[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przykrość i dyskomfort, powinien teraz
spojrzeć na Patricka.
Wychodzisz.
Wstała, doprowadziła do porządku
ubranie i wskazała drzwi.
Idziesz. Wypad, ale już.
Mimo mroku panującego w pokoju
Patrick widział, jak Miranda dyszy
nakręcona. Wyczułby to zresztą nawet
w czarnej jak smoła dziurze dziesięć
kilometrów pod ziemią.
Złośliwiec. Psuja burknął.
Wychodz. Uśmiechnęła się do
niego cierpko.
Ociągając się, wstał z kanapy.
A wracając do mojej propozycji.
Ustalmy, że jak tylko rozwód zostanie
orzeczony, mówimy o wszystkim
dziewczynkom. Nie będę czekać jeszcze
pół roku. Wiem, czego chcę. Chcę
ciebie.
Dobra. Wtedy o tym porozmawiamy
odburknęła, mimo iż jego oczy
w kolorach jesieni wwiercały się w nią
pożądliwie, co powodowało, że jej
wnętrze przypominało gorący syrop
z bitą śmietaną.
Mówisz jak prawdziwa matka.
Patrzył na nią jednak nie jak na matkę,
ale jak na kobietę, z której najchętniej
zerwałby odzienie.
Przestań zażądała.
Mógłbym ci jakoś w tym& eee&
pomóc zakpił, przenosząc wzrok na jej
twarz.
Miranda wstrzymała oddech. Nie
wiedziała, czy się śmiać, czy ściągać
bluzkę.
Wynoś się. Natychmiast.
Wzruszył ramionami i podniósł ręce.
Tak tylko powiedziałem.
Dobra.
Jak małe będą ci dokuczać w nocy,
zadzwoń powiedział, opierając się
o drzwi.
Jej nabrzmiałe sutki widział świetnie
mimo mroku, teraz jednak miał poważne
wątpliwości, czy w ciemnościach trafi
samochodem do własnego domu.
Nie martw się, będę spać jak zabita,
ty skunksie. Spojrzała na niego, udając
bardzo zagniewaną.
Może ty, ale ja nie zmrużę oka.
W końcu wyszedł. Limit samokontroli
został na dziś wyczerpany.
Po jego wyjściu uśmiechała się do
siebie. Była po prostu szczęśliwa i nie
zamierzała tego głębiej analizować. Ten
stan jednak trwał zaledwie około pięciu
minut.
Zajrzała do dziewczynek.
Rzeczywiście spały jak aniołki, coś jej
jednak kazało spojrzeć na akwarium.
Rybka, ściślej pan rybka, też spał.
Nawet zbyt mocno. Brzuszkiem do góry.
Miranda ze smutkiem patrzyła na
stworzenie, które jeszcze niedawno
swoją żwawością prowokowało dzieci
do istnych gejzerów śmiechu.
Może dostał zawału i utonął?
O Bud szepnęła. Znowu?
Wystukała numer Kevina. Właściciel
sklepu zoologicznego miał zwyczaj noce
z piątku na sobotę spędzać na zapleczu,
grając z kumplami w pokera.
Upewniwszy się, że może się
zaopatrzyć w Buda numer siedem, była
zmuszona wezwać jedynego człowieka,
od którego chciałaby się teraz trzymać
z daleka. Ale cóż, babcia wyjechała na
wycieczkę z grupą emerytów, a ktoś
musi popilnować dziewczynek.
Chyba nie chce mieć rano do czynienia
z dwoma oszalałymi z rozpaczy
pięciolatkami?
Uśmiechnął się, gdy wysiadając
z samochodu, usłyszał dzwonek telefonu,
a na wyświetlaczu pokazało się jej imię.
Co, chcesz, żebym ci trochę
poświntuszył w słuchawkę? zapytał.
Gdyby nie to, że obok siebie miała
akwarium ze zwłokami, chętnie by na to
przystała.
Nie, ale musisz coś dla mnie zrobić.
Co? Mam przyjechać i poświntuszyć
osobiście?
Zachowuj się! warknęła. Jesteś
już w domu?
Właśnie wchodzę.
Psiakość.
Coś się stało?
Bud nie żyje.
Przez moment usiłował zrozumieć,
o czym mowa, po czym z ulgą oparł się
o samochód.
Biedny Bud. Z drugiej strony nie
dziwi mnie to. Potrzebował dziewczyny.
Frustracja seksualna bywa zabójcza,
sam wiem to najlepiej.
Możesz przez chwilę zachować
powagę?
Ależ ja jestem poważny. Brak
seksualnego zaspokojenia&
Wiem, że już jesteś w domu
postanowiła zignorować jego zaczepki
ale czy mógłbyś podjechać do sklepu
zoologicznego, wziąć nowego Buda
i przywiezć go tutaj? Ja nie mogę wyjść,
babcia wyjechała.
Jest wpół do jedenastej. Sklep jest
otwarty?
Kevin jest na miejscu. Będzie
wiedział, o co chodzi.
Co on robi w nocy w sklepie? Nie
ma normalnego życia?
Gra w pokera. Rozumiem, to
dziwne, że o tym wiem, ale& mógłbyś
po prostu zrobić, o co cię proszę?
Trafiło się ślepej kurze ziarno.
Tak, ale nie za darmo.
Jego sugestywny głos spowodował, że
przeszły ją ciarki.
Zaraz ci wyślę adres esemesem.
Rozłączyła się, nie zaproponowawszy
żadnej stawki w zamian za fatygę.
Po godzinie Patrick był na miejscu.
Triumfalnie podniósł do góry
plastikową torbę z wodą, w której
pływały dwie rybki. Jego uśmiech
szerokością przypominał największe
pasmo górskie w całym kraju.
O, Buda chyba sklonowano
stwierdziła Miranda.
Niech chociaż on spędzi dziś
szczęśliwą noc.
Wzięła od niego torbę, starając się nie
dotknąć palców. Gdyby ktoś jej kiedyś
powiedział, że facet z dwiema typowo
dziewczyńskimi gadżetami, jakimi są
złote rybki, może wyglądać seksownie,
popukałaby się w czoło. A jednak&
Ale jak im wyjaśnimy, że są dwie
rybki?
Powiemy, że Bud ma dziecko?
Naprawdę chcesz z nimi zacząć
dyskusję, skąd się biorą dzieci?
Hm, nie pomyślałem mówił
Patrick, drapiąc się po brodzie. Już
wiem! Powiemy, że Bud musi mieć
dziewczynę, bo tak zdecydowały syreny.
Stali obok siebie, patrząc na akwarium
na kuchennym stole. Dwie rybki pływały
w nim coraz spokojniej, trzymały się
jednak z dala od siebie.
Miranda niechcący otarła się
o Patricka ramieniem. Kątem oka
widziała kuszące usta.
Ale nie. Musi być twarda.
Niezły pomysł. Wzmianka
o syrenach powinna wystarczyć.
Wzięła akwarium i udała się do
pokoju dziecięcego. Patrick szedł za nią.
Przeszli przez jej sypialnię, a on
zatrzymał się w drzwiach pokoju Loli.
Miranda zgasiła lampkę i przez chwilę
stali, wpatrując się w ciemnościach
w uśpione twarze córeczek.
Zobacz, jakie są śliczne wyszeptał
Patrick.
Jasne, że są.
Wydało się jej, że kocha Ruby prawie
tak samo jak Lolę.
Dzięki, że mi pomogłeś.
Nie ma za co. Jestem tatą, to mój
obowiązek.
Miranda pomyślała, że dobrze byłoby
mieć przy sobie faceta na co dzień. Taki
zawsze sprawdzi, czy w szafie nie kryje
się potwór, w środku nocy przywiezie
rybkę, która zastąpi zmarłą
poprzedniczkę.
Można się koło niego położyć, trzymać
za rękę, cieszyć się obecnością. Znowu
przymknęła oczy, by odgonić pokusę.
Jeśli teraz tego nie zrobi, już nigdy jej
się to nie uda.
Patrick szedł za nią. Chęć dotykania
jej rosła z każdą sekundą. Aż w końcu,
gdy weszli do sypialni, zwyciężyła.
Złapał ją za ramię i przyciągnął.
Patrick&
Wyrzut w jej głosie ostudził go na
chwilę, za to gardłowy ton rozgrzał
ponownie. Dotknął jej policzka.
Nadszedł czas zapłaty powiedział
i się nachylił.
Miranda cofnęła głowę.
Musisz iść, Patrick szepnęła. Kogo
chce przekonać? Jego czy siebie samą?
Wiem, wiem odparł, starając się
uspokoić. Tylko ja& po prostu& cię
kocham.
Nie mów tak błagała. Te słowa
uruchomiały bowiem wszystkie
erogenne strefy jej ciała.
Dlaczego mam nie mówić? Kocham
cię, kocham, kocham, kocham.
Przestań powtarzała z rozpaczą.
Rozumiem. Uśmiechnął się
z triumfem i delikatnie pocałował ją za
uchem. Kocham cię. Teraz przyszła
kolej na podbródek. Kocham cię.
Kocham. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
przykrość i dyskomfort, powinien teraz
spojrzeć na Patricka.
Wychodzisz.
Wstała, doprowadziła do porządku
ubranie i wskazała drzwi.
Idziesz. Wypad, ale już.
Mimo mroku panującego w pokoju
Patrick widział, jak Miranda dyszy
nakręcona. Wyczułby to zresztą nawet
w czarnej jak smoła dziurze dziesięć
kilometrów pod ziemią.
Złośliwiec. Psuja burknął.
Wychodz. Uśmiechnęła się do
niego cierpko.
Ociągając się, wstał z kanapy.
A wracając do mojej propozycji.
Ustalmy, że jak tylko rozwód zostanie
orzeczony, mówimy o wszystkim
dziewczynkom. Nie będę czekać jeszcze
pół roku. Wiem, czego chcę. Chcę
ciebie.
Dobra. Wtedy o tym porozmawiamy
odburknęła, mimo iż jego oczy
w kolorach jesieni wwiercały się w nią
pożądliwie, co powodowało, że jej
wnętrze przypominało gorący syrop
z bitą śmietaną.
Mówisz jak prawdziwa matka.
Patrzył na nią jednak nie jak na matkę,
ale jak na kobietę, z której najchętniej
zerwałby odzienie.
Przestań zażądała.
Mógłbym ci jakoś w tym& eee&
pomóc zakpił, przenosząc wzrok na jej
twarz.
Miranda wstrzymała oddech. Nie
wiedziała, czy się śmiać, czy ściągać
bluzkę.
Wynoś się. Natychmiast.
Wzruszył ramionami i podniósł ręce.
Tak tylko powiedziałem.
Dobra.
Jak małe będą ci dokuczać w nocy,
zadzwoń powiedział, opierając się
o drzwi.
Jej nabrzmiałe sutki widział świetnie
mimo mroku, teraz jednak miał poważne
wątpliwości, czy w ciemnościach trafi
samochodem do własnego domu.
Nie martw się, będę spać jak zabita,
ty skunksie. Spojrzała na niego, udając
bardzo zagniewaną.
Może ty, ale ja nie zmrużę oka.
W końcu wyszedł. Limit samokontroli
został na dziś wyczerpany.
Po jego wyjściu uśmiechała się do
siebie. Była po prostu szczęśliwa i nie
zamierzała tego głębiej analizować. Ten
stan jednak trwał zaledwie około pięciu
minut.
Zajrzała do dziewczynek.
Rzeczywiście spały jak aniołki, coś jej
jednak kazało spojrzeć na akwarium.
Rybka, ściślej pan rybka, też spał.
Nawet zbyt mocno. Brzuszkiem do góry.
Miranda ze smutkiem patrzyła na
stworzenie, które jeszcze niedawno
swoją żwawością prowokowało dzieci
do istnych gejzerów śmiechu.
Może dostał zawału i utonął?
O Bud szepnęła. Znowu?
Wystukała numer Kevina. Właściciel
sklepu zoologicznego miał zwyczaj noce
z piątku na sobotę spędzać na zapleczu,
grając z kumplami w pokera.
Upewniwszy się, że może się
zaopatrzyć w Buda numer siedem, była
zmuszona wezwać jedynego człowieka,
od którego chciałaby się teraz trzymać
z daleka. Ale cóż, babcia wyjechała na
wycieczkę z grupą emerytów, a ktoś
musi popilnować dziewczynek.
Chyba nie chce mieć rano do czynienia
z dwoma oszalałymi z rozpaczy
pięciolatkami?
Uśmiechnął się, gdy wysiadając
z samochodu, usłyszał dzwonek telefonu,
a na wyświetlaczu pokazało się jej imię.
Co, chcesz, żebym ci trochę
poświntuszył w słuchawkę? zapytał.
Gdyby nie to, że obok siebie miała
akwarium ze zwłokami, chętnie by na to
przystała.
Nie, ale musisz coś dla mnie zrobić.
Co? Mam przyjechać i poświntuszyć
osobiście?
Zachowuj się! warknęła. Jesteś
już w domu?
Właśnie wchodzę.
Psiakość.
Coś się stało?
Bud nie żyje.
Przez moment usiłował zrozumieć,
o czym mowa, po czym z ulgą oparł się
o samochód.
Biedny Bud. Z drugiej strony nie
dziwi mnie to. Potrzebował dziewczyny.
Frustracja seksualna bywa zabójcza,
sam wiem to najlepiej.
Możesz przez chwilę zachować
powagę?
Ależ ja jestem poważny. Brak
seksualnego zaspokojenia&
Wiem, że już jesteś w domu
postanowiła zignorować jego zaczepki
ale czy mógłbyś podjechać do sklepu
zoologicznego, wziąć nowego Buda
i przywiezć go tutaj? Ja nie mogę wyjść,
babcia wyjechała.
Jest wpół do jedenastej. Sklep jest
otwarty?
Kevin jest na miejscu. Będzie
wiedział, o co chodzi.
Co on robi w nocy w sklepie? Nie
ma normalnego życia?
Gra w pokera. Rozumiem, to
dziwne, że o tym wiem, ale& mógłbyś
po prostu zrobić, o co cię proszę?
Trafiło się ślepej kurze ziarno.
Tak, ale nie za darmo.
Jego sugestywny głos spowodował, że
przeszły ją ciarki.
Zaraz ci wyślę adres esemesem.
Rozłączyła się, nie zaproponowawszy
żadnej stawki w zamian za fatygę.
Po godzinie Patrick był na miejscu.
Triumfalnie podniósł do góry
plastikową torbę z wodą, w której
pływały dwie rybki. Jego uśmiech
szerokością przypominał największe
pasmo górskie w całym kraju.
O, Buda chyba sklonowano
stwierdziła Miranda.
Niech chociaż on spędzi dziś
szczęśliwą noc.
Wzięła od niego torbę, starając się nie
dotknąć palców. Gdyby ktoś jej kiedyś
powiedział, że facet z dwiema typowo
dziewczyńskimi gadżetami, jakimi są
złote rybki, może wyglądać seksownie,
popukałaby się w czoło. A jednak&
Ale jak im wyjaśnimy, że są dwie
rybki?
Powiemy, że Bud ma dziecko?
Naprawdę chcesz z nimi zacząć
dyskusję, skąd się biorą dzieci?
Hm, nie pomyślałem mówił
Patrick, drapiąc się po brodzie. Już
wiem! Powiemy, że Bud musi mieć
dziewczynę, bo tak zdecydowały syreny.
Stali obok siebie, patrząc na akwarium
na kuchennym stole. Dwie rybki pływały
w nim coraz spokojniej, trzymały się
jednak z dala od siebie.
Miranda niechcący otarła się
o Patricka ramieniem. Kątem oka
widziała kuszące usta.
Ale nie. Musi być twarda.
Niezły pomysł. Wzmianka
o syrenach powinna wystarczyć.
Wzięła akwarium i udała się do
pokoju dziecięcego. Patrick szedł za nią.
Przeszli przez jej sypialnię, a on
zatrzymał się w drzwiach pokoju Loli.
Miranda zgasiła lampkę i przez chwilę
stali, wpatrując się w ciemnościach
w uśpione twarze córeczek.
Zobacz, jakie są śliczne wyszeptał
Patrick.
Jasne, że są.
Wydało się jej, że kocha Ruby prawie
tak samo jak Lolę.
Dzięki, że mi pomogłeś.
Nie ma za co. Jestem tatą, to mój
obowiązek.
Miranda pomyślała, że dobrze byłoby
mieć przy sobie faceta na co dzień. Taki
zawsze sprawdzi, czy w szafie nie kryje
się potwór, w środku nocy przywiezie
rybkę, która zastąpi zmarłą
poprzedniczkę.
Można się koło niego położyć, trzymać
za rękę, cieszyć się obecnością. Znowu
przymknęła oczy, by odgonić pokusę.
Jeśli teraz tego nie zrobi, już nigdy jej
się to nie uda.
Patrick szedł za nią. Chęć dotykania
jej rosła z każdą sekundą. Aż w końcu,
gdy weszli do sypialni, zwyciężyła.
Złapał ją za ramię i przyciągnął.
Patrick&
Wyrzut w jej głosie ostudził go na
chwilę, za to gardłowy ton rozgrzał
ponownie. Dotknął jej policzka.
Nadszedł czas zapłaty powiedział
i się nachylił.
Miranda cofnęła głowę.
Musisz iść, Patrick szepnęła. Kogo
chce przekonać? Jego czy siebie samą?
Wiem, wiem odparł, starając się
uspokoić. Tylko ja& po prostu& cię
kocham.
Nie mów tak błagała. Te słowa
uruchomiały bowiem wszystkie
erogenne strefy jej ciała.
Dlaczego mam nie mówić? Kocham
cię, kocham, kocham, kocham.
Przestań powtarzała z rozpaczą.
Rozumiem. Uśmiechnął się
z triumfem i delikatnie pocałował ją za
uchem. Kocham cię. Teraz przyszła
kolej na podbródek. Kocham cię.
Kocham. [ Pobierz całość w formacie PDF ]