[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokazywania jego twarzy, ale...
Gdy usłyszał dobiegającą z wnętrza muzykę, włosy zjeżyły mu się na
karku. Po chwili uspokoił się. Nie, to na pewno ktoś znajomy. Na wszelki
wypadek starał się nie robić hałasu. Przy drzwiach podniósł rękę. Zazwyczaj
zostawiał klucz na framudze, dziś jednak go nie było. Nacisnął klamkę.
Drzwi są otwarte?
Zajrzał do środka. Miał stąd widok na całe mieszkanie, nie licząc
sypialni. Najpierw w przedpokoju zobaczył walizkę, a potem w kuchni 
Sophie. Zalała go fala podniecenia, trochę innego niż to, które czuł, kiedy
opuszczano go na linach z dachu.
W białej bluzce, opiętych dżinsach i sandałach wyglądała
fantastycznie. Włosy miała lśniące i trochę krótsze; aż się chciało wsunąć w
nie rękę. Jakby tego było mało, w powietrzu unosił się zapach czekolado-
wych ciastek...
Nigdy na czyjś widok nie czuł tak wielkiej radości. Miał wrażenie, że
w mieszkaniu rozbłysło słońce, że jego ponure życie nagle pojaśniało.
Przepełniło go uczucie szczęścia.
130
R
L
T
Gdy wszedł do środka, Sophie odwróciła się. Była lekko umalowana.
Róż na policzkach, szminka na ustach, cień na powiekach. Sprawiała
wrażenie, tak jak wtedy na przyjęciu Hamiltonów, kobiety, która wie, co
chce osiągnąć. Gdy uśmiechnęła się, poczuł się tak, jakby wkoło strzelały
fajerwerki.
 Co, do diabła?  zapytał, starając się nadać głosowi ponure
brzmienie, i skrzyżował ręce na piersi.
 Witaj, Brand. Ja też się cieszę, że cię widzę. Skrzywił się.
 Jak się tu dostałaś?
 Twój ojciec mi powiedział, że pewnie zostawiasz klucz nad framugą.
 Ojciec wie, że tu jesteś?
 Uważa, że jestem fantastyczna i lepiej trafić byś nie mógł.
Oczywiście, że jest fantastyczna, ale on się dla niej nie nadaje. Nie
dostała listów Sinclaira? Nie przeczytała ich?
 Tu jest Kalifornia, a nie Sugar Maple  zauważył, zmieniając temat.
 Nie możesz piec ciastek przy otwartych drzwiach.
 Przestań. Jeśli będę potrzebowała ochrony, kupię sobie rottweilera.
 W Sugar Maple nie potrzebujesz ochrony. Tam jest twoje miejsce.
 Nie ty o tym decydujesz.
Miał rację; nabrała wewnętrznej siły i pewności siebie.
 A w ogóle to co robisz w mojej kuchni?
 Uznałam, że posprzątam, skoro będę tu mieszkać. I kupię ci blachę
do pieczenia ciastek.
 Blachę...? Co to znaczy? Gdzie będziesz mieszkać? Tu? W tych
czterech ścianach? Na pewno nie.
 Ależ tak. Dopóki nie pójdziesz po rozum do głowy.
 Po rozum? Ja? Raczej ty.
131
R
L
T
 Ja na szczęście przestałam się już kierować rozumem. Zrozumiałam,
że spokój to najgłupsza rzecz na świecie. Przytępia zmysły. Usypia.
Człowiek drętwieje.
 Nie możesz tu zostać  oznajmił szorstko Brand.
 Wyglądasz, jakbyś ledwo zipał  powiedziała kojącym tonem. 
Usiądz, zjedz ciasteczko. Zrobiłam je według przepisu twojej mamy.
Wiedział, że najmądrzej byłoby obrócić się na pięcie i zwiać, ale coś
go powstrzymało. Wszedł do mieszkania i niemal wbrew sobie usiadł przy
kuchennym stole. W nozdrza uderzył go zapach Sophie. Czysty, świeży,
kuszący.
 Poczęstuj się.
Pokusa okazała się zbyt silna. Wziął ciastko, odgryzł kawałek,
zamknął oczy i rozkoszował się jego smakiem.
 Napijesz się mleka?
 Nie mam mleka  warknął rozdrażniony.
Otworzywszy oczy, utkwił w niej wzrok. Dziesiątki myśli krążyły mu
po głowie: To sen. Zaraz się obudzę. Kiedy przestałem lubić samotność?
Muszę ją przepędzić. Zniechęcić. Dla jej dobra.
 Kwaśnieje, kiedy wyjeżdżam. Nigdy nie wiem, kiedy wrócę.  Na
moment zamilkł.  Czy w ogóle wrócę.
Sophie bez słowa postawiła przed nim szklankę mleka. Nie pij,
rozkazał sobie, zupełnie jakby biały płyn był jakimś tajemniczym nektarem,
po wypiciu którego on, Brand, straci swoją moc. Upił łyk.
No tak. Mieszkał sam od ośmiu lat. Dziś po raz pierwszy poczuł się
tak, jakby po długiej tułaczce dotarł do domu.
132
R
L
T
Ciasteczka. Mleko. Wyczerpanie. Zatroskane spojrzenie Sophie.
Zwiadomość, że nie wszystkim zakładnikom zdołał pomóc. Oparł głowę na
dłoniach i wziął głęboki oddech.
Jej ręka spoczęła na jego ramieniu.
 Będzie dobrze. Jestem przy tobie.
 Jakie dobrze?  burknął.  Miałem wyprowadzić czternaście osób z
hotelu, w którym trzymano ich jako zakładników. Tylko dwanaście osób to
przeżyło.
Objęła go za szyję.
 Och, Brand...  szepnęła.
Nic więcej, ale to wystarczyło. Miał wrażenie, jakby ciężar w jego
sercu zelżał. Przestraszył się. Wiedział, że mógłby się uzależnić od
obecności Sophie, jej uśmiechu i ciepła; wkrótce nie chciałby jej puścić.
 Mogłem zginąć  ciągnął.  Czy można drugą osobę narażać na takie
życie? Moim zdaniem nie. I dlatego musisz odejść.
 Nie.
 Tak.
 Nie  rzekła równie stanowczo, jak on.
 Nie zgadzam się, żebyś tu została.
 Więc wyrzuć mnie.
Nie mógł. Pragnął, by została. Na zawsze. Zaczął nerwowo szukać
ratunku.
 Kiedy mieszkańcy Sugar Maple dowiedzą się, że mieszkasz u mnie,
ucierpi twoja opinia.
Wybuchnęła śmiechem.
 Tym się akurat nie przejmuję.
 A ja tak. Nie możesz tu zostać. To... nie wypada.
133
R
L
T
 Nie zamierzam się nigdzie stąd ruszać. Przynajmniej przez jakiś
czas.
 Hilde nie pochwali twojej decyzji  zauważył.
 Nie znasz mojej babci. A powinieneś, skoro wszystko rozumiałeś,
kiedy mówiła po niemiecku.
 Ojciec mnie zabije.  Zdawał sobie sprawę, że używa słabych
argumentów.
 Nieprawda. Zachęcił mnie do przyjazdu. Powiedział, że życie jest
zbyt krótkie.
 Słynny wykład o tym, jak to trzeba cieszyć się każdą chwilą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.