[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Uwielbiam! - Rozpromieniła się.
- Pavarotti? - zapytał z nadzieją.
- I Placido Domingo! - dodała entuzjastycznie, zaraz jednak spoważniała. - Znowu będą
plotki...
- Co z tego, skoro i tak już są. Nie warto się tym przejmować. Jesteśmy dorośli, nie mamy
żadnych zobowiązań. Nikogo nie powinno obchodzić, jak spędzamy wolny czas.
- I tu się mylisz. Mieszkańcy Jacobsville traktują nas jak własność publiczną. Nie słyszałeś,
co mówił pan Bailey?
- Słyszałem tylko, jak wrzeszczałaś.
- Przesadziłam - mruknęła niechętnie. Chwycił ją za rękę, tę zdrową, i pociągnął w stronę
wyjścia.
- Doktorze Coltrain! - oburzyła się.
- Wiesz, jak mam na imię.
- Wiem.
- Dla przyjaciół jestem  Rudym - powiedział miękko.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi.
- Ale będziemy. Co prawda o cały rok za pózno, ale lepsze to niż nic - mówił, prowadząc ją
w stronę swojego samochodu.
- Pojadę za tobą - broniła się.
- Daj spokój, moje auto jest dużo wygodniejsze. Wieczorem odwiozę cię do domu, a rano po
59
ciebie przyjadę i podrzucę do przychodni. Zamknęłaś samochód?
- Tak, ale...
- Lou, nie kłóć się ze mną. Jestem zmęczony. Oboje mamy za sobą długi dzień, a jeszcze
czeka nas obchód w szpitalu.
My. Po raz pierwszy użył liczby mnogiej, nie mając nawet pojęcia jak wielki sprawiaj ej
ból, robiąc to akurat wtedy, gdy zostało im mniej niż dwa tygodnie wspólnej pracy. Co prawda
twierdził, że podarł jej wymówienie, ale rozsądek podpowiadał jej, że i tak musi odejść. Coltrain
zaproponował jej, by zostali przyjaciółmi. Tylko że dla niej ta przyjazń byłaby torturą. Nie
zniosłaby codziennych spotkań z nim, wiedząc, że nie może liczyć na nic więcej. Jak na złość
nawet nie mogła wdać się z nim w romans. Co więc jej pozostało?
Spojrzał na nią z ukosa i widząc jej pochmurną minę, powiedział:
- Nie martw się. Przecież obiecałem, że cię nie uwiodę.
- Pamiętam.
- Chyba że mnie o to poprosisz - zażartował, po czym w przypływie dobrego humoru dodał
konspiracyjnym szeptem: - Jestem lekarzem. Wiem, jak uniknąć niechcianej ciąży.
- Spadaj! - Z wściekłością wyrwała rękę z jego dłoni. Rozbawiła go tą wojowniczą postawą.
- Nieładnie, pani doktor! Co za maniery - rzucił kpiąc. - Lubię, kiedy puszczają ci nerwy.
Czy twoja rodzina nie pochodzi przypadkiem z Irlandii?
- Dziadek był Irlandczykiem - burknęła, odgarniając niesforne pasma włosów. - Nie życzę
sobie takich żartów!
- W porządku. Już więcej nie będę - obiecał, otwierając przed nią drzwi samochodu.
Usiadła w miękkim fotelu, rozkoszując się luksusowym zapachem skórzanej tapicerki.
Coltrain uruchomił silnik i spokojnie ruszył z miejsca. Zapadał zmrok, gdy w ciszy jechali przez
senną wiejską okolicę, mijając farmy, które na tle granatowego nieba wyglądały jak dekoracje
wycięte z czarnego kartonu.
- Nic nie mówisz - zauważył, zajeżdżając przed dom w stylu hiszpańskim.
- Dobrze mi - odparła bez zastanowienia.
Teraz on przycichł. Pomógł jej wysiąść, a potem ramię w ramię ruszyli w stronę dużego
frontowego ganku, na którym stała wygodna huśtawka.
- Wyobrażam sobie, że wiosną jest tu jak w raju. Nic tylko siedzieć i cały się dzień się
huśtać. - Westchnęła.
- Nigdy bym nie sądził, że lubisz takie wiejskie przyjemności - powiedział zaskoczony.
- Bardzo lubię. Tak samo jak spacery po lesie, konne przejażdżki, grę w bejsbol. Dziwisz
się? Austin nie jest betonową dżunglą. Sporo moich znajomych ma domy za miastem. Właśnie tam
60
nauczyłam się jezdzić konno i strzelać.
Uśmiechnął się do siebie. Miał ją za typową dziewczynę z miasta. Swoją drogą nie
przyglądał jej się zbyt dokładnie ani nie zastanawiał, co lubi, a czego nie. Doszedł do wniosku, że
nie warto. Wykapana córeczka tatusia, tak o niej myślał. Tymczasem okazało się, że Lou w niczym
nie przypomina Fieldinga Blakely'ego. Jest zupełnie inna. Po prostu wyjątkowa.
Otworzył drzwi i puścił ją przodem. Od razu spostrzegła dużą kolekcję hiszpańskiej
ceramiki zgromadzoną we wnętrzu, w którym dominowały spokojne beże i brązy, stanowiące
doskonałe tło dla ciemnych mebli. Harmonijnie dobrane kolory i przedmioty zdradzały rękę
zawodowego dekoratora, który prawdopodobnie pomagał w urządzaniu domu.
- Tam, gdzie się wychowałem, siadaliśmy na skrzynkach po pomarańczach i jedliśmy na
wyszczerbionych talerzach - powiedział, w zamyśleniu dotykając statuetki z brązu przedstawiającej
jezdzca na rozpędzonym koniu. - Tutaj czuję się dużo lepiej.
- Domyślam się - rzekła z uśmiechem. - Ale skrzynki po pomarańczach i wyszczerbione
kubki też mogą mieć swój urok, zwłaszcza kiedy spędza się czas w miłym gronie. Nie znoszę
wielkich przyjęć, na których serwują wymyślne dania i trzeba przestrzegać zasad etykiety.
Coltrain poczuł się zbity z tropu. To niemożliwe, żeby byli aż tak do siebie podobni!
- Lubisz zaskakiwać, co? - powiedział, marszcząc brwi. - A może zajrzałaś do moich akt
personalnych i teraz opowiadasz mi to, co chcę usłyszeć? - zapytał podejrzliwym tonem.
Spojrzała na niego z autentycznym zdumieniem. Tak wielkim, iż ani przez moment nie
myślał, że może być udawane.
- Wiedziałam, że popełniam błąd - stwierdziła głucho. - Chcę wracać do siebie...
Delikatnie wziął ją za rękę.
- Lou, zaczekaj. Nie ufam kobietom, więc na wszelki wypadek przyjmuję postawę obronną.
Zrozum, nigdy nie wiem...
- Rozumiem - odparła szybko. - Nie musisz mi tego tłumaczyć.
- A na dodatek umiesz czytać w moich myślach.
Odsunęła się od niego. Chyba faktycznie potrafi to robić, bo często odgadywała, co powie.
On również zdawał sobie z tego sprawę.
- Kiedyś byłem wściekły, gdy podawałaś mi kartę pacjenta, zanim zdążyłem o nią poprosić.
- Nie robię tego celowo - broniła się.
- Wiem. Czy nie odnosisz wrażenia, że jak na ludzi, którzy tak niewiele ze sobą rozmawiali,
sporo o sobie wiemy? Domyślamy się rzeczy, o których nie powinniśmy mieć pojęcia. W ogóle nie
musimy o nich mówić.
- I lepiej, żebyśmy nie mówili - zastrzegła. Krępowało ją jego przenikliwe spojrzenie. -
61
Nigdy - dodała z mocą.
- Nie wierzę w żadne  a potem żyli długo i szczęśliwie . To straszny banał. Choć przyznam,
że raz dałem się nabrać. Jednak twój ojciec szybko pozbawił mnie złudzeń. Ta dziewczyna trzymała
mnie na dystans, nie pozwalała dotknąć się nawet placem. W tym samym czasie regularnie sypiała
z twoim ojcem. Kiedy zaszła w ciążę, nic mi o tym nie powiedziała. Nadal zamierzała za mnie
wyjść. - Westchnął ciężko. - Po tym wszystkim straciłem zaufanie do kobiet. A twojego ojca
znienawidziłem tak bardzo, że byłem gotów go zabić. Kiedy dowiedziałem się, kim jesteś... - [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.