[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bonda i przeniosłaś się z nim do Stanów. - Odchylił się na krześle i patrzył na nią uważ-
nie. Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego zgodziłaś się na rozmowę z nim, kiedy przyjechał
do willi... - dodał.
Oczy Cairo pociemniały.
- Ostrzegam ciÄ™. Albo zmienisz temat, albo ja wychodzÄ™.
- Jestem po prostu ciekawy. Zresztą i tak musimy o czymś rozmawiać - dodał lek-
ko.
Przyniesiono przekąski. Cairo czekała na odejście kelnera, żeby mu odpowiedzieć.
R
L
T
- Nie chcę rozmawiać o Lionelu. Ani o jego wczorajszej wizycie, ani o naszym
małżeństwie i rozwodzie. Czemu nie pomówić o tym, dlaczego ty się nigdy nie ożeniłeś -
zaproponowała, zabierając się do swoich krewetek.
- To o wiele mniej interesujące - odpowiedział z uśmiechem.
- Bo nigdy nie spotkałeś właściwej kobiety - powiedziała kpiąco. - Naprawę wie-
rzysz, że istnieją właściwi mężczyznie i właściwe kobiety dla każdego?
- A ty nie? - Przez pewien czas wierzył, że jest z właściwą kobietą. Ale najwyraz-
niej on nie był dla niej właściwym mężczyzną...
Potrząsnęła głową.
- Moim zdaniem mądrzej i bezpieczniej jest wybierać sobie partnera z podobnego
środowiska, o zbliżonych zainteresowaniach i zajęciu.
- Tak jak ty i Bond?
Zarumieniła się gwałtownie.
- Rafe...
- Albo ty i ja - dodał miękko.
Nie, wcale nie jak oni oboje! Jak zdążyła się już przekonać na własnej skórze, nie
mieli ze sobą absolutnie nic wspólnego.
Odłożyła widelec. Apetyt zupełnie jej minął.
- Nie, nie jak ty i ja - powiedziała. - Myślę, że będzie lepiej, jeżeli sobie pójdę.
- Raczej uciekniesz.
- Wcale nie - zaprzeczyła ostro.
- Owszem. Zawsze tak postępowałaś.
Dawne wspomnienie ścisnęło w gardle.
- Powinnam była przewidzieć, że długo nie będziesz taki sympatyczny.
- Jeżeli teraz wyjdziesz - powiedział ze spokojem - przeczytasz jutro w prasie o
naszym powtórnym zerwaniu po zaledwie dwóch dniach spędzonych razem.
- Wcale nie byliśmy razem...
- Kiedyś byliśmy.
- Ja...
R
L
T
- W ciągu ostatnich dwóch dni musiałaś zauważyć, że wciąż cię pragnę... a ty pra-
gniesz mnie - dodał miękko.
- Ja nie!
Skłamała, ale zdradził ją rumieniec, a zresztą po ostatniej nocy nie zdołałaby już go
przekonać. Uśmiechnął się kwaśno.
- Lepiej mnie nie prowokuj, bo mogę to łatwo udowodnić.
Mierzyli się wzrokiem, aż napięcie między nimi stało się nieznośne. Cairo oddy-
chała z trudem, nie była w stanie myśleć ani mówić. Rafe wstał nagle, nie zwracając
uwagi na otoczenie, ujął ją za brodę, podniósł jej twarz do góry i pocałował dziko i za-
chłannie.
Kiedy w końcu podniósł wzrok, jego oczy lśniły z emocji.
- Wezmę cię tu, na tym stole - zaczął, ale przerwał gwałtownie.
Goście restauracji obserwowali ich z dyskretną aprobatą, uśmiechając się i kiwając
głowami. Rafe ukłonił się lekko i opadł na krzesło. Jutrzejsze nagłówki jednak będą inne,
pomyślał. Na przykład: Cairo i Rafe nie mogą utrzymać rąk z dala od siebie".
Cairo była półprzytomna, odurzona pocałunkiem Rafe'a i swoją na niego reakcją.
Bo w chwili, gdy poczuła jego wargi na swoich, zapomniała, gdzie jest, i podobnie jak on
była gotowa kochać się na stole.
- Jak mogłeś? - wyszeptała, zerkając wstydliwie dokoła.
Inni goście, którzy najwyrazniej kibicowali im gorąco, zaczynali wracać do swoich
rozmów i talerzy.
Rafe sięgnął po kieliszek z szampanem i opróżnił go jednym haustem. Jak mógł?
No cóż, tylko Cairo potrafiła sprawić, że zapominał o całym świecie. Niezależnie od
okoliczności jedyną myślą stawało się bycie z nią, kochanie się z nią.
Wciąż nade wszystko pragnął się z nią kochać. Ale jedno spojrzenie na jej bladą,
oskarżającą twarz powiedziało mu, że to bardzo mało prawdopodobne.
- Chyba należałoby to przypisać twojemu niezwykłemu powabowi.
Popatrzyła na niego sceptycznie.
- Wzięłabym jeszcze pod uwagę twoją skłonność do upokarzania mnie.
- Cairo...
R
L
T
- Nie próbuj zaprzeczać, bo wiesz dobrze, że to właśnie robisz. - Zarumieniona ze
wstydu i żalu do niego, podniosła torebkę, rzuciła mu miażdżąco pogardliwe spojrzenie i
ruszyÅ‚a do drzwi, które otworzyÅ‚ przed niÄ… maître.
Rafe pogratulował sobie posępnie, napełnił kieliszek szampanem, opróżnił go bły-
skawicznie i niezwłocznie powtórzył całą czynność. Teraz Cairo z pewnością nieprędko
pozwoli mu się do siebie zbliżyć.
Westchnął ciężko, rzucił na stolik kilka banknotów i pełen niedobrych przeczuć
podążył za Cairo.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Dogonił już na chodniku, próbującą złapać taksówkę, co było niełatwe, odkąd dość
drastycznie ograniczono wjazd prywatnych samochodów do centrum miasta.
- Może jednak pozwolisz się przeprosić?
Spojrzała na niego ostro.
- Nie ma mowy - odpowiedziała zimno i odwróciła się, by pomachać na taksówkę.
- Przynajmniej zgódz się, żebym odwiózł cię do domu.
- I dostał kolejną szansę? - sarknęła. - Raczej pójdę piechotą. - I rzeczywiście ru-
szyła przed siebie.
Mógł tylko iść obok niej.
- Prawie nic nie zjadłaś... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Bonda i przeniosłaś się z nim do Stanów. - Odchylił się na krześle i patrzył na nią uważ-
nie. Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego zgodziłaś się na rozmowę z nim, kiedy przyjechał
do willi... - dodał.
Oczy Cairo pociemniały.
- Ostrzegam ciÄ™. Albo zmienisz temat, albo ja wychodzÄ™.
- Jestem po prostu ciekawy. Zresztą i tak musimy o czymś rozmawiać - dodał lek-
ko.
Przyniesiono przekąski. Cairo czekała na odejście kelnera, żeby mu odpowiedzieć.
R
L
T
- Nie chcę rozmawiać o Lionelu. Ani o jego wczorajszej wizycie, ani o naszym
małżeństwie i rozwodzie. Czemu nie pomówić o tym, dlaczego ty się nigdy nie ożeniłeś -
zaproponowała, zabierając się do swoich krewetek.
- To o wiele mniej interesujące - odpowiedział z uśmiechem.
- Bo nigdy nie spotkałeś właściwej kobiety - powiedziała kpiąco. - Naprawę wie-
rzysz, że istnieją właściwi mężczyznie i właściwe kobiety dla każdego?
- A ty nie? - Przez pewien czas wierzył, że jest z właściwą kobietą. Ale najwyraz-
niej on nie był dla niej właściwym mężczyzną...
Potrząsnęła głową.
- Moim zdaniem mądrzej i bezpieczniej jest wybierać sobie partnera z podobnego
środowiska, o zbliżonych zainteresowaniach i zajęciu.
- Tak jak ty i Bond?
Zarumieniła się gwałtownie.
- Rafe...
- Albo ty i ja - dodał miękko.
Nie, wcale nie jak oni oboje! Jak zdążyła się już przekonać na własnej skórze, nie
mieli ze sobą absolutnie nic wspólnego.
Odłożyła widelec. Apetyt zupełnie jej minął.
- Nie, nie jak ty i ja - powiedziała. - Myślę, że będzie lepiej, jeżeli sobie pójdę.
- Raczej uciekniesz.
- Wcale nie - zaprzeczyła ostro.
- Owszem. Zawsze tak postępowałaś.
Dawne wspomnienie ścisnęło w gardle.
- Powinnam była przewidzieć, że długo nie będziesz taki sympatyczny.
- Jeżeli teraz wyjdziesz - powiedział ze spokojem - przeczytasz jutro w prasie o
naszym powtórnym zerwaniu po zaledwie dwóch dniach spędzonych razem.
- Wcale nie byliśmy razem...
- Kiedyś byliśmy.
- Ja...
R
L
T
- W ciągu ostatnich dwóch dni musiałaś zauważyć, że wciąż cię pragnę... a ty pra-
gniesz mnie - dodał miękko.
- Ja nie!
Skłamała, ale zdradził ją rumieniec, a zresztą po ostatniej nocy nie zdołałaby już go
przekonać. Uśmiechnął się kwaśno.
- Lepiej mnie nie prowokuj, bo mogę to łatwo udowodnić.
Mierzyli się wzrokiem, aż napięcie między nimi stało się nieznośne. Cairo oddy-
chała z trudem, nie była w stanie myśleć ani mówić. Rafe wstał nagle, nie zwracając
uwagi na otoczenie, ujął ją za brodę, podniósł jej twarz do góry i pocałował dziko i za-
chłannie.
Kiedy w końcu podniósł wzrok, jego oczy lśniły z emocji.
- Wezmę cię tu, na tym stole - zaczął, ale przerwał gwałtownie.
Goście restauracji obserwowali ich z dyskretną aprobatą, uśmiechając się i kiwając
głowami. Rafe ukłonił się lekko i opadł na krzesło. Jutrzejsze nagłówki jednak będą inne,
pomyślał. Na przykład: Cairo i Rafe nie mogą utrzymać rąk z dala od siebie".
Cairo była półprzytomna, odurzona pocałunkiem Rafe'a i swoją na niego reakcją.
Bo w chwili, gdy poczuła jego wargi na swoich, zapomniała, gdzie jest, i podobnie jak on
była gotowa kochać się na stole.
- Jak mogłeś? - wyszeptała, zerkając wstydliwie dokoła.
Inni goście, którzy najwyrazniej kibicowali im gorąco, zaczynali wracać do swoich
rozmów i talerzy.
Rafe sięgnął po kieliszek z szampanem i opróżnił go jednym haustem. Jak mógł?
No cóż, tylko Cairo potrafiła sprawić, że zapominał o całym świecie. Niezależnie od
okoliczności jedyną myślą stawało się bycie z nią, kochanie się z nią.
Wciąż nade wszystko pragnął się z nią kochać. Ale jedno spojrzenie na jej bladą,
oskarżającą twarz powiedziało mu, że to bardzo mało prawdopodobne.
- Chyba należałoby to przypisać twojemu niezwykłemu powabowi.
Popatrzyła na niego sceptycznie.
- Wzięłabym jeszcze pod uwagę twoją skłonność do upokarzania mnie.
- Cairo...
R
L
T
- Nie próbuj zaprzeczać, bo wiesz dobrze, że to właśnie robisz. - Zarumieniona ze
wstydu i żalu do niego, podniosła torebkę, rzuciła mu miażdżąco pogardliwe spojrzenie i
ruszyÅ‚a do drzwi, które otworzyÅ‚ przed niÄ… maître.
Rafe pogratulował sobie posępnie, napełnił kieliszek szampanem, opróżnił go bły-
skawicznie i niezwłocznie powtórzył całą czynność. Teraz Cairo z pewnością nieprędko
pozwoli mu się do siebie zbliżyć.
Westchnął ciężko, rzucił na stolik kilka banknotów i pełen niedobrych przeczuć
podążył za Cairo.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Dogonił już na chodniku, próbującą złapać taksówkę, co było niełatwe, odkąd dość
drastycznie ograniczono wjazd prywatnych samochodów do centrum miasta.
- Może jednak pozwolisz się przeprosić?
Spojrzała na niego ostro.
- Nie ma mowy - odpowiedziała zimno i odwróciła się, by pomachać na taksówkę.
- Przynajmniej zgódz się, żebym odwiózł cię do domu.
- I dostał kolejną szansę? - sarknęła. - Raczej pójdę piechotą. - I rzeczywiście ru-
szyła przed siebie.
Mógł tylko iść obok niej.
- Prawie nic nie zjadłaś... [ Pobierz całość w formacie PDF ]