[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzyńskiej niż otyłej. Wstała i podeszła do lady, patrząc na mnie pytająco.
— Szukani informacji o pewnym malarzu — zagaiłem. — Urodził się tutaj.
Nazywał się Bonifacy Rohlmann.
Dostrzegłem jakiś błysk w jej oczach, kiedy wymieniłem nazwisko Rohlmann,
ale potrząsnęła głową.
— Ja załatwiam tylko zwykłe sprawy — powiedziała. — Będzie pan musiał
porozmawiać z moim mężem.
— Gdzie jest mąż pani?
— Na próbie. Teraz zajęty, gra w misteriach.
40
— Kiedy mógłbym się z nim zobaczyć?
Spojrzała na mnie badawczo i coś we mnie najwidoczniej ją uspokoiło.
— On zawsze około piątej, przed powrotem do domu na kolację, wstępuje do
gospody „Eisenhut”. Jeżeli pan wypije z nim piwo, może będzie rozmowniejszy.
Uśmiechnęła się serdecznie i polubiłem ją.
— Chętnie z nim wypiję — powiedziałem. — Ale jeszcze nie wiem, jak się
nazywa.
— Zwyczajnie. Josef Paskert.
— Pan Josef Paskert. Będę pamiętał. Jaką rolę gra w misteriach?
Uśmiech zniknął z jej twarzy. Jak miałem się przekonać, wszystko, co doty-
czyło misteriów pasyjnych, traktowano we Friedheim bardzo poważnie, wszelka
płochość była niedozwolona.
— Jest Judaszem Iskariotą — w głosie jej zabrzmiała jakaś obronna nuta zu-
pełnie dla mnie zrozumiała. Człowieka łatwo można kojarzyć z rolą teatralną,
jaką odgrywa, i jego żona oczywiście odczuwałaby skutki owych skojarzeń. —
To wspaniała rola, druga najważniejsza po Panu Jezusie.
— Na pewno, i trudna do zagrania.
— Tak. — Patrzyła na mnie już mile wdzięczna za tę odrobinę sympatii. —
Josef, mój mąż, to doskonały aktor. Wprost nie do uwierzenia. Może dlatego, że
ma życie niezbyt ciekawe. Nie rzeźbi w drewnie, nie wyrabia świetnych instru-
mentów. Tylko to! — Wyciągnęła obie ręce, jak gdyby chciała ogarnąć nimi całe
biuro. — Bóg zesłał mu wielki dar, może dlatego, że jemu właśnie czegoś takiego
potrzeba.
Była osobą głęboko religijną i to miało swoją wymowę. Nie zdawała sobie
sprawy, jak jest wzruszająca. Z samozaparciem myślała wyłącznie o mężu. Chcia-
ła, żeby ludzie widzieli w nim to, co ona widzi, rozumieli w nim to, co ona rozu-
mie. Zapragnąłem ją namalować taką, jaką ujrzałem w tej zatrzymanej chwili.
— Interesująca koncepcja — powiedziałem. — Będzie mi bardzo przyjemnie
poznać męża pani.
Wyszedłem znów na ulicę: między brodatych mężczyzn i dziwacznie ubrane
kobiety. Żadne miasteczko w Ziemi Świętej nigdy nie wyglądało tak jak to tutaj;
ludzie z biblijnych opowieści nie chodzili przyodziani w ten sposób i twarzy nie
mieli podobnych, ale wrażenie, ogólne wrażenie, było dziwnie biblijne. Jak gdyby
idąc uliczkami Friedheim, człowiek cofał się o stulecia.
Judaszowi mogłem postawić piwo dopiero o piątej, a z nikim innym jakoś nie
miałem ochoty rozmawiać. Zwiedzanie nie pociągało mnie na razie, szperanie tak-
że nie. Wziąłem więc moje składane sztalugi, wszedłem na dosyć strome wzgórze
i usiadłem tam ponad panoramą Friedheim, gotów szkicować, jeżeli wpadnę we
właściwy nastrój, albo też gotów zadowolić się samym patrzeniem, jeżeli nastroju
twórczego nie będzie.
41
Z początku widziałem tylko układ stromych dachów, przeważnie czerwonych,
gdzieniegdzie szarych lub żółtych. Kościół z cebulowatą wieżyczką stał na zbo-
czu, niejako dominował. Za kościołem i dachami lśniła zakręcająca rzeka. Uliczki
też kręte tworzyły dziwaczne figury geometryczne.
Nie należy jednak, zachwycając się rysunkiem tych uliczek, przypisywać bu-
downiczym miasta Friedheim artyzmu czy dobrego gustu. To musiała być po-
zostałość średniowiecza. W epoce pik, mieczów i konnicy proste ulice groziły
obrońcom takiego miasteczka zagładą, kręte natomiast sprawiały kłopot ataku-
jącym, jeżeli obrońcy czekali za rogiem. Tyle o przyczynach. Wynik tego jest
sztuką, czystym dziełem sztuki.
Friedheim w tamtych dawnych czasach, chociaż mniejsze, wyglądało chyba
nie inaczej, kiedy szwedzki generał Oxenstar najechał na nie. Niemcy szczegól-
nie w małych miasteczkach na ogół bardzo szybko odbudowują to, co zostało
zburzone, przy okazji powiększają tereny miejskie. Dzięki temu charakter starych
miasteczek zachowuje się, pomimo że lata mijają.
Leniwie patrzyłem na Friedheim, rad z samego tego widoku. Toteż nie zaraz
odkryłem, że ono ma kształt gwiazdy, gwiazdy pięcioramiennej. Ale kiedy już
to zobaczyłem, widziałem Friedheim tylko tak właśnie. Gwiazda bez wątpienia.
Trudno byłoby uwierzyć, że taki kształt nadano temu miasteczku rozmyślnie. Pa-
trząc z poziomu ulic, oczywiście zatraciłoby się poczucie owej gwiaździstości.
To było widać tylko z miejsca, w którym siedziałem, czy innego miejsca na tej
wysokości, a prowincjonalnych miasteczek przecież nie planują i nie budują ma-
rzyciele przebywający na wyżynach. Budują je robotnicy zmuszeni wymogami
chwili, planują je ludzie praktyczni z myślą o przyszłości, a nie o pięknie form
przestrzennych. Nie mogłem sobie wyobrazić żadnego rozsądnego powodu, dla
którego Friedheim powinno mieć kształt gwiazdy, nie mogłem więc też przyjąć,
że ktoś kiedykolwiek tak je zaprojektował: to po prostu stało się przypadkiem.
Ustawiłem sztalugi i przygotowałem się do naszkicowania uliczek i dachów,
kościoła i rzeki. Już ogarniałem to wszystko nie patrząc, kiedy nagle usłysza-
łem jakieś podzwanianie. Przedtem na zboczu wzgórza dźwięczały ciche dzwonki
i wcale mi nie przeszkadzały. Ale ten pojedynczy dzwonek przeszkodził mi, ra-
czej rozkazujący niż delikatny. Nieoczekiwanie spojrzałem w oczy najbrzydszej
krowie, jaką zdarzyło mi się widzieć.
Wszystkie inne krowy na wzgórzu pasły się spokojnie, nie zwracając uwagi
ani na swoje towarzyszki, ani na świat wokoło. Ta wtargnęła w mój świat, i to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.