[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Smith zdjął z ramienia radio, strząsnął plecak, ściągnął skafander i spodnie maskujące i
przespacerował się niedbałym krokiem wzdłuż torów  oszczędni Bawarczycy uważali perony za
zbytek. Przed drzwiami znajdującymi się obok okienka, nad którym widniał napis GEPACK
ANNAHME, zatrzymał się i spróbował je otworzyć. Były zamknięte na klucz. Szybko zbadał
wzrokiem teren, sprawdzając, czy nikt go nie obserwuje, pochylił się, obejrzał dziurkę od klucza
w świetle latarki-paluszka, wyciągnął z kieszeni pęk kluczy o dziwnym kształcie i w ciągu paru
sekund uporał się z otwarciem drzwi. Gwizdnął cicho i prawie natychmiast przyłączyli się do
niego wszyscy pozostali, którzy jeden za drugim wchodzili do środka, już po drodze zrzucając z
ramion plecaki. Zamykający pochód Schaffer zatrzymał się i zerknął na tabliczkę nad okienkiem.
 Mój Boże!  Potrząsnął głową.  Przechowalnia bagażu!
 A gdzie indziej?  spytał logicznie Smith.
Wpuścił Schaffera do środka i zamknął drzwi na klucz. Osłaniając latarkę, tak żeby
wychodzący z niej promień światła nie był szerszy niż palec, przeszedł obok półek na bagaże i
dotarł do przeciwległego końca pomieszczenia, gdzie znajdowało się wykuszowe okno. Było to
zwykłe okno z dwoma przesuwanymi pionowo skrzydłami. Smith obejrzał je szczegółowo,
pilnując, żeby punkcik światła ani razu nie dotknął szyby i nie wydostał się na zewnątrz, na ulicę.
Jego uwagę przyciągnęły pionowo biegnące drewniane listwy z boku okna. Wyjął finkę i
podważył jedną z nich odsłaniając kawałek dwużyłowego przewodu przymocowanego pionowo
do ściany. Rozszczepił żyły, przeciął je po kolei, umieścił listwę na swoim miejscu i sprawdził
dolne skrzydło okna. Poruszało się swobodnie w górę i w dół.
 Ciekawy zabieg  zauważył Schaffer.  Po co to wszystko?
 Nie zawsze jest wygodnie wchodzić frontowymi drzwiami. Zresztą, nawiasem mówiąc,
również nimi wychodzić.
 Młodość stracona na flirtach i włamaniach  powiedział Schaffer ze smutkiem. 
Skąd pan wiedział, że tam jest przewód alarmowy?
 Od czasu do czasu nawet na małej wiejskiej stacyjce znajdą się w przechowalni bagażu
cenne przedmioty  cierpliwie wyjaśniał Smith.  Ale nie znajdzie się tu etatowego specjalnego
pracownika. Bo ten pracownik  kasjer, kontroler zbierający bilety przy wyjściu, bagażowy i
zawiadowca stacji to prawdopodobnie jedna i ta sama osoba. Więc przechowalnię zamyka się na
klucz. A nie miałoby sensu barykadowanie frontowych drzwi, gdyby złodziej mógł się dostać do
środka przez okno od tyłu. Więc to okno kratuje się albo zabezpiecza przewodem. Nie ma krat 
jest zle dopasowana listwa. To oczywiste.
 Oczywiste może dla pana  odezwał się kwaśno Carraciola.  Cała ta... hm... biegłość
w posługiwaniu się wytrychami i alarmami przeciwwłamaniowymi. Mówi pan, że służył pan w
Black Watch?
 Owszem.
 Bardzo dziwnie szkolą w tych szkockich pułkach. Doprawdy bardzo dziwnie.
  Gruntownie", to jest chyba słowo, którego pan szuka  podsunął grzecznie Smith. 
Chodzmy się czegoś napić.
 O tak, chodzmy  powiedział Carraciola twardym głosem.  I niech mi pan
przypomni, żebym wypił wszystko jednym haustem, bo inaczej  stawiam dziesięć do jednego
 nie pożyję, żeby dopić do końca.
 Byłoby wstyd marnować dobre piwo  zgodził się Smith.
Odczekał, aż wszyscy wyjdą, zamknął za sobą drzwi na klucz i dogonił ich, kiedy
wychodzili ze stacji przez główną bramę z napisem  Bahnhoff". Byli już bez plecaków i nie mieli
na sobie ubiorów maskujących. Wszyscy byli ubrani w mundury żołnierzy Jagerbatalionu; Smith
w mundur majora, Schaffer porucznika, a pozostałych czterech było sierżantami. Mundury te nie
były już tak nieskazitelnie wyprasowane, jak należało sobie życzyć, ani też  co stwierdził
sierżant Harrod  nie leżały tak dobrze, jak powinny. Jednakże wieczorem na wiejskiej ulicy czy
w zatłoczonym szynku mogły jakoś ujść. Przynajmniej tę głęboką nadzieję żywił Smith.
Ulica była typową główną ulicą w typowej wiosce w wysokich Alpach. Budynki ciągnące
się po obu jej stronach były solidne, mocne, kwadratowe i wyglądały tak, jakby przez długi czas
stawiały czoło surowym bawarskim zimom i zamierzały to robić jeszcze równie długo. Prawie
wszystkie domy były w stylu drewnianych domków szwajcarskich, o wielkich rozłożystych
okapach i z balkonami biegnącymi przez całą szerokość frontowych ścian. Kilka z nich miało dość
nowoczesną konstrukcję: ściany kryte gontem, duże okna o podwójnych szybach i fantazyjnie
wykute w żelazie kraty. Przeważnie jednak domy były stare i niskie, zbudowane z grubo
ciosanych bali, z zazębiającymi się belkami wystającymi na narożnikach.
Lamp ulicznych nie było, ale wcale nie dbano o zaciemnienie. Podłużne prostokąty światła
padającego przez niezasłonięte okna znaczyły wzorami zawaloną śniegiem ulicę. Ponad jej
przeciwległym, południowym, krańcem widoczne sporadycznie poprzez zasłonę sypiącego śniegu
skupisko świateł zdawało się zawieszone na niebie. Prawie odruchowo Smith przystanął, żeby się
przyjrzeć tej odległej konstelacji, a jego ludzie zatrzymali się wraz z nim. Zwiatła Schloss Adler,
Orlego Zamku, wydawały się nieprawdopodobnie dalekie, równie niedostępne jak góry na
księżycu. Przez długą, wypełnioną ciszą chwilę mężczyzni przyglądali im się bez słowa, potem
wymienili spojrzenia i za ogólną milczącą zgodą znów ruszyli przed siebie. Buty chrzęściły na
ubitym śniegu, a zamarznięte oddechy kłębiły się na mroznym wieczornym wietrze.
Główna i jedyna ulica była wyludniona i całkiem bez życia. Przy tak złej pogodzie
wydawało się to nieuniknione. Jeśli jednak ulica była wyludniona, to wieś wprost przeciwnie:
śmiechy, śpiewy, gwar głosów wypełniały wieczorne powietrze, a rząd ciężarówek
zaparkowanych gęsiego po jednej stronie ulicy nieomylnie wskazywał, skąd pochodziły. Dla
szkoleniowych oddziałów z koszar nad Blau See w promieniu dwudziestu paru kilometrów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.