[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zostawię drzwi otwarte, żebym mógł panią usłyszeć. W porządku?
- Tak, w porządku. - Eva chciała już odejść, ale nagle przystanęła w pół kroku: -
Dziękuję, że pan to dla mnie robi.
Na twarz doktora wypłynął uśmiech, rysując wokół oczu małe sympatyczne zmarszczki.
- Nie ma za co. Spędziłem miły wieczór w pani towarzystwie. Dobranoc, niech pani śpi
dobrze.
- Dobranoc.
Dwadzieścia minut pózniej Eva leżała w łóżku i rozmyślała, jak to dobrze jest mieć kogoś
zaledwie kilka metrów od siebie. A potem zasnęła.
-30-
Wszedł do knajpy na Friesenstrasse i stanął przy wejściu, żeby się rozejrzeć. Znów
włożył przebranie, bo kanalia, którą dziś wieczór chciał sobie wyszukać, miała pójść z nim z
własnej woli. Znał tę knajpę i wiedział, że tu nie będzie miał z tym większych problemów.
Tutaj zepsucie czuło się jak w domu.
Lokal był długą kiszką z kilkoma barami umieszczonymi jeden za drugim i tego wieczoru
pękał w szwach. Muzyka grała tak głośno, że rozmowa była prawie niemożliwa. Ale on
przecież nie chciał prowadzić żadnych rozmów, tylko zabrać jedną z tych zakłamanych
kanalii z sobą.
Ku swojej wielkiej satysfakcji stwierdził, że wśród gości przeważają kobiety. Utorował
sobie drogę obok pierwszego baru i natychmiast zauważył, że jego przebranie skutkuje:
zlustrowało go niejedno długie spojrzenie. Tuż przed drugim barem znalazł lukę, w której
stanął. Rozejrzawszy się wokół, na prawo od siebie odkrył dwie takie bezwstydne baby, które
wgapiały się w niego całkiem bez żenady i posyłały mu sprośne uśmieszki. Ich spojrzenia od
razu wzbudziły w nim wstręt, tak jak i wszystko w tym grzesznym miejscu: wszędzie dokoła
się śmiano, kołysano się i huśtano w rytm muzyki, a zepsute brudne ciała ocierały się o siebie.
Te dwie obok gapiły się na niego w dalszym ciągu. Otwarcie zmierzył je spojrzeniem od
stóp do głów i zdecydował się na tę po prawej - młodą, mocno umalowaną, z tlenionymi
włosami, ubraną w błyszczące spodnie. Będzie ryczeć i będzie go błagać, i w swoim
tchórzostwie proponować mu wszystko, czego zapragnie. Zaledwie o tym pomyślał, a z
mdłości żołądek wywrócił mu się na drugą stronę.
Zamówił sobie przy barze wodę, zapłacił i przecisnął się przez grupkę ludzi ku tym
dwóm. W chwili, gdy do nich dotarł, muzyka nagle umilkła, ale tylko na dwie, trzy sekundy, a
potem zaczęła się nowa piosenka, jeszcze głośniejsza.
Zapal no jeszcze skręta, do końca tu daleko...
Rozmowy wokół umilkły. Wszędzie w tej zakichanej budzie ludzie obejmowali się i
poruszali razem wte i wewte. Nie mógł na to patrzeć, więc spuścił wzrok.
Uspokój no się, stary, i przestań się już ciskać,
My też siedzimy cicho i nie robimy bydła...
Zrobił się nerwowy. Ten hałas, to wycie. Ludzie wychodzili z siebie. Zacisnął dłonie w
pięści, tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w ciało, powodując ból.
Nagle jakieś ramię owinęło mu się wokół bioder, a kiedy podniósł oczy, nie patrzył wcale
w twarz tlenionej blondyny, lecz jej przyjaciółki. Uśmiechnęła się, zniżyła głowę do jego
ucha i wrzasnęła:
- Jak się nazywasz?!
Zmyślił jakieś imię i akurat zdążył odkrzyknąć je dziewczynie, kiedy wokół niego
wybuchł totalny chaos. Najwyrazniej wszyscy bez wyjątku darli się razem z wykonawcą:
To były piękne dni, naprawdę piękne dni...
Wokół nich ludzkość ryczała ze wszystkich sił. Popatrzył kanalii głęboko w oczy, a ona
odwzajemniła spojrzenie. Przysunęła znów usta do jego ucha i zdradziła mu, że ma na imię
Bianca.
Dwadzieścia minut pózniej opuścił knajpę w towarzystwie Bianki.
-31-
Kiedy się obudziła, nie mogła otworzyć oczu. Odruchowo chciała podnieść rękę, żeby
sprawdzić dotykiem, co jej w tym przeszkadza, ale najpierw pociągnęła przy tym swoją drugą
rękę, po czym ruch został gwałtownie powstrzymany na wysokości piersi. Nie! - chciała
krzyknąć, ale wyszło z tego tylko jakieś mmmm, bo ust również nie mogła otworzyć. Coś, co
ściśle opinało jej wargi, uniemożliwiało jakikolwiek ich ruch. W panice spróbowała odsunąć
na bok związane ręce, ale po kilku zaledwie centymetrach napotkała na opór, uderzyła w coś
wyściełanego. W tym samym momencie przyszło zrozumienie, niemal pozbawiając ją tchu:
znowu leży w trumnie, ale tym razem jest inaczej. Gorzej. Ma związane ręce, a oczy i usta
najwyrazniej zaklejone. Czy to już? Czy teraz właśnie spełnia się grozba napisana na jej
lustrze w sypialni? Czy ten, kto jej to robi, tym razem potraktował rzecz serio? Jej oddech
przyśpieszył. Musisz być spokojna - zaklinała samą siebie. - Możesz oddychać tylko nosem.
Udusisz się, jeśli wpadniesz teraz w panikę . Skoncentrowała się na swoim oddechu,
próbując sobie wyobrazić, jak tlen wpływa jej do płuc. Potrwało to jakiś czas, ale potem znów
mogła do pewnego stopnia kontrolować własne myśli.
Powróz czy też cokolwiek to było, czym związane miała przeguby rąk, był dość długi i
pozwalał jej poruszać ramionami do góry i na boki w promieniu jakichś trzydziestu
centymetrów. Jego drugi koniec najwidoczniej przymocowany był gdzieś dalej u dołu, na
wysokości jej stóp. Ale dlaczego w zamkniętej trumnie dodatkowo skrępowano jej ręce?
Przecież i bez tych więzów nie miała żadnej szansy wydostania się z tego diabelstwa. A że do
tego zaklejono jej oczy i usta... Czy ten, kto to robi, chciał, żeby wiedziała, że tym razem jest
inaczej? %7łe tym razem jej nie wypuści? %7łe teraz... umrze?
Nogi Evy zaczęły się poruszać, same, i nie mogła nic na to poradzić. Coś zacisnęło się jej
na gardle, oddech ponownie przyśpieszył i stał się nierówny. Próbowała odetchnąć również
przez usta, rozchylić wargi choćby w najmniejszą szparkę, ale bez skutku. Uduszę się! Musi...
musi... Muszę myśleć o czymś innym. Szybko...
Zastanowić się... Oddycha przez nos, to przecież wystarczy, nie udusi się, nie... A co z
Leienbergiem? Przecież musiał usłyszeć, jeśli ktoś porwał ją z domu. Jeżeli drzwi do pokoju
gościnnego były otwarte, nikt nie mógł przenieść jej obok tak, żeby doktor tego nie zauważył.
Chyba że... Nie, precz, precz, złe myśli, musisz się zastanowić, Evo, nad twoją sytuacją, nad
trumną.
Dlaczego zasłonił jej oczy? Dlaczego była związana? Czy faktycznie tylko dlatego, żeby
tym razem wprowadzić jakąś różnicę? A może istniała inna przyczyna? Jaka? No dalej, Evo.
jaka mogłaby być przyczyna... Stop! A co, jeśli tym razem trumna wcale nie była zamknięta?
To byłoby najbardziej przekonujące wytłumaczenie dla więzów. Być może to... Być może, być
może. Jeśli trumna rzeczywiście nie jest zamknięta, to i tak wszystko jedno dlaczego.
Uniosła ręce. Powróz był wystarczająco długi, by mogła dosięgnąć wieka. Nacisnęła na
nie gwałtownie, ale ani drgnęło. Spróbowała jeszcze trzy, cztery razy, a potem opuściła
ramiona.
Musi dosięgnąć jakoś miejsca w nogach, gdzie był przymocowany sznur. Z całej siły
przycisnęła pięty do dna trumny, napięła mięśnie nóg i palcami poczęła wędrować w dół po
sznurze, którym skrępowane były jej nadgarstki. Powróz napinał się coraz bardziej, aż w
końcu więcej się już nie dało. Ale w tym miejscu nie było ani śladu węzła czy czegoś w tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Zostawię drzwi otwarte, żebym mógł panią usłyszeć. W porządku?
- Tak, w porządku. - Eva chciała już odejść, ale nagle przystanęła w pół kroku: -
Dziękuję, że pan to dla mnie robi.
Na twarz doktora wypłynął uśmiech, rysując wokół oczu małe sympatyczne zmarszczki.
- Nie ma za co. Spędziłem miły wieczór w pani towarzystwie. Dobranoc, niech pani śpi
dobrze.
- Dobranoc.
Dwadzieścia minut pózniej Eva leżała w łóżku i rozmyślała, jak to dobrze jest mieć kogoś
zaledwie kilka metrów od siebie. A potem zasnęła.
-30-
Wszedł do knajpy na Friesenstrasse i stanął przy wejściu, żeby się rozejrzeć. Znów
włożył przebranie, bo kanalia, którą dziś wieczór chciał sobie wyszukać, miała pójść z nim z
własnej woli. Znał tę knajpę i wiedział, że tu nie będzie miał z tym większych problemów.
Tutaj zepsucie czuło się jak w domu.
Lokal był długą kiszką z kilkoma barami umieszczonymi jeden za drugim i tego wieczoru
pękał w szwach. Muzyka grała tak głośno, że rozmowa była prawie niemożliwa. Ale on
przecież nie chciał prowadzić żadnych rozmów, tylko zabrać jedną z tych zakłamanych
kanalii z sobą.
Ku swojej wielkiej satysfakcji stwierdził, że wśród gości przeważają kobiety. Utorował
sobie drogę obok pierwszego baru i natychmiast zauważył, że jego przebranie skutkuje:
zlustrowało go niejedno długie spojrzenie. Tuż przed drugim barem znalazł lukę, w której
stanął. Rozejrzawszy się wokół, na prawo od siebie odkrył dwie takie bezwstydne baby, które
wgapiały się w niego całkiem bez żenady i posyłały mu sprośne uśmieszki. Ich spojrzenia od
razu wzbudziły w nim wstręt, tak jak i wszystko w tym grzesznym miejscu: wszędzie dokoła
się śmiano, kołysano się i huśtano w rytm muzyki, a zepsute brudne ciała ocierały się o siebie.
Te dwie obok gapiły się na niego w dalszym ciągu. Otwarcie zmierzył je spojrzeniem od
stóp do głów i zdecydował się na tę po prawej - młodą, mocno umalowaną, z tlenionymi
włosami, ubraną w błyszczące spodnie. Będzie ryczeć i będzie go błagać, i w swoim
tchórzostwie proponować mu wszystko, czego zapragnie. Zaledwie o tym pomyślał, a z
mdłości żołądek wywrócił mu się na drugą stronę.
Zamówił sobie przy barze wodę, zapłacił i przecisnął się przez grupkę ludzi ku tym
dwóm. W chwili, gdy do nich dotarł, muzyka nagle umilkła, ale tylko na dwie, trzy sekundy, a
potem zaczęła się nowa piosenka, jeszcze głośniejsza.
Zapal no jeszcze skręta, do końca tu daleko...
Rozmowy wokół umilkły. Wszędzie w tej zakichanej budzie ludzie obejmowali się i
poruszali razem wte i wewte. Nie mógł na to patrzeć, więc spuścił wzrok.
Uspokój no się, stary, i przestań się już ciskać,
My też siedzimy cicho i nie robimy bydła...
Zrobił się nerwowy. Ten hałas, to wycie. Ludzie wychodzili z siebie. Zacisnął dłonie w
pięści, tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w ciało, powodując ból.
Nagle jakieś ramię owinęło mu się wokół bioder, a kiedy podniósł oczy, nie patrzył wcale
w twarz tlenionej blondyny, lecz jej przyjaciółki. Uśmiechnęła się, zniżyła głowę do jego
ucha i wrzasnęła:
- Jak się nazywasz?!
Zmyślił jakieś imię i akurat zdążył odkrzyknąć je dziewczynie, kiedy wokół niego
wybuchł totalny chaos. Najwyrazniej wszyscy bez wyjątku darli się razem z wykonawcą:
To były piękne dni, naprawdę piękne dni...
Wokół nich ludzkość ryczała ze wszystkich sił. Popatrzył kanalii głęboko w oczy, a ona
odwzajemniła spojrzenie. Przysunęła znów usta do jego ucha i zdradziła mu, że ma na imię
Bianca.
Dwadzieścia minut pózniej opuścił knajpę w towarzystwie Bianki.
-31-
Kiedy się obudziła, nie mogła otworzyć oczu. Odruchowo chciała podnieść rękę, żeby
sprawdzić dotykiem, co jej w tym przeszkadza, ale najpierw pociągnęła przy tym swoją drugą
rękę, po czym ruch został gwałtownie powstrzymany na wysokości piersi. Nie! - chciała
krzyknąć, ale wyszło z tego tylko jakieś mmmm, bo ust również nie mogła otworzyć. Coś, co
ściśle opinało jej wargi, uniemożliwiało jakikolwiek ich ruch. W panice spróbowała odsunąć
na bok związane ręce, ale po kilku zaledwie centymetrach napotkała na opór, uderzyła w coś
wyściełanego. W tym samym momencie przyszło zrozumienie, niemal pozbawiając ją tchu:
znowu leży w trumnie, ale tym razem jest inaczej. Gorzej. Ma związane ręce, a oczy i usta
najwyrazniej zaklejone. Czy to już? Czy teraz właśnie spełnia się grozba napisana na jej
lustrze w sypialni? Czy ten, kto jej to robi, tym razem potraktował rzecz serio? Jej oddech
przyśpieszył. Musisz być spokojna - zaklinała samą siebie. - Możesz oddychać tylko nosem.
Udusisz się, jeśli wpadniesz teraz w panikę . Skoncentrowała się na swoim oddechu,
próbując sobie wyobrazić, jak tlen wpływa jej do płuc. Potrwało to jakiś czas, ale potem znów
mogła do pewnego stopnia kontrolować własne myśli.
Powróz czy też cokolwiek to było, czym związane miała przeguby rąk, był dość długi i
pozwalał jej poruszać ramionami do góry i na boki w promieniu jakichś trzydziestu
centymetrów. Jego drugi koniec najwidoczniej przymocowany był gdzieś dalej u dołu, na
wysokości jej stóp. Ale dlaczego w zamkniętej trumnie dodatkowo skrępowano jej ręce?
Przecież i bez tych więzów nie miała żadnej szansy wydostania się z tego diabelstwa. A że do
tego zaklejono jej oczy i usta... Czy ten, kto to robi, chciał, żeby wiedziała, że tym razem jest
inaczej? %7łe tym razem jej nie wypuści? %7łe teraz... umrze?
Nogi Evy zaczęły się poruszać, same, i nie mogła nic na to poradzić. Coś zacisnęło się jej
na gardle, oddech ponownie przyśpieszył i stał się nierówny. Próbowała odetchnąć również
przez usta, rozchylić wargi choćby w najmniejszą szparkę, ale bez skutku. Uduszę się! Musi...
musi... Muszę myśleć o czymś innym. Szybko...
Zastanowić się... Oddycha przez nos, to przecież wystarczy, nie udusi się, nie... A co z
Leienbergiem? Przecież musiał usłyszeć, jeśli ktoś porwał ją z domu. Jeżeli drzwi do pokoju
gościnnego były otwarte, nikt nie mógł przenieść jej obok tak, żeby doktor tego nie zauważył.
Chyba że... Nie, precz, precz, złe myśli, musisz się zastanowić, Evo, nad twoją sytuacją, nad
trumną.
Dlaczego zasłonił jej oczy? Dlaczego była związana? Czy faktycznie tylko dlatego, żeby
tym razem wprowadzić jakąś różnicę? A może istniała inna przyczyna? Jaka? No dalej, Evo.
jaka mogłaby być przyczyna... Stop! A co, jeśli tym razem trumna wcale nie była zamknięta?
To byłoby najbardziej przekonujące wytłumaczenie dla więzów. Być może to... Być może, być
może. Jeśli trumna rzeczywiście nie jest zamknięta, to i tak wszystko jedno dlaczego.
Uniosła ręce. Powróz był wystarczająco długi, by mogła dosięgnąć wieka. Nacisnęła na
nie gwałtownie, ale ani drgnęło. Spróbowała jeszcze trzy, cztery razy, a potem opuściła
ramiona.
Musi dosięgnąć jakoś miejsca w nogach, gdzie był przymocowany sznur. Z całej siły
przycisnęła pięty do dna trumny, napięła mięśnie nóg i palcami poczęła wędrować w dół po
sznurze, którym skrępowane były jej nadgarstki. Powróz napinał się coraz bardziej, aż w
końcu więcej się już nie dało. Ale w tym miejscu nie było ani śladu węzła czy czegoś w tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]