetny, gdzie-
kolwiek idzie, zamiary swoje powinien nieść wypisane na czole.
Tę rybę, którą nazywacie zającem morskim, pokazywałem bardzo
wielu osobom, które akurat były przy mnie. Jeszcze i teraz nie je-
stem pewien, jak się ona nazywa. Muszę zbadać ją o wiele dokład-
niej, bo nawet u starożytnych filozofów nie znalazłem jej opisu,
choć jest ona doprawdy niezwykłą rzadkością, i dlatego, na boga,
godna uwagi. Albowiem tylko ona - o ile mi wiadomo - pomimo
że w ogóle gdzie indziej nie ma kości, w żołądku posiada dwana-
ście kostek przypominających świńskie pęciny, zrośniętych ze so-
bą i tworzących jakby łańcuszek. Gdyby Arystoteles o tym wie-
dział, nie omieszkałby z pewnością opisać tej ryby; zwłaszcza że
uznał za zjawisko szczególne, że ryba-osioł, jako jedyna, ma serce
pośrodku jamy brzusznej.
[41]  Rybę - powiadasz - rozcinałeś". Czy można poczytywać
za winę filozofowi to, czego nie poczytuje się za winę ani rzezni-
kowi, ani kucharzowi?  Rybę rozcinałeś". Oskarżasz o to, że suro-
wą? Gdybym ją ugotował, rozpruł jej brzuch, wydłubał wątrobę,
tak jak tego uczy się u ciebie ten chłopiec, Sycyniusz Pudens, kie-
dy szykuje sobie coś do przegryzienia - nie uznałbyś tego czynu za
34
godny oskarżenia. Czyż więc dla filozofa większą zbrodnią jest
zjadać rybę, niż ją badać? Więc wróżbitom wolno oglądać wątro-
bę, a filozofowi, który uważa się za wieszcza wszystkich istot, za
kapłana wszystkich bogów, nie wolno się jej przypatrzyć? Oskar-
żasz mnie o to, co ja i Maksym podziwiamy u Arystotelesa? Dopó-
ki jego książek nie wypędzisz z bibliotek i nie wytrącisz ich z rąk
uczonym, oskarżać mnie nie możesz. No, ale wystarczy; i tak mó-
wiłem na ten temat aż za dużo.
A teraz spójrz, Maksymie, jak oni sami obalają własne zarzuty:
powiadają, że za pomocą magicznych sztuk i morskich przynęt
zdobywałem kobietę, ale nie zaprzeczają, że w tym samym czasie
przebywałem daleko w górach Getulii, gdzie ryby będzie można
spotkać, jeśli powtórzy się potop Deukaliona. I tak mam szczęście
- oni nie wiedzą o tym, że czytałem również Teofrasta O stworze-
niach żądlących i kąsających i O odtrutkach po ukąszeniach Ni-
kandra, inaczej oddaliby mnie pod sąd jeszcze za trucicielstwo. Bo
te przykrości, które mnie teraz spotkały, wynikły wskutek czytania
Arystotelesa i współzawodniczenia z nim; trochę ponosi winy
i Platon, który głosi, że człowiek poświęcający się takim badaniom
 bawi się w życiu zabawą nie pozwalającą na skruchę".
[42] A teraz, skoro o ich rybach wszystko stało się już jasne, po-
słuchaj innego zarzutu, podobnie wprawdzie głupiego, ale jeszcze
bardziej bezpodstawnego i bardziej niedorzecznie wymyślonego.
Wiedząc, że  dowód rybi" okaże się nieskuteczny i nic warty,
a poza tym śmieszny, bo nieprawdopodobny (czy ktoś kiedyś sły-
szał, żeby dla magicznych praktyk zeskrobywać z ryb łuskę i wyj-
mować im grzbiety?), uznali, że trzeba wymyślić coś bardziej tra-
fiającego do przekonania, a więc wzbudzającego większe zaufa-
nie. Dostosowali się zatem do krążących powszechnie zdań
i pogłosek, i umyślili, że z dala od Judzkich oczu, w niedostępnym
miejscu, gdzie świadkami prócz ołtarzyka i lampki była garstka
wtajemniczonych, zaklęciami zaczarowany został pewien chło-
piec, że upadł na ziemię, a potem nieprzytomnego postawiono na
nogi. Nie śmieli wprawdzie posunąć się dalej w swych kłam-
stwach; tylko żeby bajka miała zakończenie, należało jeszcze do-
dać, że ten chłopiec wiele ponadto wywróżył i przepowiedział.
Otóż taki jest skutek zaklinań: wróżby i wieszczby; i to nie tylko
jest zdanie tłumu, ale także powaga uczonych potwierdza, że po-
dobne cuda dzieją się z chłopcami. Przypominam sobie, że u filo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.