[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żyć zgodnie z twoim stylem. Ty najlepiej czujesz się wśród ludzi z wyższych sfer, ja wśród
moich pacjentów.
Lise - Merete nadal usiłowała wydusić coś z siebie. Coś zabójczego, co jednocześnie na
powrót przyciągnęłoby go do niej, pokazało mu, co tracił. Ale jak to wyrazić, nie uderzając
przy tym w ton zbytnich przechwałek?
Lise - Merete nie należała do osób skromnych. Miała o sobie bardzo wygórowane
mniemanie. Zdawała sobie jednak sprawę, że w tym przypadku podkreślanie własnej
doskonałości doprowadzi ją do pewnej zguby. Musi znalezć pokorne, uniżone słowa, które
jednocześnie pokażą mu jej dobre strony.
Nie zdążyła ich jednak wypowiedzieć, nie przywołała ich na czas. Christoffer wyciągnął rękę
jak do kogoś obcego, życzył jej szczęścia w życiu i odszedł.
Obserwując, jak niknie w oddali, miała ochotę zawołać:  Zaczekaj! Nie odchodz ode mnie,
potrzebuję cię, przecież jesteś mój! Ale Lise - Merete nie mogła wyrzec takich słów, kiedy ją
odtrącono. Ją! Odtrącono? Ach, mój Boże, cóż za wstyd i upokorzenie!
Zlub! Wszystkie przyjaciółki, już zaproszone i poinformowane o związku między nią a
Christofferem! Matka i ojciec, sąsiedzi i znajomi! I te wyhaftowane monogramy, LMV. Teraz
będzie musiała je spruć!
Gniew i rozgoryczenie płonęły w duszy Lise - Merete.
Ale, rzecz jasna, nie ujdzie mu to na sucho. Zaczęła budzić się z odrętwienia, w głowie
układał się nowy plan. Tym razem snuły go złość i nienawiść.
Pierwsze, co musiała zrobić, to odwrócić kota ogonem. Wszem i wobec oznajmić, że to ona
zerwała zaręczyny z Christofferem, gdyż okazał się nudny. Albo że odkryła jego marne
pochodzenie lub coś podobnego.
Nie chciała z nim więcej rozmawiać, to poniżej jej godności. Jeśli przyjdzie prosić o
wybaczenie, odwróci się do niego plecami. Tak łatwo jej nie złowi. I jeszcze się zemści.
119
Wywołać skandal na mieście? Nie, to obróci się przeciw niej samej. Przyjaciółki złośliwie
zatriumfują.
Lise - Merete widziała już zarys planu zemsty.
Nie dotknie to Christoffera bezpośrednio, ale tę, która od pierwszej chwili była jego
najcenniejszą pacjentką. Tę, którą uważał za swą protegowaną. Lise - Merete od pierwszej
chwili znienawidziła tę brzydką, chudą kobietę.
Kiedy wracała do domu szybkim, gniewnym krokiem, plan nabierał coraz bardziej
konkretnych zarysów.
Dobrze, że nie mieli wspólnej własności! Ale agent nieruchomości otrzymał już informację,
że decydują się na kupno domu, Lise - Merete i jej ojciec załatwili to szybko. Będzie więc
musiała znalezć jakieś wytłumaczenie, odpowiednie dla pośrednika.
A gdyby tak rozpuścić plotkę, że Christoffer nabawił się niebezpiecznej choroby?
Christoffer... Ach, Christoffer!
Oczywiście rozstanie bolało, przede wszystkim ucierpiała jej próżność. Lise - Merete nie
należała do ludzi zdolnych do wielkich uniesień miłosnych, myślała przede wszystkim o tym,
co mówią inni o świetnej partii, jaką zdobyła, i o tym, że z całej gromadki przyjaciółek ona
wyjdzie za mąż jako pierwsza.
Poza tym Christoffer nie pochodził wcale ze szczególnie dobrej rodziny. Nikt tutaj nie znał
Voldenów, opowiadała więc, jaka to świetna i można rodzina w Asker. Wszystko wierutne
kłamstwa.
A on był nikim, ona była zbyt dobra dla niego.
Bez względu jednak na to, jak starała się przekonać samą siebie, paliła się w niej
rozjątrzona rana nienawiści i żalu, co zresztą dość typowe dla osób jej pokroju.
Zemsta. Zemści się jeszcze dzisiaj. Tego dnia Christoffer tak łatwo nie zapomni. Choć
oczywiście nigdy się nie dowie, że to jej dzieło.
Po południu nadeszła w szpitalu pora odwiedzin.
Lise - Merete przyniosła dla brata trochę owoców, ale nie siedziała długo przy jego łóżku.
Wymówiła się, że ma dzisiaj sporo spraw do załatwienia.
Nikomu jeszcze nic nie powiedziała o zdradzie Christoffera.
Nie mogła się na to zdobyć. A poza tym chciała najpierw wykonać zadanie, jakie sobie
wyznaczyła...
120
Wszystko zależało ad tego, czy ta kobieta będzie spała, czy nie. Z tego jednak, co
zrozumiała, przeklęta komornica przez cały czas była bardzo słaba, prawie nieprzytomna.
Na pewno więc wszystko pójdzie jak po maśle.
Wiedziała, gdzie leży Marit z Grodziska. Zorientowała się kilka dni temu i już wtedy z
nienawiścią patrzyła na pawilon.
Nietrudno było przemknąć się niezauważenie. Przeszła przez dziedziniec i dalej do środka.
Wiedziała, jakiego numeru szukać na drzwiach sali.
W korytarzu nie było nikogo, miała szczęście. Gdyby ktoś tędy szedł, musiałaby czekać. Ale
wszystko odbyło się bezboleśnie.
W nastroju, w jakim znajdowała się Lise - Merete, zaglądanie przez dziurkę ad klucza nie
wydało jej się niczym nieprzystojnym.
Okazało się jednak, że nic nie może zobaczyć. Musiała wejść do sali.
Ostrożnie uchyliła drzwi i przez maleńką szparkę zajrzała do środka.
Przeklęta baba spała! Ale czy głęboko? Lise - Merete nie mogła stać w korytarzu przez całe
wieki, to zbyt niebezpieczne.
Musi wejść do środka. Poszło gładko, zamknęła drzwi za sobą, nic niespodziewanego się
nie wydarzyło.
Mój Boże, ta kobieta wygląda na umierającą! Ale tak przecież było od początku.
Teraz szybko! Ktoś może wejść! I, co najgorsze, może to być Christoffer.
Najpierw okno... Dobrze, przytrzymać je zasłoną... O, tak! Lodowaty listopadowy wicher
wpadł do środka, Lise - Merete zadrżała z zimna.
Na nocnym stoliku stał dzwoneczek, którym można wezwać pielęgniarkę. Lise - Merete ujęła
go delikatnie, nie odrywając oczu od kobiety w łóżku. Chora jednak ani drgnęła. Oddychała
głęboko, jakby pogrążona w śpiączce.
Co, na miłość boską, Christoffer widział w tym babsku? Nie był w niej zakochany, to
niemożliwe, ale dlaczego tak się nią przejmował? Mogła zacząć wyobrażać sobie nie
wiadomo co!
Nie, ona nie mogła sobie niczego wyobrażać. Znajdowała się poza granicą wszelkiej
świadomości.
Lise - Merete położyła dzwoneczek na podłodze. Kształtem przypominał dzwonek, jaki
wiesza się na szyi krowom. Pasuje do tej komornicy, sama podobna jest do krowy.
121
Teraz najtrudniejsze...
Drżącymi palcami Lise - Merete ujęła kołdrę. W pokoju było już naprawdę zimno, wtargnął
prawdziwy zimowy chłód. Powoli, powoli! Stopniowo ściągnąć przykrycie...
Poszło jej nadzwyczaj łatwo, komornica ani drgnęła.
Nareszcie. Kołdra leżała skłębiona na podłodze przy łóżku. Ależ, mój Boże, jaka ta kobieta
chuda, wprost trudno w to uwierzyć!
Teraz pozostawało tylko szybko wyjść. Rzut okiem na korytarz - pusty.
Lise - Merete, przez nikogo nie widziana, opuściła teren szpitala.
Plan został wykonany.
122
ROZDZIAA XI
Kiedy minęła pora odwiedzin, pielęgniarki znów przystąpiły do rutynowych zajęć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.